poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział XXIV

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NASTĘPNY ROZDZIAŁ PO 23 KOMENTARZACH!
Pochyła czcionka - coś z przeszłości.
NOWE POSTACI W ZAKŁADCE BOHATEROWIE

Zayn:
Siarczyste uderzenie czyjejś dłoni w mój policzek nastąpiło, kiedy odsunąłem się od tej dziewczyny, z którą się całowałem. Nagle w pokoju zrobiło się cicho, z gniewem wpatrywałem się w Louisa, który po prostu strzelił mnie w mordę. Zobaczyłem moich przyjaciół, którzy stali z rękami założonymi na klatkach piersiowych, wpatrywali się we mnie jakbym im zabił matki.

- Czy ty jesteś pojebany czy pojebany Malik? – odezwał się Lou.

- O co ci chodzi stary? – odepchnąłem go od siebie, zachwiał się ale złapał równowagę podtrzymany przez Harrego – to raczej wy jesteście pojebani, nie mogę się już spokojnie pobawić bo już macie o coś pretensje. Tak myślałem, pierdolone geje – prychnąłem, nie wiedziałem co mówić i opuściłem pokój.

Wyszedłem na balkon, wyjąłem paczkę fajek i zapaliłem jednego papierosa. Dym wtargnął przyjemnie do moich płuc, po chwili go wypuściłem. O chuj im chodziło? Nie można przez chwilę o wszystkim zapomnieć i się odprężyć? Cholera, mam 20 lat, za chwilę będę ojcem. Zajebiste życie, co nie? Nigdy nie chciałem mieć dzieci, teraz dopiero dotarło do mnie, jaki to będzie dla mnie ciężar. Musiałem poważnie porozmawiać z Dianą, mógłbym odejść od niej i regularnie płacić jej pewną sumę pieniędzy, które nie były dla mnie problemem. Ale czy byłbym w stanie to zrobić, po tym co razem przeszliśmy? Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwierających się drzwi na balkon. Obejrzałem się i zobaczyłem tą dziewczynę… Lucy, z którą się całowałem. Zdradziłem z nią moją Dianę, chyba musiałem to jakoś wyjaśnić.

- Więc…

- Zayn, słuchaj – przerwała mi dziewczyna słodkim głosem – idź szukać Diany i przeproś ją, wyszło głupio… Ja, ja nie powinnam była oddać twojego pocałunku. Nic dla mnie nie znaczył, czuję się winna, skrzywdziłam Dianę a tak naprawdę nie chciałam tego zrobić. Bardzo ją lubię, proszę idź po nią bo zaczynam się martwić – westchnęła i oparła się o barierkę, wydawało mi się, że ściemnia.

- Ale co? Diany tu nie ma? – zmarszczyłem brwi.

- Tak, wyszła widząc jak, sam wiesz co – spuściła wzrok, nerwowo bawiła się swoimi palcami.

- Okej, nie masz za co przepraszać – powiedziałem zgodnie z prawdą – to tylko i wyłącznie moja wina. Chyba pójdę jej poszukać, dzięki – bąknąłem, minąłem ją w drzwiach i wszedłem z powrotem do ciepłego pomieszczenia.

Chciałem już kierować się do wyjścia, kiedy drogę zagrodziła mi wkurwiona Kath.

- Ty podły dupku! Nie myliłam się co do ciebie! Dziecko też zostawisz? – zaczęła mnie obrzucać wyzwiskami, przy okazji okładała mnie pięściami po torsie.



Chwyciłem jej nadgarstki, zaczęła się miotać ale skutecznie ją unieruchomiłem przyciskając do ściany swoim ciałem.

- Posłuchaj mnie, mała – zacząłem, wiedząc, że nie lubi jak się do niej tak mówi – przepraszam, poniosło mnie. Nie wiedziałem co robię, wiesz gdzie jest Diana?

- Jasne, tłumacz się idioto – prychnęła mi w twarz – mam nadzieję, że Diana jest daleko od ciebie i nie popełni więcej błędu i nie wróci do ciebie.

- Pytam serio – wzmocniłem uścisk i przygwoździłem ją do ściany – gdzie jest Diana?

- Uspokój się homofonie! Nie mam pojęcia, gdzie jest Diana, nie mogę się do niej dodzwonić a wyszła pół godziny temu – odepchnęła mnie swoim ciałem i wyswobodziła się z mojego uścisku, bo postanowiłem ją puścić – nie chcę cię więcej widzieć, wynocha z mojego domu – krzyknęła i uderzyła mnie na odchodne w ramię.


- Wal się – szepnąłem, nie usłyszała tego. 


Wziąłem swoją kurtkę i kierowałem się w stronę wyjścia, rozejrzałem się ostatni raz, mój wzrok padł na Louisa i Harrego. Nigdy nie widziałem w ich takim stanie, byli tak jakby w wielkim szoku. Ale teraz nie miałem czasu na wyjaśnienia z nimi, musiałem odnaleźć moją dziewczynę. Poczułem wibracje w swojej kieszeni i wyjąłem telefon. Co do…

Podoba mi się widok związanej Diany.
Powinieneś to wykorzystać w sypialni!
Pozdrowienia, R x

Czyli to, co mówiła mi Diana przed imprezą było cholerną prawdą? Zacisnąłem mocno dłoń na telefonie i szybko opuściłem dom Kath. Chłodne powietrze trochę mnie otrzeźwiło, pospiesznie założyłem na siebie płaszcz, czując lekki chłód na ciele. Obiecałem sobie, że jeśli uda mi się dotrzeć do tych ludzi, którzy są odpowiedzialni za zniknięcie Diany, to nie będę się zastanawiać i zemszczę się. Nie wiedziałem dokąd idę, wpadł mi jednak do głowy pewien pomysł.

- Eric, jesteś mi potrzebny – powiedziałem ostro kiedy odebrał telefon – za pięć minut bądź na Hell Street, to pilne – wyrzuciłem z ust potok słów i rozłączyłem się nie chcąc słyszeć jego sprzeciwu.

Faktycznie, nie minęło chyba pięć minut, a samochód mojego przyjaciela zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Mignął do mnie światłami, podbiegłem i zająłem miejsce pasażera.

- Nie zamierzasz wkręcić mnie na tą domóweczkę? – zapytał z przyklejonym cwaniackim uśmiechem do twarzy – ej, ej a tak w ogóle, to gdzie podziałeś swoją pannę?

- Nie ma czasu na tłumaczenie, znasz człowieka, który jak wysyła wiadomości to zawsze podpisuje się R x? – zapytałem wprost.

Przyjaciel przez chwilę miał zamyślony wyraz twarzy, był bardzo obeznany w świecie przestępczości, miał bardzo dużo kontaktów. Bębniłem swoimi palcami w deskę rozdzielczą samochodu czekając niecierpliwie na jego odpowiedź.

- Coś mi dzwoni… Tylko nie wiem, w którym kościele – zmarszczyłem brwi na ten jego żart, który był nie na miejscu – to musi być na pewno ktoś młody, już kiedyś ktoś mnie o niego pytał.

- Cholera jasna! – wkurzony wyjąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów i chciałem zapalić, ale mój kumpel wyrwał mi ją i zgromił spojrzeniem – o co ci chodzi?

- Nie będziesz palił w Gemmie – skrzywił się i pogłaskał kierownicę wierzchem dłoni.

- Chyba cię pojebało już do reszty, stary – parsknąłem i wziąłem mu papierosy, nie zapaliłem jednak, widząc jak się na mnie patrzy – musimy się natychmiast dowiedzieć kto to, porwał Dianę.

- Trzeba było tak od razu debilu! – wyjął telefon z kieszeni, napisał kilka wiadomości a na jego twarzy  malowało się coraz większe niedowierzanie – no to mamy problem, Ninja.

- To znaczy? Mów, tu chodzi o moją dziewczynę! – krzyknąłem na niego a on wypuścił telefon z dłoni.

- Uspokój się – uderzył mnie lekko w ramię, podniósł telefon i obrócił się do mnie – pamiętasz pewnego, nieśmiałego typa, który trzy lata temu pojawił się u nas w szkole? Nie wiem czy będziesz kojarzyć, był niskim blondynem, nosił wtedy obciachowe okulary i koszule wsadzone w spodnie – spojrzał na mnie a ja skinąłem głową, by mówił dalej – znęcaliśmy się nad nim, pamiętam to jak dziś. Zawsze broniła go siostra, również blondynka. No muszę przyznać, że była z niej fajna laska, ale nie o tym mamy rozmawiać, była za młoda. Jak dobrze pamiętam, kiedyś nas sprzedał u dyrektora, że palimy na terenie szkoły, terroryzujemy uczniów, porysowaliśmy samochód nauczyciela i mieli nas wyrzucić…

- Pamiętam! – od razu wszystko stanęło mi przed oczyma, tamten dzień i wszystkie wydarzenia z nim związane – a my mieliśmy już wtedy niezły przypał w szkole i nie chcieliśmy wylecieć, bo rodzice by nas zabili! Mieliśmy wtedy po 17 lat…

Około 20 razem z Ericiem i kilkoma innymi kumplami spotkaliśmy się z Markiem, który jako jedyny miał prawo jazdy. Zabrał ze sobą jednego kolegę, wsiedliśmy w dwa samochody i pojechaliśmy w stronę domu Robina. Jeden z nas miał po niego iść, padło na Erica. Posłał nam wkurzone spojrzenie, wyszedł z samochodu i po chwili nacisnął dzwonek. W drzwiach ukazał się Robin, mieliśmy otwarte okna, więc wszystko słyszeliśmy.

- Czego tu chcesz? – zapytał chłopak w okularach.

- Ciebie też miło widzieć, Robin. Wiesz, chciałem zapytać czy mam dobrze zadanie, ale zostawiłem zeszyt w samochodzie. Możesz podejść ze mną, przeczytać i sprawdzić? – zapytał tak, jak ustaliliśmy.

- No jasne, ale nie mam dużo czasu – spuścił wzrok – rodzice zaraz przyjadą.

- Nie zajmę ci dużo czasu, chodź – uśmiechnął się, był dobrym aktorem.

Eric szedł przodem, na twarzy miał cwaniacki uśmieszek. Robin niepewnie stąpał za nim. Kiedy znaleźli się na tyle blisko, wysiedliśmy wszyscy z samochodów i stanęliśmy dookoła spanikowanego chłopaka. Chciał uciec, ale któryś z nas go podtrzymał.

- Trzeba było iść na skargę do dyrektora? – zapytałem i stanąłem naprzeciwko niego.

- Ale nie możecie tak robić – zaczął się jąkać i nie wiedział co ma powiedzieć.

- Już lepiej nic nie mów, zapłacisz za to i tak – kiwnąłem głową koledze, który go trzymał a on bez problemu podniósł go i wpakował do bagażnika.

Robin zaczął krzyczeć, miotać się i płakać, był to bardzo śmieszny widok. Zamknąłem bagażnik i pojechaliśmy w stronę lasu. Zaśmiewaliśmy się słysząc piski i błagania chłopaka. Zatrzymaliśmy się w lesie po kilku minutach szybkiej jazdy. Wszyscy jak wcześniej wyszliśmy z samochodów, otworzyliśmy bagażnik i poczuliśmy straszny smród. Odsunęliśmy się i zatkaliśmy sobie nosy. Przyjrzałem się dokładnie chłopakowi, tak jak myślałem – miał całe mokre spodnie.

- Nasz mały Robinek się posikał – zadrwiłem a wszyscy zaczęli się śmiać.

Znów siłą wyciągnęliśmy go z samochodu, rzuciliśmy go na liście. Zaczął znów płakać, błagać nas byśmy nic mu nie robili.

- Spokojnie, lejku – Eric był specjalistą w wymyślaniu różnych pseudonimów, znów wszyscy się śmiali – a teraz – rzucił w jego stronę łopatę – kop.

Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy i staraliśmy się nie roześmiać. Chcieliśmy żeby wykopał sobie dół, chcieliśmy go tylko nastraszyć – musiał odwołać swoje zeznania i my musieliśmy być znowu bezkarni.

- Ale.. ppp po co?- jąkał się chłopak, patrzył na nas z niedowierzaniem.

- No a po co się kopie dół w lesie? Na pewno nie po to, żeby zasadzić kwiatki – odparłem i wywróciłem oczyma.

- Poleżysz w nim sobie trochę czasu, dopóki cię ktoś nie znajdzie – zaśmiał się Eric, Robin rozpłakał się, wziął łopatę i zaczął kopać.

- Nie sądziłem, że będzie aż takim debilem żeby to zacząć – szepnąłem w stronę chłopaków, którzy zaśmiewali się po cichu.

Po kilku minutach Robin opadł na ziemię i znów się rozpłakał.

- Co jest? Już nie możesz? – zadrwił Eric i popchnął chłopaka w stronę tego małego dołku.

- Nie, ja … ja odwołam wszystko – krztusił się łzami, nie mógł prawie mówić.

- I na taką odpowiedź liczyliśmy – uśmiechnęliśmy się triumfująco – do twojego domu jest stąd 10 minut na nogach, nie musimy cię podwozić. I jeśli komukolwiek piśniesz o tym słówko… Nie będziemy się z tobą cackać i od razu sprzedamy ci kulkę w łeb, zrozumiałeś? – zapytałem, skinął głową i poklepałem go po ramieniu.

- Dobry wybór stary, widzimy się jutro w szkole – krzyknął na pożegnanie Eric i już odjeżdżaliśmy z piskiem opon.

Eric spojrzał na mnie w zamyśleniu, znów wpisał coś na telefonie i po chwili pokazał mi teraźniejsze zdjęcie Robina.


- No to stary, mamy przejebane – powiedział i odjechał nie pytając mnie o nic.

***

Harry:
Po słowach Zayna… Nie wiedziałem co robić, nie przypuszczałem, że będzie dalej nas obrażać. Ale myliłem się co do niego, wszyscy się myliliśmy – po tym co zrobił na imprezie. Nie mogliśmy tego przeżyć, zwłaszcza, że Diana gdzieś zniknęła i nikt nie miał pojęcia gdzie jest. Siedziałem przybity na podłodze w kuchni, oparty plecami o zimną stal lodówki, w dłoniach ciężyła mi na wpół pełna butelka piwa. Odgarnąłem dłonią swoje niesforne loki, którym zachciało się wpadać mi do oczu. Byłem nieźle zdenerwowany, roztrzęsiony i nie zdolny do poskładania myśli. Przez to, co powiedział Malik – Louis wpadł w szał i chciał go bić, Niall i Liam musieli go trzymać. Ja poczułem się strasznie dziwnie, wręcz jakbym to ja dostał w twarz a nie Zayn. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, ostatkiem sił podniosłem głowę i zobaczyłem mojego chłopaka.

- Oj Harry, tu jesteś – no chyba widzi – wszędzie cię szukałem. Zaraz idziemy… Piłeś?

- Ee, tylko troszkę – uśmiechnąłem się i poklepałem miejsce obok siebie.

Zrezygnowany Lou osunął się na podłogę obok mnie i wziął ode mnie butelkę alkoholu, pociągnął z niej solidny łyk i przymknął oczy. Wiedziałem, że jest zmęczony i zrezygnowany. Trudno mu się było dziwić, no cóż, dostało się nam. A myśleliśmy, że Zayn już nas zaakceptował. Sięgnąłem do jego dłoni i ścisnąłem ją.

- Nie przejmuj się, przejdzie mu. Może to przez alkohol – powiedziałem, gładząc kciukiem knykcie chłopaka.

- Sam nie wiem, ale nie dość, że całował się z inną to w dodatku tak się zachował – pokręcił z niedowierzaniem głową – od początku coś mi w nim nie pasowało i nie myliłem się.

- Ale wszyscy mu zaufaliśmy, myśleliśmy, że dzięki Dianie się zmieni. Było dobrze, ale widać, on nie umie tak długo wytrzymać – odetchnąłem i oparłem ciężką głowę na ramieniu Louisa.

- Masz rację, niech sobie radzi sam. Dobrze wiesz, że o Dianę martwię się tu bardziej. Nie dość, że jest w ciąży to jeszcze teraz nikt nie może jej znaleźć – mruknąłem, by potwierdzić jego słowa – chociaż tyle dobrze, że Zayn poszedł jej szukać. Jak jej się coś stanie, to obiecuję, że wyrwę mu nogi z dupy.

- Nie bądź już taki waleczny, kochanie – uśmiechnąłem się lekko, dalej nie otwierałem oczu, poczułem, że Lou głaszcze mnie po głowie.

- Przyznaj, że to uderzenie Malika to było coś! – zaśmiał się a ja mu zawtórowałem – już wszyscy się rozeszli, chodźmy już – wstał bez problemu ale ja się zachwiałem, więc musiał mnie podtrzymać.

- Dziękuję mój wybawicielu – uśmiechnąłem się do niego słodko i objąłem go dłońmi za szyję -  musisz mnie odprowadzić do domu – zatrzepotałem rzęsami (TAK BARDZO HETERO SORKI XD), Lou objął mnie i skierowaliśmy się do wyjścia.

Ubraliśmy się, poinformowaliśmy Kath, że wychodzimy. Znaczy Louis to zrobił, bo ja stałem oparty o ścianę w korytarzu i zasypiałem. Kiedy pojawił się obok mnie mój chłopak od razu się rozbudziłem. Uśmiechnąłem się do niego, pewnie wyglądałem jak jakieś dziecko, które cieszy się bez powodu – no ale nic na to nie mogłem poradzić, że zawsze, kiedy on był obok mnie, byłem szczęśliwy.

- Chodź skarbie – szepnął, otworzył drzwi i wyszliśmy przed dom.

Do mojego mieszkania nie było daleko, znajdowało się dosłownie parę przecznic dalej. Ścisnąłem dłoń Louisa i rozkoszowałem się czasem spędzonym z nim. Alkohol mnie zmienił, zrobiłem się bardziej śmiały i chętny do działania – z moim chłopakiem najbardziej.

- Zostaniesz u mnie? – zapytałem po chwili milczenia i kątem oka zerknąłem na Louisa.

- Hmm, w sumie mógłbym – uśmiechnął się, takiej odpowiedzi oczekiwałem.

Zwłaszcza, że w domu nie będzie na noc nikogo. Szliśmy w stronę mieszkania, rozmawialiśmy o różnych pierdołach – nie chcieliśmy wracać do tematu Zayna. Louis nawet nie zauważył, że przyspieszyłem kroku, dzielnie dorównywał mi go, chociaż jego nogi nie były tak długie jak moje. Po niecałych dziesięciu minutach staliśmy już pod drzwiami mieszkania. Usiłowałem drżącymi dłońmi wyjąć klucz z kieszeni mojego płaszcza, ale jakoś nie mogłem na nie trafić. Rozłożyłem bezradnie ręce i zrobiłem smutną minkę patrząc przy tym na Louisa.

- Jak dziecko – zaśmiał się cicho, musnął moje wargi i od razu wyjął klucz z kieszeni – wchodź – otworzył mi drzwi, zamknął je na klucz, kiedy weszliśmy.

Potknąłem się o jakieś buty, zakląłem i wywaliłem się w korytarzu. Syknąłem z bólu ale po chwili zaśmiałem się cicho. Zdołałem zsunąć płaszcz z ramion i to by było na tyle, potem zorientowałem się, że Lou pozbył się moich butów. Podniosłem głowę i zobaczyłem go, jak stoi nade mną z wyciągniętymi dłońmi. Bez zastanowienia pozwoliłem mu się podnieść, podając mu swoje dłonie. Wylądowałem w jego ramionach, na chwilę popatrzyłem w jego cudowne oczy i musnąłem ustami jego usta. LouLou się uśmiechnął, nawet będąc pijanym wiedziałem, kiedy to robi. Już po chwili poczułem, jak oddaje z namiętnością mój pocałunek, jego palce znalazły się w moich włosach. Tylko jemu pozwalałem dotykać moich loków, zacząłem odczuwać wszystko bardziej intensywnie.

Louis przygwoździł mnie do ściany swoim ciałem, nie wiem, czy dało się go pragnąć bardziej? Nie wiem, może – ja jestem do wszystkiego zdolny. Błądziłem dłońmi po jego plecach, później przeniosłem je na jego klatkę piersiową i zacząłem wolno rozpinać guziki w jego koszuli. On jest cholernie gorący! Przez cały czas Louis całował mnie, obsypywał moją twarz, szyję pocałunkami. Wsunął też dłonie pod moją koszulkę, a dotyk jego chłodnych dłoni przyprawił mnie o gęsią skórkę.

- Pragnę cię Harry – usłyszałem jego głos tuż przy swoim uchu, potem było lekkie muśnięcie ustami, aż w końcu przygryzł lekko płatek mojego ucha.

Syknąłem i popchnąłem go szybko w stronę mojej sypialni. Oczywiście nie obyło się bez obijania o meble i ściany, nie mogłem utrzymać dłużej równowagi, usiadłem na łóżku i pociągnąłem Louisa na siebie. Usiadł okrakiem na moich kolanach i znów namiętnie mnie pocałował. Wtargnął językiem do moich ust, pieścił nim moje podniebienie i język. Jego rozpięta już koszula zsunęła się z moją pomocą po ramionach i opadła na podłogę, odsłaniając pokrytą tatuażami klatkę piersiową. Przyjrzałem mu się i przygryzłem wargę.

- Jesteś chodzącą perfekcją LouLou, wiesz? – zapytałem go, nie pozwoliłem mu odpowiedzieć bo już go na powrót całowałem.

Usłyszałem jego cichy śmiech, kilka jęków – kiedy ściskałem palcami jego wrażliwy lewy sutek. Przewrócił mnie i teraz to ja byłem nad nim, całowałem go z jeszcze większą pasją i pożądaniem. Pocałunkami wyznaczałem sobie ścieżkę od jego ust, przez szyję, tors, brzuch. Spojrzałem na niego i zacząłem rozpinać jego spodnie, które tak jak moja koszulka i jego koszula znalazły się na podłodze. Widząc wybrzuszenie w jego bokserkach oblizałem usta, ciągle na niego patrząc. Kiedy to zobaczył rozszerzył szerzej oczy, a z ust wyrwał mu się cichy jęk. To jak reagował na moje miny było niczym w porównaniu do tego, jak reagował na moje pieszczoty. Zaśmiałem się cicho i znów nachyliłem się by go pocałować. Wsunąłem dłoń w jego bokserki i przejechałem po całej długości jego męskości. Jego seksowne westchnięcie rozpaliło mnie jeszcze bardziej. Niestety nie mogłem kontynuować dalszej przyjemności, zadzwonił bowiem telefon Louisa. 


Oboje zmarszczyliśmy brwi, spojrzałem na zegarek – była 3 nad ranem! Kto śmie o takiej godzinie przerywać nasze pieszczoty! Jeśli się dowiem – to zabiję. Louis wyszedł spode mnie i chwycił telefon.

- Czego chcesz Malik? – no to teraz oboje mieliśmy powód, żeby gościa zabić! – Ale czy to pewne? – zapytał i wstrzymał oddech.

Słuchał długo co mówi do niego Zayn, jednak nic z tego nie słyszałem. Nie zapowiadało się dobrze, czekałem na wyjaśnienia od Louisa. Nawet w nikłym świetle lampki nocnej zauważyłem, że Lou zbladł. Przełknął głośno ślinę.

- Rozumiem, za chwilę postaramy się tam zjawić – powiedział i rozłączył się.

- Co się stało? – zapytałem niemal automatycznie, wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.

- Diana jest w szpitalu, poroniła – odparł, a ja zakrztusiłem się własną śliną.

***

Następnego dnia, dzień po imprezie u Kath.


Diana:

Słabe przebłyski z poprzedniej nocy… Pamiętałam tylko, że przebudziłam się na chwilę w ciemnej i zimnej piwnicy. Byłam przywiązana do krzesła, nadgarstki strasznie mnie piekły, obstawiałam, że są całe pokrwawione i otarte. Poza tym, piekielny ból brzucha nie opuścił mnie nawet na moment. Nagle doszło do mnie wszystko, co się stało… Impreza, Zayn całujący się z Lucy, mój płacz, wybiegłam z domu i kierowałam się do siebie. Później ten podejrzany facet, uderzenie i ciemność.

Siedziałam na tym cholernym krześle i starałam się nie dawać nikomu znaku życia. Wolałam, żeby ci ludzie, którzy to ze mną zrobili, podejrzewali, że jestem nadal nieprzytomna. Siedziałam więc cicho, by usłyszeć głosy ludzi. Wytężyłam słuch i prawie od razu doszły do mnie fragmenty rozmowy. Słyszałam dwa męskie głosy i jeden kobiecy – co bardzo mnie zdziwiło. Nigdy bym nie podejrzewała, że kobieta jest zdolna do takich czynów.

- I co teraz będzie? Przecież prędzej czy później Ninja ją znajdzie i my będziemy mieć lipę – kobiecy głos, który już gdzieś słyszałam.

- Ja mam tylko na celu rozwalenie tej ich wspaniałej paczki. On nie zrobił mi krzywdy, więc ja też chcę go tylko postraszyć tak jak on mnie kiedyś – odparł młodszy, męski głos.

- Jakby co to ja umywam ręce – znów dziewczyna.

- Jak to? Przecież ty również chciałaś zemsty, tak bardzo podobał ci się Zayn, że chciałaś go odbić Dianie – no tego już było za wiele, wyglądało na to, że znam tą laskę.

- Daj spokój, dopięłam swego, pocałowałam go i skłóciłam ich ze sobą.

- Ty szmato – wymsknęło mi się, ale było już za późno, słów nie da się cofnąć.

- Co powiedziałaś? – cholera, głos był coraz bliżej – widać, nasza księżniczka się obudziła! Witamy wśród żywych – zaśmiał się niebezpiecznie blisko mojego ucha.

- Po jaką cholerę… - nie zdążyłam dokończyć bo znów poczułam solidne uderzenie w brzuch, krzesło, na którym siedziałam przewróciło się i znów zapadła cholerna ciemność.

Zamrugałam, zobaczyłam tylko biel. Że co? Jakim cudem znalazłam się w szpitalu? Odetchnęłam – nie myliłam się. Zapach szpitala znałam doskonale, ponieważ co jakiś czas musiałam jeździć z Dorothy i Miley na badania. Chciałam usiąść ale kabelki mi na to nie pozwalały. Było ze mną aż tak źle, że przypięli mnie do aparatury?

- Dzień dobry, w końcu jest pani z nami – usłyszałam ciepły głos kobiety, która stała nieopodal mojego szpitalnego łóżka, które tak na marginesie było cholernie niewygodne – czy wszystko dobrze?

- Tak, tylko strasznie boli mnie… - przesunęłam dłonią po swoim brzuchu i byłam w wielkim szoku, spojrzałam z przestrachem na kobietę ubraną w biały kitel – czy… czy z dzieckiem wszystko dobrze?

- Niestety – zacisnęła usta w wąską linię – kiedy panią tu przywieźli, było za późno. Bardzo mi przykro – spuściła wzrok.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jak to? Wszystko przez niego, przez cholernego Zayna.

- A jak się tu znalazłam? – zdołałam wydukać, zdziwiłam się bo mój głos był zachrypnięty.

- Przywiózł panią chłopak, właśnie śpi na fotelu – wskazała gestem dłoni w drugą stronę a ja ostrożnie przekręciłam głowę, dalej byłam wyczerpana.

Kiedy zobaczyłam Zayna wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam co on tu robi, przecież… Nie, zdecydowanie nie chciałam go oglądać.

- Czy może pani go stąd wyprowadzić? – zapytałam a po moich policzkach mimowolnie popłynęły łzy.

- Oczywiście – zatroskana pielęgniarka podeszła do niego i szturchnęła go w ramię, zakryłam twarz dłońmi – proszę stąd wyjść, musimy przebadać pana dziewczynę.

- Nie jestem już jego dziewczyną! Nienawidzę go! – krzyknęłam, Zayn poderwał się i zdezorientowany patrzył to na mnie, to na siostrę.

- Ale Diana, co ty mówisz? – zapytał mnie po chwili, nie mogłam już dłużej walczyć ze łzami i odwróciłam się do niego tyłem.

- Odejdź, nie chcę cię już więcej widzieć – powiedziałam ostatni raz, słyszałam jeszcze jak Zayn protestuje ale byłam tak słaba, że znów zapadłam w sen.


Albo zemdlałam? Sama nie wiem.

*****

Znów przepraszam za zwłokę ;)
Jednak wszystko już zdążyłam ogarnąć i macie następny - trochę dramatu się nam tu wkradło.
Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie, ale nie zawsze musi być tak słodko.

Liczę na komentarze, bo coś ostatnio nie mam dla kogo pisać... 
A wiecie jak bardzo motywują mnie Wasze komentarze i wszystkie opinie ;)
Pozdrawiam i życzę miłych, wspaniałych i szalonych wakacji ! 
Miłego <3 

Ola - @MalikMyLovee

20 komentarzy:

  1. Wow stara no to pojechałaś. Dramaturgia. Poronienie i do tego nie dokończona scena larrego. Ahh jejk. Mówiłam że kocham to opowiadanie? Tak zdecydowanie uwielbiam je. Aww
    Czekam na więcej i mam nadzieje że z Danią bd okey :)
    @LouisMyLoveH

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG, kocham to <3 Rozdział jak zawsze zaje*isty. Opłaca się czekać na twoje rozdziały *_* Uwielbiam dramaty aww
    Czekam na nexta :)
    Weny słońce :) Udanych wakacji :)
    @CrazyNajal

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, jestem bardzo ciekawa czy Diana mu to wybaczy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech już myślałam, że będę pierwsza (to byłoby niezłe wynagrodzenie za ostatnie spóźnienie ;3) ale odświeżyłam no i niestety. Więc, po prostu, napiszę, co myślę, jak zwykle.

    Niedobry Zayn! To jedyne, co przychodziło mi do głowy przez większość czytanie. Zayn, bee, bee XD (jak dzidzia jakaś - Larry cacy, Zayn be XD). Rozumiem teraz, że Lucy specjalnie to zrobiła, by ich skłócić, ale ten idiota mógł się ogarnąć trochę... Cóż, tak to jest, jak się ma mózg w spodniach, hm. Mam nadzieję, że jakoś odzyska zaufanie Diany, bo ona będzie go teraz bardzo, bardzo potrzebować. Strata dziecka... Och, Boże. Ostatnimi czasy, za każdym razem, gdy biorę się za czytanie czegoś, są tam poronienia. Boli mnie to cholernie, nie wiem czemu, ale myśl o tym, że umarło niewinne, nienarodzone dziecko, po prostu wyciska mi z oczu łzy. Więc cóż. Ninja musi teraz spiąć dupę i zająć się niedoszłą mamą, bo jak nie, to kopnę go tak, że mu obcas gębą wylezie!
    Co do Larry'ego... Awwh. Po prostu Awwh. To jest jedyne, o czym umiem myśleć, czytając o nich. Mój mózg się zaciął.
    Samochód o imieniu Gemma? Haha, czy ja Ci już mówiłam, że CIę kocham, Oluś?
    Podsumowując, świetny rozdział i z niecierpliwością czekam na next... Choć szkoda mi, że z każdym kolejnym rozdziałem coraz bliżej końca ;c

    Twój
    Kociak, Kudłatek, Jula, Trzmiel, jak wolisz :)
    @_Silver_Tiger_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm, szczerze mówiąc to nie czytam już opowiadań, gdzie bohaterami jest związek hetero ;) skupiam się na Larrym no i nie wiem gdzie jest ciąża, gdzie została usunięta itp. Po prostu tak chciałam zrobić od początku i nie wiedziałam nawet, że piszą takie coś ;P
      haha, Eric i jego obsesja ;) dziękuję za wspaniały komentarz - jak zawsze ♥

      Usuń
  5. )ucz ! I zayn taki Chu... jak on mógł no jak ? Biedna Diana, ja na jej miejscu dałabym sobie z nim spokój. A rozdział tak ogólnie świetny, jak zawsze;) pamiętaj, jesteś moim mistrzem xd @OrdonkaOfficial ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no ! Ucieło mi pierwszą połowę komentarza;-;

      Usuń
  6. Wreszcie cis sie dzieje :) @xdmysweetlovato

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie-e-e-e! Czemu wszystko się rypie?! Nie-e-e-e!
    Nie chciał skrzywdzić tylko nastraszyć, tak? A śmierć dziecka to co? To już nie krzywda? I jeszcze ich pokłucili...
    A Diana, przecież słyszała co tamta tępa dzida mówiła. To czemu wywala Zayna? Nie-e-e-e!
    Ten rozdział to istny drama time. Ale przynajmniej tutaj zawsze coś się dzieje.
    Z niecierpliwością czekam na next
    @husaria1698

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rypie się, bo zbliża sie do końca ;c Chyba, że Ola (pozwolę sobie mówić po imieniu ^^) obróci to w Happy End :DD

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Za każdym razem, kiedy czytam kolejny rozdział tego opowiadania zdaję sobie sprawę, że jest ono niezwykle profesjonalne. Połączenie kilku wątków w jedną całość to zdecydowanie atut Twojego dzieła. Widać, że pisanie sprawia Ci przyjemność. Wszystko jest napisane lekko, mimo "brutalnych" wydarzeń. Świetne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko jest cudowne! Az mi sie żołądek zawiązał w supeł jak cczytałam wypowiedź Diany, nie dziwie się jej, ale to i tak bardzo smutne, serce w gardle mialam! Prosze napisz szybko kolejny blagam! ♡
    @LiamHero_171

    OdpowiedzUsuń
  10. Yeeeaaaaah przeczytalam wszystkie rozdzialy udalo mi sie udalo. Nie miej mi za zle , ze ten komentarz nie bedzie długi, ale jest 1w nocy i oczy mi sie zamykaja. Musialam przeczytać to do końca. Nie wierzę, ze Diana poronila nie nie nie. Pieprzona Lucy nie spodziewalam sie.Zayn tez jest jakis dziwny. Niby ja uratowal i wgle ale to wszystko jego wina !!!! Jestem na niego wsciekla. Jednak nir chce zeby sie rozstawali. Nie na długo. Niby urodziny Niallaa troszke sie zzepsuly :ccc z niecierpliwoscia czekam na next @PModzelewska

    OdpowiedzUsuń
  11. rozdział jest super! :D
    czemu, ale to czemu, że ona poroniła? :c
    czekam z niecierpliwością na next, weny,weny i jeszcze raz weny! xx @ojda_ojda

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominuję cię do Liebster Award :D
    http://i-need-a-tough-lover.blogspot.com/2014/07/liebster-award-iii.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Suuuuuuper, ale chce zeby sie pogodzili. czekam, czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Woow, pojechałaś. Dlaczego to prawie koniec? ;c

    OdpowiedzUsuń
  15. jak dawno nie było kolejnego rozdziału ;c

    OdpowiedzUsuń