poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział XXIV

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NASTĘPNY ROZDZIAŁ PO 23 KOMENTARZACH!
Pochyła czcionka - coś z przeszłości.
NOWE POSTACI W ZAKŁADCE BOHATEROWIE

Zayn:
Siarczyste uderzenie czyjejś dłoni w mój policzek nastąpiło, kiedy odsunąłem się od tej dziewczyny, z którą się całowałem. Nagle w pokoju zrobiło się cicho, z gniewem wpatrywałem się w Louisa, który po prostu strzelił mnie w mordę. Zobaczyłem moich przyjaciół, którzy stali z rękami założonymi na klatkach piersiowych, wpatrywali się we mnie jakbym im zabił matki.

- Czy ty jesteś pojebany czy pojebany Malik? – odezwał się Lou.

- O co ci chodzi stary? – odepchnąłem go od siebie, zachwiał się ale złapał równowagę podtrzymany przez Harrego – to raczej wy jesteście pojebani, nie mogę się już spokojnie pobawić bo już macie o coś pretensje. Tak myślałem, pierdolone geje – prychnąłem, nie wiedziałem co mówić i opuściłem pokój.

Wyszedłem na balkon, wyjąłem paczkę fajek i zapaliłem jednego papierosa. Dym wtargnął przyjemnie do moich płuc, po chwili go wypuściłem. O chuj im chodziło? Nie można przez chwilę o wszystkim zapomnieć i się odprężyć? Cholera, mam 20 lat, za chwilę będę ojcem. Zajebiste życie, co nie? Nigdy nie chciałem mieć dzieci, teraz dopiero dotarło do mnie, jaki to będzie dla mnie ciężar. Musiałem poważnie porozmawiać z Dianą, mógłbym odejść od niej i regularnie płacić jej pewną sumę pieniędzy, które nie były dla mnie problemem. Ale czy byłbym w stanie to zrobić, po tym co razem przeszliśmy? Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwierających się drzwi na balkon. Obejrzałem się i zobaczyłem tą dziewczynę… Lucy, z którą się całowałem. Zdradziłem z nią moją Dianę, chyba musiałem to jakoś wyjaśnić.

- Więc…

- Zayn, słuchaj – przerwała mi dziewczyna słodkim głosem – idź szukać Diany i przeproś ją, wyszło głupio… Ja, ja nie powinnam była oddać twojego pocałunku. Nic dla mnie nie znaczył, czuję się winna, skrzywdziłam Dianę a tak naprawdę nie chciałam tego zrobić. Bardzo ją lubię, proszę idź po nią bo zaczynam się martwić – westchnęła i oparła się o barierkę, wydawało mi się, że ściemnia.

- Ale co? Diany tu nie ma? – zmarszczyłem brwi.

- Tak, wyszła widząc jak, sam wiesz co – spuściła wzrok, nerwowo bawiła się swoimi palcami.

- Okej, nie masz za co przepraszać – powiedziałem zgodnie z prawdą – to tylko i wyłącznie moja wina. Chyba pójdę jej poszukać, dzięki – bąknąłem, minąłem ją w drzwiach i wszedłem z powrotem do ciepłego pomieszczenia.

Chciałem już kierować się do wyjścia, kiedy drogę zagrodziła mi wkurwiona Kath.

- Ty podły dupku! Nie myliłam się co do ciebie! Dziecko też zostawisz? – zaczęła mnie obrzucać wyzwiskami, przy okazji okładała mnie pięściami po torsie.



Chwyciłem jej nadgarstki, zaczęła się miotać ale skutecznie ją unieruchomiłem przyciskając do ściany swoim ciałem.

- Posłuchaj mnie, mała – zacząłem, wiedząc, że nie lubi jak się do niej tak mówi – przepraszam, poniosło mnie. Nie wiedziałem co robię, wiesz gdzie jest Diana?

- Jasne, tłumacz się idioto – prychnęła mi w twarz – mam nadzieję, że Diana jest daleko od ciebie i nie popełni więcej błędu i nie wróci do ciebie.

- Pytam serio – wzmocniłem uścisk i przygwoździłem ją do ściany – gdzie jest Diana?

- Uspokój się homofonie! Nie mam pojęcia, gdzie jest Diana, nie mogę się do niej dodzwonić a wyszła pół godziny temu – odepchnęła mnie swoim ciałem i wyswobodziła się z mojego uścisku, bo postanowiłem ją puścić – nie chcę cię więcej widzieć, wynocha z mojego domu – krzyknęła i uderzyła mnie na odchodne w ramię.


- Wal się – szepnąłem, nie usłyszała tego. 


Wziąłem swoją kurtkę i kierowałem się w stronę wyjścia, rozejrzałem się ostatni raz, mój wzrok padł na Louisa i Harrego. Nigdy nie widziałem w ich takim stanie, byli tak jakby w wielkim szoku. Ale teraz nie miałem czasu na wyjaśnienia z nimi, musiałem odnaleźć moją dziewczynę. Poczułem wibracje w swojej kieszeni i wyjąłem telefon. Co do…

Podoba mi się widok związanej Diany.
Powinieneś to wykorzystać w sypialni!
Pozdrowienia, R x

Czyli to, co mówiła mi Diana przed imprezą było cholerną prawdą? Zacisnąłem mocno dłoń na telefonie i szybko opuściłem dom Kath. Chłodne powietrze trochę mnie otrzeźwiło, pospiesznie założyłem na siebie płaszcz, czując lekki chłód na ciele. Obiecałem sobie, że jeśli uda mi się dotrzeć do tych ludzi, którzy są odpowiedzialni za zniknięcie Diany, to nie będę się zastanawiać i zemszczę się. Nie wiedziałem dokąd idę, wpadł mi jednak do głowy pewien pomysł.

- Eric, jesteś mi potrzebny – powiedziałem ostro kiedy odebrał telefon – za pięć minut bądź na Hell Street, to pilne – wyrzuciłem z ust potok słów i rozłączyłem się nie chcąc słyszeć jego sprzeciwu.

Faktycznie, nie minęło chyba pięć minut, a samochód mojego przyjaciela zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Mignął do mnie światłami, podbiegłem i zająłem miejsce pasażera.

- Nie zamierzasz wkręcić mnie na tą domóweczkę? – zapytał z przyklejonym cwaniackim uśmiechem do twarzy – ej, ej a tak w ogóle, to gdzie podziałeś swoją pannę?

- Nie ma czasu na tłumaczenie, znasz człowieka, który jak wysyła wiadomości to zawsze podpisuje się R x? – zapytałem wprost.

Przyjaciel przez chwilę miał zamyślony wyraz twarzy, był bardzo obeznany w świecie przestępczości, miał bardzo dużo kontaktów. Bębniłem swoimi palcami w deskę rozdzielczą samochodu czekając niecierpliwie na jego odpowiedź.

- Coś mi dzwoni… Tylko nie wiem, w którym kościele – zmarszczyłem brwi na ten jego żart, który był nie na miejscu – to musi być na pewno ktoś młody, już kiedyś ktoś mnie o niego pytał.

- Cholera jasna! – wkurzony wyjąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów i chciałem zapalić, ale mój kumpel wyrwał mi ją i zgromił spojrzeniem – o co ci chodzi?

- Nie będziesz palił w Gemmie – skrzywił się i pogłaskał kierownicę wierzchem dłoni.

- Chyba cię pojebało już do reszty, stary – parsknąłem i wziąłem mu papierosy, nie zapaliłem jednak, widząc jak się na mnie patrzy – musimy się natychmiast dowiedzieć kto to, porwał Dianę.

- Trzeba było tak od razu debilu! – wyjął telefon z kieszeni, napisał kilka wiadomości a na jego twarzy  malowało się coraz większe niedowierzanie – no to mamy problem, Ninja.

- To znaczy? Mów, tu chodzi o moją dziewczynę! – krzyknąłem na niego a on wypuścił telefon z dłoni.

- Uspokój się – uderzył mnie lekko w ramię, podniósł telefon i obrócił się do mnie – pamiętasz pewnego, nieśmiałego typa, który trzy lata temu pojawił się u nas w szkole? Nie wiem czy będziesz kojarzyć, był niskim blondynem, nosił wtedy obciachowe okulary i koszule wsadzone w spodnie – spojrzał na mnie a ja skinąłem głową, by mówił dalej – znęcaliśmy się nad nim, pamiętam to jak dziś. Zawsze broniła go siostra, również blondynka. No muszę przyznać, że była z niej fajna laska, ale nie o tym mamy rozmawiać, była za młoda. Jak dobrze pamiętam, kiedyś nas sprzedał u dyrektora, że palimy na terenie szkoły, terroryzujemy uczniów, porysowaliśmy samochód nauczyciela i mieli nas wyrzucić…

- Pamiętam! – od razu wszystko stanęło mi przed oczyma, tamten dzień i wszystkie wydarzenia z nim związane – a my mieliśmy już wtedy niezły przypał w szkole i nie chcieliśmy wylecieć, bo rodzice by nas zabili! Mieliśmy wtedy po 17 lat…

Około 20 razem z Ericiem i kilkoma innymi kumplami spotkaliśmy się z Markiem, który jako jedyny miał prawo jazdy. Zabrał ze sobą jednego kolegę, wsiedliśmy w dwa samochody i pojechaliśmy w stronę domu Robina. Jeden z nas miał po niego iść, padło na Erica. Posłał nam wkurzone spojrzenie, wyszedł z samochodu i po chwili nacisnął dzwonek. W drzwiach ukazał się Robin, mieliśmy otwarte okna, więc wszystko słyszeliśmy.

- Czego tu chcesz? – zapytał chłopak w okularach.

- Ciebie też miło widzieć, Robin. Wiesz, chciałem zapytać czy mam dobrze zadanie, ale zostawiłem zeszyt w samochodzie. Możesz podejść ze mną, przeczytać i sprawdzić? – zapytał tak, jak ustaliliśmy.

- No jasne, ale nie mam dużo czasu – spuścił wzrok – rodzice zaraz przyjadą.

- Nie zajmę ci dużo czasu, chodź – uśmiechnął się, był dobrym aktorem.

Eric szedł przodem, na twarzy miał cwaniacki uśmieszek. Robin niepewnie stąpał za nim. Kiedy znaleźli się na tyle blisko, wysiedliśmy wszyscy z samochodów i stanęliśmy dookoła spanikowanego chłopaka. Chciał uciec, ale któryś z nas go podtrzymał.

- Trzeba było iść na skargę do dyrektora? – zapytałem i stanąłem naprzeciwko niego.

- Ale nie możecie tak robić – zaczął się jąkać i nie wiedział co ma powiedzieć.

- Już lepiej nic nie mów, zapłacisz za to i tak – kiwnąłem głową koledze, który go trzymał a on bez problemu podniósł go i wpakował do bagażnika.

Robin zaczął krzyczeć, miotać się i płakać, był to bardzo śmieszny widok. Zamknąłem bagażnik i pojechaliśmy w stronę lasu. Zaśmiewaliśmy się słysząc piski i błagania chłopaka. Zatrzymaliśmy się w lesie po kilku minutach szybkiej jazdy. Wszyscy jak wcześniej wyszliśmy z samochodów, otworzyliśmy bagażnik i poczuliśmy straszny smród. Odsunęliśmy się i zatkaliśmy sobie nosy. Przyjrzałem się dokładnie chłopakowi, tak jak myślałem – miał całe mokre spodnie.

- Nasz mały Robinek się posikał – zadrwiłem a wszyscy zaczęli się śmiać.

Znów siłą wyciągnęliśmy go z samochodu, rzuciliśmy go na liście. Zaczął znów płakać, błagać nas byśmy nic mu nie robili.

- Spokojnie, lejku – Eric był specjalistą w wymyślaniu różnych pseudonimów, znów wszyscy się śmiali – a teraz – rzucił w jego stronę łopatę – kop.

Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy i staraliśmy się nie roześmiać. Chcieliśmy żeby wykopał sobie dół, chcieliśmy go tylko nastraszyć – musiał odwołać swoje zeznania i my musieliśmy być znowu bezkarni.

- Ale.. ppp po co?- jąkał się chłopak, patrzył na nas z niedowierzaniem.

- No a po co się kopie dół w lesie? Na pewno nie po to, żeby zasadzić kwiatki – odparłem i wywróciłem oczyma.

- Poleżysz w nim sobie trochę czasu, dopóki cię ktoś nie znajdzie – zaśmiał się Eric, Robin rozpłakał się, wziął łopatę i zaczął kopać.

- Nie sądziłem, że będzie aż takim debilem żeby to zacząć – szepnąłem w stronę chłopaków, którzy zaśmiewali się po cichu.

Po kilku minutach Robin opadł na ziemię i znów się rozpłakał.

- Co jest? Już nie możesz? – zadrwił Eric i popchnął chłopaka w stronę tego małego dołku.

- Nie, ja … ja odwołam wszystko – krztusił się łzami, nie mógł prawie mówić.

- I na taką odpowiedź liczyliśmy – uśmiechnęliśmy się triumfująco – do twojego domu jest stąd 10 minut na nogach, nie musimy cię podwozić. I jeśli komukolwiek piśniesz o tym słówko… Nie będziemy się z tobą cackać i od razu sprzedamy ci kulkę w łeb, zrozumiałeś? – zapytałem, skinął głową i poklepałem go po ramieniu.

- Dobry wybór stary, widzimy się jutro w szkole – krzyknął na pożegnanie Eric i już odjeżdżaliśmy z piskiem opon.

Eric spojrzał na mnie w zamyśleniu, znów wpisał coś na telefonie i po chwili pokazał mi teraźniejsze zdjęcie Robina.


- No to stary, mamy przejebane – powiedział i odjechał nie pytając mnie o nic.

***

Harry:
Po słowach Zayna… Nie wiedziałem co robić, nie przypuszczałem, że będzie dalej nas obrażać. Ale myliłem się co do niego, wszyscy się myliliśmy – po tym co zrobił na imprezie. Nie mogliśmy tego przeżyć, zwłaszcza, że Diana gdzieś zniknęła i nikt nie miał pojęcia gdzie jest. Siedziałem przybity na podłodze w kuchni, oparty plecami o zimną stal lodówki, w dłoniach ciężyła mi na wpół pełna butelka piwa. Odgarnąłem dłonią swoje niesforne loki, którym zachciało się wpadać mi do oczu. Byłem nieźle zdenerwowany, roztrzęsiony i nie zdolny do poskładania myśli. Przez to, co powiedział Malik – Louis wpadł w szał i chciał go bić, Niall i Liam musieli go trzymać. Ja poczułem się strasznie dziwnie, wręcz jakbym to ja dostał w twarz a nie Zayn. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, ostatkiem sił podniosłem głowę i zobaczyłem mojego chłopaka.

- Oj Harry, tu jesteś – no chyba widzi – wszędzie cię szukałem. Zaraz idziemy… Piłeś?

- Ee, tylko troszkę – uśmiechnąłem się i poklepałem miejsce obok siebie.

Zrezygnowany Lou osunął się na podłogę obok mnie i wziął ode mnie butelkę alkoholu, pociągnął z niej solidny łyk i przymknął oczy. Wiedziałem, że jest zmęczony i zrezygnowany. Trudno mu się było dziwić, no cóż, dostało się nam. A myśleliśmy, że Zayn już nas zaakceptował. Sięgnąłem do jego dłoni i ścisnąłem ją.

- Nie przejmuj się, przejdzie mu. Może to przez alkohol – powiedziałem, gładząc kciukiem knykcie chłopaka.

- Sam nie wiem, ale nie dość, że całował się z inną to w dodatku tak się zachował – pokręcił z niedowierzaniem głową – od początku coś mi w nim nie pasowało i nie myliłem się.

- Ale wszyscy mu zaufaliśmy, myśleliśmy, że dzięki Dianie się zmieni. Było dobrze, ale widać, on nie umie tak długo wytrzymać – odetchnąłem i oparłem ciężką głowę na ramieniu Louisa.

- Masz rację, niech sobie radzi sam. Dobrze wiesz, że o Dianę martwię się tu bardziej. Nie dość, że jest w ciąży to jeszcze teraz nikt nie może jej znaleźć – mruknąłem, by potwierdzić jego słowa – chociaż tyle dobrze, że Zayn poszedł jej szukać. Jak jej się coś stanie, to obiecuję, że wyrwę mu nogi z dupy.

- Nie bądź już taki waleczny, kochanie – uśmiechnąłem się lekko, dalej nie otwierałem oczu, poczułem, że Lou głaszcze mnie po głowie.

- Przyznaj, że to uderzenie Malika to było coś! – zaśmiał się a ja mu zawtórowałem – już wszyscy się rozeszli, chodźmy już – wstał bez problemu ale ja się zachwiałem, więc musiał mnie podtrzymać.

- Dziękuję mój wybawicielu – uśmiechnąłem się do niego słodko i objąłem go dłońmi za szyję -  musisz mnie odprowadzić do domu – zatrzepotałem rzęsami (TAK BARDZO HETERO SORKI XD), Lou objął mnie i skierowaliśmy się do wyjścia.

Ubraliśmy się, poinformowaliśmy Kath, że wychodzimy. Znaczy Louis to zrobił, bo ja stałem oparty o ścianę w korytarzu i zasypiałem. Kiedy pojawił się obok mnie mój chłopak od razu się rozbudziłem. Uśmiechnąłem się do niego, pewnie wyglądałem jak jakieś dziecko, które cieszy się bez powodu – no ale nic na to nie mogłem poradzić, że zawsze, kiedy on był obok mnie, byłem szczęśliwy.

- Chodź skarbie – szepnął, otworzył drzwi i wyszliśmy przed dom.

Do mojego mieszkania nie było daleko, znajdowało się dosłownie parę przecznic dalej. Ścisnąłem dłoń Louisa i rozkoszowałem się czasem spędzonym z nim. Alkohol mnie zmienił, zrobiłem się bardziej śmiały i chętny do działania – z moim chłopakiem najbardziej.

- Zostaniesz u mnie? – zapytałem po chwili milczenia i kątem oka zerknąłem na Louisa.

- Hmm, w sumie mógłbym – uśmiechnął się, takiej odpowiedzi oczekiwałem.

Zwłaszcza, że w domu nie będzie na noc nikogo. Szliśmy w stronę mieszkania, rozmawialiśmy o różnych pierdołach – nie chcieliśmy wracać do tematu Zayna. Louis nawet nie zauważył, że przyspieszyłem kroku, dzielnie dorównywał mi go, chociaż jego nogi nie były tak długie jak moje. Po niecałych dziesięciu minutach staliśmy już pod drzwiami mieszkania. Usiłowałem drżącymi dłońmi wyjąć klucz z kieszeni mojego płaszcza, ale jakoś nie mogłem na nie trafić. Rozłożyłem bezradnie ręce i zrobiłem smutną minkę patrząc przy tym na Louisa.

- Jak dziecko – zaśmiał się cicho, musnął moje wargi i od razu wyjął klucz z kieszeni – wchodź – otworzył mi drzwi, zamknął je na klucz, kiedy weszliśmy.

Potknąłem się o jakieś buty, zakląłem i wywaliłem się w korytarzu. Syknąłem z bólu ale po chwili zaśmiałem się cicho. Zdołałem zsunąć płaszcz z ramion i to by było na tyle, potem zorientowałem się, że Lou pozbył się moich butów. Podniosłem głowę i zobaczyłem go, jak stoi nade mną z wyciągniętymi dłońmi. Bez zastanowienia pozwoliłem mu się podnieść, podając mu swoje dłonie. Wylądowałem w jego ramionach, na chwilę popatrzyłem w jego cudowne oczy i musnąłem ustami jego usta. LouLou się uśmiechnął, nawet będąc pijanym wiedziałem, kiedy to robi. Już po chwili poczułem, jak oddaje z namiętnością mój pocałunek, jego palce znalazły się w moich włosach. Tylko jemu pozwalałem dotykać moich loków, zacząłem odczuwać wszystko bardziej intensywnie.

Louis przygwoździł mnie do ściany swoim ciałem, nie wiem, czy dało się go pragnąć bardziej? Nie wiem, może – ja jestem do wszystkiego zdolny. Błądziłem dłońmi po jego plecach, później przeniosłem je na jego klatkę piersiową i zacząłem wolno rozpinać guziki w jego koszuli. On jest cholernie gorący! Przez cały czas Louis całował mnie, obsypywał moją twarz, szyję pocałunkami. Wsunął też dłonie pod moją koszulkę, a dotyk jego chłodnych dłoni przyprawił mnie o gęsią skórkę.

- Pragnę cię Harry – usłyszałem jego głos tuż przy swoim uchu, potem było lekkie muśnięcie ustami, aż w końcu przygryzł lekko płatek mojego ucha.

Syknąłem i popchnąłem go szybko w stronę mojej sypialni. Oczywiście nie obyło się bez obijania o meble i ściany, nie mogłem utrzymać dłużej równowagi, usiadłem na łóżku i pociągnąłem Louisa na siebie. Usiadł okrakiem na moich kolanach i znów namiętnie mnie pocałował. Wtargnął językiem do moich ust, pieścił nim moje podniebienie i język. Jego rozpięta już koszula zsunęła się z moją pomocą po ramionach i opadła na podłogę, odsłaniając pokrytą tatuażami klatkę piersiową. Przyjrzałem mu się i przygryzłem wargę.

- Jesteś chodzącą perfekcją LouLou, wiesz? – zapytałem go, nie pozwoliłem mu odpowiedzieć bo już go na powrót całowałem.

Usłyszałem jego cichy śmiech, kilka jęków – kiedy ściskałem palcami jego wrażliwy lewy sutek. Przewrócił mnie i teraz to ja byłem nad nim, całowałem go z jeszcze większą pasją i pożądaniem. Pocałunkami wyznaczałem sobie ścieżkę od jego ust, przez szyję, tors, brzuch. Spojrzałem na niego i zacząłem rozpinać jego spodnie, które tak jak moja koszulka i jego koszula znalazły się na podłodze. Widząc wybrzuszenie w jego bokserkach oblizałem usta, ciągle na niego patrząc. Kiedy to zobaczył rozszerzył szerzej oczy, a z ust wyrwał mu się cichy jęk. To jak reagował na moje miny było niczym w porównaniu do tego, jak reagował na moje pieszczoty. Zaśmiałem się cicho i znów nachyliłem się by go pocałować. Wsunąłem dłoń w jego bokserki i przejechałem po całej długości jego męskości. Jego seksowne westchnięcie rozpaliło mnie jeszcze bardziej. Niestety nie mogłem kontynuować dalszej przyjemności, zadzwonił bowiem telefon Louisa. 


Oboje zmarszczyliśmy brwi, spojrzałem na zegarek – była 3 nad ranem! Kto śmie o takiej godzinie przerywać nasze pieszczoty! Jeśli się dowiem – to zabiję. Louis wyszedł spode mnie i chwycił telefon.

- Czego chcesz Malik? – no to teraz oboje mieliśmy powód, żeby gościa zabić! – Ale czy to pewne? – zapytał i wstrzymał oddech.

Słuchał długo co mówi do niego Zayn, jednak nic z tego nie słyszałem. Nie zapowiadało się dobrze, czekałem na wyjaśnienia od Louisa. Nawet w nikłym świetle lampki nocnej zauważyłem, że Lou zbladł. Przełknął głośno ślinę.

- Rozumiem, za chwilę postaramy się tam zjawić – powiedział i rozłączył się.

- Co się stało? – zapytałem niemal automatycznie, wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.

- Diana jest w szpitalu, poroniła – odparł, a ja zakrztusiłem się własną śliną.

***

Następnego dnia, dzień po imprezie u Kath.


Diana:

Słabe przebłyski z poprzedniej nocy… Pamiętałam tylko, że przebudziłam się na chwilę w ciemnej i zimnej piwnicy. Byłam przywiązana do krzesła, nadgarstki strasznie mnie piekły, obstawiałam, że są całe pokrwawione i otarte. Poza tym, piekielny ból brzucha nie opuścił mnie nawet na moment. Nagle doszło do mnie wszystko, co się stało… Impreza, Zayn całujący się z Lucy, mój płacz, wybiegłam z domu i kierowałam się do siebie. Później ten podejrzany facet, uderzenie i ciemność.

Siedziałam na tym cholernym krześle i starałam się nie dawać nikomu znaku życia. Wolałam, żeby ci ludzie, którzy to ze mną zrobili, podejrzewali, że jestem nadal nieprzytomna. Siedziałam więc cicho, by usłyszeć głosy ludzi. Wytężyłam słuch i prawie od razu doszły do mnie fragmenty rozmowy. Słyszałam dwa męskie głosy i jeden kobiecy – co bardzo mnie zdziwiło. Nigdy bym nie podejrzewała, że kobieta jest zdolna do takich czynów.

- I co teraz będzie? Przecież prędzej czy później Ninja ją znajdzie i my będziemy mieć lipę – kobiecy głos, który już gdzieś słyszałam.

- Ja mam tylko na celu rozwalenie tej ich wspaniałej paczki. On nie zrobił mi krzywdy, więc ja też chcę go tylko postraszyć tak jak on mnie kiedyś – odparł młodszy, męski głos.

- Jakby co to ja umywam ręce – znów dziewczyna.

- Jak to? Przecież ty również chciałaś zemsty, tak bardzo podobał ci się Zayn, że chciałaś go odbić Dianie – no tego już było za wiele, wyglądało na to, że znam tą laskę.

- Daj spokój, dopięłam swego, pocałowałam go i skłóciłam ich ze sobą.

- Ty szmato – wymsknęło mi się, ale było już za późno, słów nie da się cofnąć.

- Co powiedziałaś? – cholera, głos był coraz bliżej – widać, nasza księżniczka się obudziła! Witamy wśród żywych – zaśmiał się niebezpiecznie blisko mojego ucha.

- Po jaką cholerę… - nie zdążyłam dokończyć bo znów poczułam solidne uderzenie w brzuch, krzesło, na którym siedziałam przewróciło się i znów zapadła cholerna ciemność.

Zamrugałam, zobaczyłam tylko biel. Że co? Jakim cudem znalazłam się w szpitalu? Odetchnęłam – nie myliłam się. Zapach szpitala znałam doskonale, ponieważ co jakiś czas musiałam jeździć z Dorothy i Miley na badania. Chciałam usiąść ale kabelki mi na to nie pozwalały. Było ze mną aż tak źle, że przypięli mnie do aparatury?

- Dzień dobry, w końcu jest pani z nami – usłyszałam ciepły głos kobiety, która stała nieopodal mojego szpitalnego łóżka, które tak na marginesie było cholernie niewygodne – czy wszystko dobrze?

- Tak, tylko strasznie boli mnie… - przesunęłam dłonią po swoim brzuchu i byłam w wielkim szoku, spojrzałam z przestrachem na kobietę ubraną w biały kitel – czy… czy z dzieckiem wszystko dobrze?

- Niestety – zacisnęła usta w wąską linię – kiedy panią tu przywieźli, było za późno. Bardzo mi przykro – spuściła wzrok.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jak to? Wszystko przez niego, przez cholernego Zayna.

- A jak się tu znalazłam? – zdołałam wydukać, zdziwiłam się bo mój głos był zachrypnięty.

- Przywiózł panią chłopak, właśnie śpi na fotelu – wskazała gestem dłoni w drugą stronę a ja ostrożnie przekręciłam głowę, dalej byłam wyczerpana.

Kiedy zobaczyłam Zayna wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam co on tu robi, przecież… Nie, zdecydowanie nie chciałam go oglądać.

- Czy może pani go stąd wyprowadzić? – zapytałam a po moich policzkach mimowolnie popłynęły łzy.

- Oczywiście – zatroskana pielęgniarka podeszła do niego i szturchnęła go w ramię, zakryłam twarz dłońmi – proszę stąd wyjść, musimy przebadać pana dziewczynę.

- Nie jestem już jego dziewczyną! Nienawidzę go! – krzyknęłam, Zayn poderwał się i zdezorientowany patrzył to na mnie, to na siostrę.

- Ale Diana, co ty mówisz? – zapytał mnie po chwili, nie mogłam już dłużej walczyć ze łzami i odwróciłam się do niego tyłem.

- Odejdź, nie chcę cię już więcej widzieć – powiedziałam ostatni raz, słyszałam jeszcze jak Zayn protestuje ale byłam tak słaba, że znów zapadłam w sen.


Albo zemdlałam? Sama nie wiem.

*****

Znów przepraszam za zwłokę ;)
Jednak wszystko już zdążyłam ogarnąć i macie następny - trochę dramatu się nam tu wkradło.
Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie, ale nie zawsze musi być tak słodko.

Liczę na komentarze, bo coś ostatnio nie mam dla kogo pisać... 
A wiecie jak bardzo motywują mnie Wasze komentarze i wszystkie opinie ;)
Pozdrawiam i życzę miłych, wspaniałych i szalonych wakacji ! 
Miłego <3 

Ola - @MalikMyLovee

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział XXIII

CZYTASZ = KOMENTUJESZ ;) 

Diana:
Z dłonią w górze stałam pod drzwiami domu mojej przyjaciółki Katheriny. Z jednej strony chciałam stamtąd uciec, ale z drugiej.. potrzebowałam jej pomocnej rady, chciałam, żeby powiedziała mi, że wszystko będzie dobrze. Zebrałam w sobie całą wolę i w końcu zapukałam, wypuściłam ze świstem powietrze i czekałam. Wydawało mi się, że minęły całe godziny, zanim dziewczyna mi otworzyła, ale trwało to w rzeczywistości ułamek minuty. Chyba byłyśmy połączone jakąś tajemniczą więzią i przyciągało nas do siebie. Czasem rozumiałyśmy się bez słów, mówiłyśmy wiele rzeczy w tych samych momentach – potem się z tego śmiałyśmy. Traktowałam Kath jak moją najlepszą przyjaciółkę, siostrę. Była zwariowana, trochę zagubiona ale i tak ją kochałam.

- Hej skarbie! – objęła mnie szybko, przyciskając do mojego policzka swoje malinowe usta.

- Cześć – odparłam siląc się na lekki uśmiech, koleżanka zmarszczyła brwi i pociągnęła mnie do środka.

Uderzył we mnie zapach przypalającego się mięsa, teraz to ja zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się już szczerze. Wiedziałam, że pani mama – kazała mi tak na siebie mówić, nie lubiła kiedy zwracano się do niej Pani – nie umie zbytnio gotować. Pani mama bywała w domu bardzo rzadko, od rana do nocy pracowała w sądzie, była bowiem sędzią. Dobrze płatna praca zapewniała dobry byt rodzinie Morgan. Nie wiedziałam kiedy ostatni raz widziałam ich rodziców razem w domu, ale wchodząc do kuchni zobaczyłam miłą scenkę. Pani mama – Jenna, stała przy kuchence i próbowała uratować mięso – a właściwie to, co z niego zostało. Natomiast tata Kath – pan Ezra przyglądał się zaistniałej sytuacji i śmiał się cicho.

- Dzień dobry! – krzyknęłam wesoło, dopiero teraz zwrócili na mnie uwagę.

Pani mama od razu zapomniała o spalonym daniu, podbiegła do mnie i tak jak córka, objęła mnie i zacałowała prawie na śmierć.

- Jak dobrze cię widzieć, Diano! – powiedzieli równocześnie państwo Morgan i wybuchnęli śmiechem, z Kath popatrzyłyśmy na siebie zdezorientowane, ale również się zaśmiałyśmy.

- Mi państwa również, mam sprawę do Kath, więc nie będziemy przeszkadzać – spuściłam zażenowana wzrok na swoje stopy, nie chciałam z nimi nawiązywać kontaktu wzrokowego bo zaraz by coś wyczuli.

- Zrobię wam coś do jedzenia.

- Nie mamo, nie trzeba. Lepiej otwórz okna i drzwi, bo strasznie śmierdzi – wtrąciła się Kath, wzięła szklanki, sok i kiwnęła mi głową abym szła za nią.

Kiedy byłyśmy już w jej pokoju opadła na łóżko, podciągnęła pod siebie nogi i wpatrywała się we mnie tym swoim wyczekującym wzrokiem. Od razu przypomniały mi się dawne czasy, kiedy praktycznie codziennie przesiadywałyśmy w tym pokoju, który szczerze mówiąc nie zmienił się zbytnio. Ściany nadal pomalowane były na jagodowy kolor, na ścianie przy łóżku wisiały zdjęcia, plakaty i inne nasze wspólne pamiątki. Kath miała bzika na punkcie zespołu 30 Second To Mars, Jared Leto był jej bogiem! Byłyśmy kiedyś na ich koncercie, było to niezapomniane przeżycie. Oprawiła autograf w ramkę i powiesiła na środku ściany, kiedyś za każdym razem kiedy kładła się spać, musiała pocałować ten podpis. Zawsze się z niej wtedy śmiałam, ale teraz jakoś nie było mi do śmiechu. Postawiłam szklankę po soku na stoliku i usiadłam obok niej, w takiej samej pozycji jak ona.

- A więc…

- Jestem… - zaczęłyśmy jak zawsze jednocześnie, ale tym razem żadna z nas się nie zaśmiała.

- Mów – nakazała i patrzyła na mnie dalej.

- Kath, jestem w ciąży – szepnęłam prawie niesłyszalnie a dziewczyna otworzyła szeroko oczy.

- Z kim?! – głupie kurwa pytanie.

- No na pewno nie z ręką! Cholera jasna, jestem w ciąży z Zaynem! – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- Aleś dojebała, z grubej rury – odparła po długim milczeniu.

- Taa, jestem w czarnej dupie stara – zakryłam twarz dłońmi – rodzice jeszcze nie wiedzą, proszę nie mów swoim, bo boję się, że zadzwonią do mnie i źle się to skończy – poprosiłam ją.

Skinęła głową i przysunęła się do mnie, objęła mnie ramieniem i pogłaskała mnie po włosach. Znowu do oczu napłynęły mi łzy, które po chwili popłynęły po policzkach.

- Ciii, kochanie. Wszystko będzie dobrze, nie znam lepszych rodziców od twoich i na pewno ci pomogą. Ja też jestem z tobą, bez względu na wszystko – jak zawsze dodała mi otuchy – poza tym, Zayn nie jest dupkiem i cię nie zostawi!

- Wiem, że mnie nie zostawi. Ale przede mną całe życie. Nie skończyłam nawet studiów! – jęknęłam przerażona i wtuliłam się bardziej w przyjaciółkę.

- Olej studia, dobrze wiesz, że możesz do nich wrócić kiedy chcesz – jak zawsze mądra, nie pomyślałam o tym wcześniej – wiem, że nie chciałaś mieć dzieci, zwłaszcza w tak młodym wieku. No ale cóż, stało się i się nie odstanie skarbie – odsunęła mnie od siebie i spojrzała mi w oczy.

- Nie dam rady – szepnęłam.

- Ty nie dasz rady? – roześmiała się a ja miałam ochotę ją za to uderzyć – Ty? Diana Pierce nie dasz rady? Jesteś silną babką i potrafisz pokazać, na co cię stać!

- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie i przytuliłam mocno – ale muszę już iść, pewnie masz mnóstwo rzeczy do zrobienia.

- Tak, chłopaki przyjeżdżają za godzinę, bo rodzice jadą. Musimy szybko przygotować dom. Niall nie może się domyślić – uśmiechnęła się do mnie.

Pożegnałyśmy się szybko i wyszłam z domu przyjaciółki, miałam znacznie lepszy humor.

*****

Wieczorem stałam przed lustrem i oceniałam brzuch. Nie był taki jak wcześniej, to dało się zauważyć. Powinnam pójść do ginekologa, ale jakoś nie chciałam. Po prostu, nie wiem jak znów przyjmę potwierdzoną wiadomość, że to prawda. Telefon na mojej szafce zawibrował, oznajmiając nadejście wiadomości. Z niechęcią podeszłam do stolika, wzięłam telefon i znieruchomiałam. Znów wiadomość od numeru prywatnego.

Przydadzą ci się nowe ubrania. Ale chyba w większych rozmiarach. Ciekawe czy Mały Malik pójdzie w ślady ojca dilera?

No nie! Tego już było do cholery za wiele. Poczułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele, odrzuciłam telefon na łóżko i pobiegłam do łazienki. Od kilku dni miałam straszne mdłości, to, co zjadałam – od razu zwracałam. Czułam się źle, mała osoba w moim brzuchu chyba nie lubiła tego, co jadłam. Odetchnęłam przemywając twarz zimną wodą, wyszczotkowałam dokładnie zęby i zaczęłam się przygotowywać na imprezę urodzinową Nialla. Ironia losu, akurat dzisiaj wypadały urodziny Horana, zaplanowaliśmy je oczywiście wcześniej – nie wiedząc, że będę w ciąży. Kiedy telefon znów zadzwonił, miałam ochotę nim rzucić o ścianę, zobaczyłam jednak, że dzwoni Zayn. Szybko odebrałam.

- Halo? – zapytałam, przycisnęłam prawym uchem telefon do prawego ramienia i wyciągnęłam szeroką koszulkę z szafy.

- Już wyjeżdżam, będę za pięć minut. Jak się czujesz? – jego zatroskany głos poprawił mi nastrój, uwielbiałam jak się o mnie troszczył.

- Jest dobrze, ale musimy porozmawiać – musiałam mu w końcu powiedzieć, że ten numer nie przestał do mnie pisać – czekam kochanie.

Nie zdążył odpowiedzieć bo się szybko rozłączyłam. Odrzuciłam telefon na łóżko, następnie założyłam koszulkę i obcisłe jeansy. Ułożyłam starannie włosy, przez chwilę nie myśląc w ogóle o dziecku. Po pięciu minutach stania przed lustrem dostrzegłam w nim Zayna. Wszedł do pokoju i od razu do mnie podszedł. Podobało mi się to, że był taki opiekuńczy ale trochę przesadzał. Obchodził się ze mną jak z jajkiem, serio! To jest naprawdę irytujące.

- O czym chciałaś pogadać? – zapytał od razu, oparł się nonszalancko o moją szafę i patrzył na mnie.

Wszystko w jego zachowaniu powinno mnie odstraszać. Po pierwsze – jego groźny wygląd. Przystojny brunet z zarostem, ciemną karnacją i ciągle poważną mina. Dziś włożył na siebie czarne, postrzępione spodnie, szarą koszulkę oraz skórzaną kurtkę, która stanowiła nieodłączny element jego ubioru. Spod podwiniętych rękawów wystawały tatuaże zdobiące jego przedramiona. Po drugie – jego zachowanie i postawa. Samo to, że oparty o szafę wyglądał jak seryjny morderca… No ale cóż, zawsze ciągnęło mnie do niegrzecznych facetów. Wiedziałam, że Zayn nigdy nie ustąpi i nie będzie się ze mną cackał.


- Sam zobacz – podałam mu swój cholerny telefon z otwartym oknem wiadomości od nieznanego numeru – ktoś mnie obserwuje i wie o mnie dużo, domyślasz się kto to może być? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.

Zayn rzucił okiem na teksty, było ich mało ale zawierały bardzo dużo istotnych informacji. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Po chwili milczenia odłożył telefon, wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.

- Nie mam pojęcia, kto to może być. Chodźmy już, spóźnimy się – powiedział jak gdyby nigdy nic się nie stało.

- Co ty powiedziałeś? – nie mogłam więcej dusić w sobie emocji – czy cholerna impreza jest dla ciebie ważniejsza niż moje bezpieczeństwo?

- Diano, nie dramatyzuj. Porozmawiamy o tym później, nie chcesz chyba, żeby niespodzianka się nie udała.

- Ahh, jasne! Świetnie, więc jedźmy – dolna warga drżała mi niebezpiecznie ale musiałam się powstrzymać, aby nie wybuchnąć płaczem.

 **********

Harry:
Dzisiejszy dzień zapowiadał się świetnie i beztrosko. Impreza w domu Kath napawała nas wszystkich radością, wszystkich – oprócz Zayna. W mieszkaniu snuł się z kąta w kąt, burczał coś pod nosem, kiedy pytaliśmy. Nie wiem co się z nim działo, a kiedy zadzwonił do niego telefon, wybiegł z domu i tyle go widzieliśmy. Niall był w piekarni, specjalnie załatwiłem mu tą robotę na dzisiaj, żeby nie wiedział o naszych planach. Później miał przyjść do Kath, tak jak ustaliliśmy. Liam i Patricia zajęli się zakupami, pojechali przed południem do miasta, była już prawie piętnasta a ich nadal nie było. Może pojechali już od razu do Kath, wszystko przygotować. Wyszło na to, że zostałem sam w mieszkaniu, siedziałem przed telewizorem i skakałem z kanału na kanał. Niespodziewanie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi wejściowych. Podniosłem się z kanapy, w progu salonu zobaczyłem jednak mojego Louisa z wypiekami na policzkach i czerwoną różą w dłoni. Rozczulił mnie ten widok i nawet nie zauważyłem jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Louis podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Objąłem go, wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi, zaciągnąłem się jego zapachem i złożyłem na jego podbródku lekki pocałunek.

- Z jakiej to okazji? – zapytałem i odsunąłem się od niego trochę.

- Czy musi być okazja, żebym kupował ci kwiaty? Nie musi, mógłbym to robić codziennie, mógłbym obsypywać cię najpiękniejszymi kwiatami świata, ale żaden nie będzie tak piękny jak ty, Harry. Kocham cię słońce i chcę ci sprawiać radość drobnymi gestami – uśmiechnął się do mnie promiennie, a w moim brzuchu ponownie zaczęło fruwać stado motyli.

- W takim razie dziękuję LouLou – wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu, który mój chłopak lubi najbardziej.

- Mamy jeszcze dwie godziny – szepnął mi do ucha Louis i przejechał dłonią po moim torsie – co zrobimy za ten czas?

- Kochanie, nie kuś – zaśmiałem się i wyplątałem się z jego objęć.

Wziąłem od niego róże, poszedłem do kuchni, gdzie znalazłem ładny wazonik i nalałem do niego wody. Uśmiechnąłem się kiedy wstawiłem do niego róże, uwielbiałem te kwiaty, zwłaszcza, że czerwony był moim ulubionym kolorem. Postawiłem wazon na blacie kuchennym, odwróciłem się i dosłownie zostałem zmiażdżony przez Louisa. Zaśmiałem się cicho, chłopak stanął na palcach i przycisnął swoje usta do moich. Nie protestowałem, wręcz przeciwnie – z zaangażowaniem oddałem ten pocałunek, wśliznąłem się językiem pomiędzy jego wargi i pieściłem nim jego podniebienie i język. Nie wiem ile tak dokładnie minęło czasu, ale kiedy brakło nam tchu odsunąłem się od niego na dosłownie milimetr.

- Czemu mnie tak nakręcasz – zapytałem z trudem łapiąc powietrze.

- Bo zawsze mam na ciebie ochotę Harry – odpowiedział i złożył w kąciku moich ust lekki pocałunek – i bardzo mnie pociągasz, zwłaszcza teraz.

Zaśmiałem się cicho i poczochrałem mu jego starannie ułożone włosy. Zgromił mnie spojrzeniem, a ja pisnąłem i zacząłem uciekać przed nim do sypialni. Nie było to najlepsze rozwiązanie, zważając na to, co przed chwilą powiedział. Nie miałem nic przeciwko wylądowaniu z nim w łóżku, no ale w każdej chwili może wrócić któryś z chłopaków i byłoby nie fajnie. A więc wbiegłem do mojego pokoju, zaraz za mną wkroczył Louis.

- No Harry, już mi nie uciekniesz – zaśmiał się mój chłopak i przygniótł mnie do ściany obok łóżka.

Rozłożyłem dłonie w geście poddania i spojrzałem mu w oczy.

- Niech ci będzie, nigdzie się nie ruszam – uśmiechnąłem się do niego i pierwszy nachyliłem się do pocałunku, który z każdą chwilą stawał się jeszcze bardziej namiętny.

Nasze dłonie błądziły po ciałach, chcąc odkrywać wszystko na nowo. Chociaż tak dobrze znałem ciało mojego chłopaka, nie mogłem go nie dotykać. Czy wspominałem już jaki Louis jest napalony? A no pewnie milion razy. W tej chwili byłem chyba jeszcze bardziej napalony niż on, nie wiem czy to możliwe, ale tak właśnie się czułem. Dopiero się rozkręcaliśmy, kiedy nagle drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Liam.

- Kurwa… jaja sobie ze mnie robicie? – warknął a my odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni – ile razy można dzwonić? Po cholerę macie komórki?

- Eee, wybacz – bąknąłem – byliśmy trochę zajęci – po chwili napięcia wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Dobra, ale zbierajcie się już. Za pół godziny do Kath przyjedzie Niall i musimy zdążyć – westchnął i wyszedł z pokoju.

Spojrzałem na mojego chłopaka, który miał potargane włosy, kilka guzików w jego koszuli było rozpiętych. Zaśmiałem się na ten widok, on również nie przestawał się uśmiechać. Uwielbiałem go w takim stanie, ale niestety nie dane nam było się sobą nacieszyć.

- I to miały być te dwie godziny? – zapytał z ironią w głosie, dałem mu sójkę w bok i pokręciłem z rozbawieniem głową.

- Innym razem, obiecuję – przechodząc za Louisem uszczypnąłem go w pośladek, pisnął i zaśmiał się.

- Ogarnijmy się lepiej bo nie lubię jak Liam jest wkurzony – skrzywił się, poprawił koszulę, na której i tak były widoczne zagniecenia.

Tak jak mówiliśmy – zrobiliśmy. Znalazłem w szafie jakieś szare jeansy i koszulę flanelową  coś, co uwielbiałem najbardziej. Już miałem chwytać swoją bandamkę, ale Louis wyrwał mi ją z dłoni i wrzucił do szafy.

- Zostaw, tak jest lepiej – przejechał dłonią po moich lokach i musnął ustami moją szyję.

Wyszliśmy z sypialni, Liam rozmawiał z kimś przez telefon a kiedy nas zobaczył, ponaglił naszą dwójkę do wyjścia. Znaleźliśmy się za drzwiami, szybko zamknął drzwi i zakończył rozmawiać.

- No jazda, nie ma czasu. Niall już dzwonił – skrzywił się, posłuchaliśmy go i prędko pobiegliśmy do jego samochodu.

Usiadłem z Louisem z tyłu, ponieważ na przednim siedzeniu spoczywał wielki tort.

- Nawet się na niego nie patrz – skarcił mnie kierowca i zaśmiał się, oblizałem się i zaburczało mi w brzuchu.

- Cholera, czekam od rana na tą imprezę, dlatego nic nie jadłem – wymamrotałem i ująłem dłoń mojego chłopaka w swoją, kciukiem pogładziłem jego knykcie.

- Czekaj, czekaj – Lou zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z wyrzutem – czyli, że nie jadłeś nic od rana a jest… - spojrzał na zegarek – siedemnasta trzydzieści?! Zwariowałeś?!

- Ciii kochanie, przecież nic mi nie będzie – wywróciłem oczyma i uścisnąłem jego dłoń, chłopak dobrze wiedział, że nie jem zbyt dużo.

- Mam nadzieję – szepnął – ale pić na pusty żołądek nie będziesz.

Do domu Kath jechaliśmy już w milczeniu, ciszę przerywało miarowe stukanie Liama w kierownice. Na podjeździe czekała na nas Kath, szczelnie opatulona płaszczem. Wskazała nam, żebyśmy wjechali do garażu, by nie wzbudzić podejrzeń blondyna. Tak więc uczynił Liam, wyszliśmy z samochodu, przywitaliśmy się i weszliśmy do środka. Ogarnęła mnie ciemność, wszystkie światła były wyłączone. Musiało minąć kilka minut żeby moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Obrzuciłem wzrokiem wszystkich zebranych w kuchni, Diana wyglądała jak zawsze ładnie, nie sądziłem, że kiedyś to powiem – ale ciąża jej służyła. Wyglądała promienniej i chociaż nie wyrażała tego jej mina, czułem, że dziewczyna jest szczęśliwa. Nie wiem co ugryzło Malika… Był dzisiaj od samego rana jakiś dziwny, to się nie zmieniło. Nie odzywali się do siebie z Dianą, może się o coś pokłócili, miałem jednak nadzieję, że nie chodzi o nic poważnego. Liam, Patricia i zaraz, zaraz… jakaś nowa dziewczyna, której jeszcze nie widziałem. Spojrzałem na Louisa i zrobiłem pytającą minę.

- Jessica, nie wiem czemu dziewczyny ją tu zaprosiły – skrzywił się, chyba nie bardzo lubili tą laskę, nie wyglądała jakoś zachęcająco.

- Cicho, cicho! Idzie już, Louis zapal świeczki na torcie i czekajcie tu na mój sygnał! – oznajmiła Kath.

- A jaki jest sygnał? – zdziwił się mój chłopak.

- Eeee, zaśmieje się może głośno i wtedy wpadniecie do salonu, gdzie będziemy siedzieć? – widać było, że wymyśliła to na poczekaniu, ale zgodziliśmy się.

**********

Niall:
Nienawidziłem dzisiejszego dnia. Co z tego, że był piątek, co z tego, że miałem urodziny. Nikt o mnie nie pamiętał, nikt nie zaprosił mnie na żadną imprezę. Normalnie nie mogłem w to uwierzyć, przecież zawsze wychodziliśmy z chłopakami do klubu, bawiliśmy się w najlepsze. No ale jak widać… nawet najlepsi przyjaciele zapominają. Jednak był jeden plus, Kath zadzwoniła do mnie rano, kiedy zaczynałem pracę w piekarni i poprosiła abym do niej przyjechał o osiemnastej. Zgodziłem się, przynajmniej ona umili mi ten jakże parszywy dzień. Stanąłem przed jej domem, zdziwiłem się, że wszystkie światła są zgaszone i już myślałem, że nie ma jej w domu. Podszedłem jednak do drzwi i zadzwoniłem, miałem ponownie nacisnąć dzwonek, kiedy drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich jak zawsze seksowna Katherina. Uśmiechnąłem się na jej widok, zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu. Miała dziś pokręcone włosy, które ładnie opadały na jej ramiona. Ubrała czerwoną, obcisłą sukienkę – wiedziała, jak bardzo lubię ten kolor.

- Hej – powiedziała swoim uwodzicielskim głosem, który był zarezerwowany wyłącznie do sypialni – nie mogłam się doczekać – dodała, chwyciła mnie za kurtkę i wciągnęła do domu.

Wpiła się namiętnie w moje usta, oddałem pocałunek z jeszcze większą pasją i objąłem ją w talii. Wylądowaliśmy na pobliskiej ścianie, nie przerywając jednak pocałunku. Zdjąłem szybko kurtkę i pociągnąłem ją w stronę schodów prowadzących do jej sypialni. Zatrzymała mnie i pokręciła przecząco głową. Cały czas się uśmiechała, zawróciliśmy i poszliśmy do salonu, co mnie zdziwiło. No ale nie ważne było dla mnie miejsce, w którym to zrobimy. Ważna była tylko nasza przyjemność. Usiedliśmy na dużej kanapie, już miałem ją pocałować kiedy położyła mi palec na ustach.

- Co dziś robiłeś? – zamruczała mi do ucha i przygryzła jego płatek.

- Nic ciekawego, byłem w piekarni bo cholerny Harry nie mógł być tam dzisiaj i musiałem iść za niego – wywróciłem oczyma.

Kath zaśmiała się głośno, ja sam nie wiedziałem z czego. Przecież nie powiedziałem nic śmiesznego… Nagle usłyszałem głośny krzyk i obróciłem głowę w kierunku drzwi salonu. Do środka wparowali wszyscy, Louis z tortem w dłoniach, Harry z szerokim uśmiechem na twarzy, Zayn z Dianą, Pat i Liam oraz ta dziewczyna spod szkoły Kath, którą poznałem niedawno. Zaczęli śpiewać sto lat, ja nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Od samego początku dnia, myślałem, że zapomnieli! Jak bardzo się myliłem, uwielbiałem ich za to, cholera jasna! Każdemu życzę takich zajebistych kumpli! Roześmiałem się a Kath objęła mnie i zaczęła śpiewać razem ze wszystkimi. Kiedy skończyli nie mogłem wydusić z siebie słowa.

- Jesteście pojebani – tylko to przyszło mi do głowy – dzięki, byłem przekonany, że zapomnieliście!

- Nie gadaj tylko dmuchaj blond frajerze – zaśmiał się Louis i podszedł do mnie z tortem.

- Jak mnie nazwałeś? – oburzyłem się a wszyscy znów się zaśmiali – no dobra.

Pomyślałem życzenie, które pewnie się nie spełni, pierwsze co wpadło mi do głowy było: dobry seks z Kath każdego dnia. Wiedziałem, że to było niemożliwe, no ale pomarzyć można. Zdmuchnąłem świeczki a wszyscy zaczęli bić brawo.

- Dobra, to teraz mogę dzwonić po resztę towarzystwa? – zapytała moja dziewczyna od seksu i szybko wykonała kilka połączeń.

Czyli to nie miała być impreza w gronie najbliższych? Jak tak to spoko, jak najbardziej podobał mi się pomysł większej domówki. Zwłaszcza, że rodziców Kath nie było w domu, ekwipunek został rozłożony na stołach, butelki z piwem i wódką wylądowały w lodówce i zamrażalce. Muzyka popłynęła z głośników, zapaliły się niewielkie lampki, które były porozstawiane w każdym pomieszczeniu – no prawdziwa, dobra impreza. Po kilku minutach zaczęli schodzić się ludzie, każdy się ze mną witał i składał mi życzenia. Byli to znajomi z liceum, których nie widziałem czasem kilka lat. Cieszyłem się, że pamiętali, musiałem osobiście podziękować Kath za zaproszenie tylu znajomych osób. Każdy przychodził z jakimś drobiazgiem, jedni przynosili wódkę, inni małe prezenty dla mnie. Dostałem kilka paczek prezerwatyw, jakieś ozdoby, śmieszne pamiątki. Nie zależało mi nawet na prezentach, wystarczyła dobra atmosfera, alkohol i świetni ludzie – czego tu nie brakowało.

Przechadzając się po domu, rozmawiałem ze znajomymi. Wszyscy chcieli wiedzieć co u mnie, jednak nie miałem czasu się rozgadywać. Szukałem jednej osoby – mianowicie Katheriny. Musiałem z nią chwilę pobyć, no cóż. Taką miałem potrzebę i już. Wymijałem więc pijanych i tańczących ludzi, minęły już chyba trzy godziny od rozpoczęcia i ludzie się bawili lepiej. Już zauważyłem Kath, ale drogę do niej zagrodziła mi ta dziewczyna. Cholera, jak ona się nazywała? Jena? Jana? Kurwa… Jessica! Stanęła przede mną, uśmiechając się dziwnie, nie lubiłem jej. Tak, zdecydowanie nie przypadła mi do gustu – ale ja jej chyba tak. Uśmiechnąłem się do niej sztucznie.

- Hej Niall, nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać – zagadnęła, nie wyglądała na osobę, która szybko odpuszcza, ja chciałem ją jednak jak najszybciej zbyć.

- No wiesz, tyle tu znajomych, że nie ogarniam – zaśmiałem się i podrapałem się po karku – wybacz, ale wydaje mi się, że ktoś mnie woła. Do później!

Szybko ją wyminąłem, odetchnąłem z ulgą bo na szczęście nie postanowiła iść za mną. Ale teraz miałem inny problem – z oczu znów zniknęła mi Kath. Szlag by to jasny trafił tą jebaną laskę! Wszystko kurwa przez nią.

**********

Diana:
Na początku imprezy było znośnie, odśpiewaliśmy mu sto lat, później daliśmy prezenty no i zaczęło się. Alkohol, papierosy i pijani ludzie. A ja nie mogłam pić alkoholu, nie mogłam tego wytrzymać, że inni mogą tylko ja nie. Stałam w kuchni pod ścianą i rozmawiałam z Lucy, która chodziła ze mną na zajęcia z kreatywnego pisania. Ona oczywiście trzymała w dłoniach puszkę piwa i co jakiś czas sączyła z niej. Potem gdzieś poszła więc zostałam sama. Zajrzałam do salonu, gdzie w kółku tłoczyli się wszyscy zebrani ludzie.

Z ciekawości podeszłam bliżej, przepchałam się na początek i stanęłam jak wryta. Kilka osób, w tym mój Zayn, siedziało na podłodze i grało w butelkę. No to ciekawie, czekałam na rozwój sytuacji, zwłaszcza, że Zayn mnie nie zauważył bo siedział do mnie tyłem. Śmiali się, pili wódkę z gwinta, co już mnie rozzłościło. Jakaś brunetka z dużymi cyckami, świtało mi, że ma na imię Lili i chodzi z Kath do klasy, zakręciła pustą butelką po piwie. Wypadło na mojego chłopaka, który się zaśmiał.

- Prawda czy wyzwanie? – oh, jednak się nie całowali od razu tylko zadawali sobie pytania, brunetka zatrzepotała rzęsami i czekała na odpowiedź Zayna.

- Oczywiście, że wyzwanie! – krzyknął i pociągnął dużego łyka z butelki wódki, ja aż się skrzywiłam.

- Hmm, przez pięć minut masz się całować… z Lucy! – dziewczyna wskazała na moją koleżankę, która zrobiła się cała czerwona na twarzy.

Ciekawa byłam czy będzie na tyle głupi, że to zrobi. I cholera nie myliłam się, mój kurwa chłopak podszedł do Lucy, która przed chwilą gadała ze mną w kuchni, chwycił jej twarz w dłonie i pocałował. Zaskoczona dziewczyna odwzajemniła pocałunek, łzy wezbrały w moich oczach i zaczęłam przepychać się do wyjścia. Szybko chwyciłam płaszcz i założyłam buty. Wybiegłam z domu, dopiero teraz pozwoliłam łzą spływać po moich policzkach.

Nie panowałam nad sobą, było mi tak strasznie przykro. Dlaczego Zayn zapomniał o mnie? Nie mogłam tego przeżyć, zaczęłam się wewnętrznie obwiniać… za to, że go nie dopilnowałam, pozwoliłam mu się upić i nie zareagowałam kiedy on zaczął ją całować. Po prostu stchórzyłam i uciekłam, zdążyłam dobiec przecznicę dalej i osunęłam się po ścianie jakiegoś budynku. Siedziałam na zimnym chodniku, łzy nie przestawały wypływać z moich oczu, na dodatek kręciło mi się w głowie i zaczynało mi się zbierać na wymioty. Po chwili usłyszałam kroki, uniosłam ostrożnie głowę w górę i zobaczyłam postać mężczyzny, który stanął przede mną. Wyciągnął do mnie dłoń, a ja bez zastanowienia ją przyjęłam. Wstałam z jego pomocą, przewyższał mnie wzrostem, podniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz.

- Cześć maleńka – odezwał się zachrypniętym głosem, który wydawało mi się, że już kiedyś słyszałam, przestraszyłam się jeszcze bardziej – nie powinnaś nigdzie wychodzić o tej porze, bo dziecku może się coś stać.


Zaraz, zaraz. Skąd on wie o tym, że jestem w ciąży? Nie zdążyłam odpowiedzieć bo poczułam jego pięść na brzuchu a później była już tylko ciemność. 

***

Hej moi kochani! 
BARDZO WAS PRZEPRASZAM, ZA TO, ŻE TAK DŁUGO CZEKALIŚCIE :(
Jest mi strasznie wstyd, ale w ogóle nie miałam czasu by skończyć rozdział.
Ciągle brakowało mi pomysłów, ale teraz zaczyna się dziać.
Coś czuję, że mnie znielubicie po następnych kilku rozdziałach.
Za niedługo koniec roku no i koniec opowiadania.
Mówiłam, że dociągnę do 30 ale chyba mi to nie wyjdzie i będzie 26-27.
Zobaczymy jak mi to będzie wychodzić.
Dzięki za wielkie wsparcie z Waszej strony ;)

Liczę na liczne, motywujące komentarze.
Kocham Was miśki i dziękuję, że jesteście ze mną ! 
Ola - @MalikMyLovee ♥