CZYTASZ = KOMENTUJESZ
NASTĘPNY ROZDZIAŁ PO 23 KOMENTARZACH!
Pochyła czcionka - coś z przeszłości.
NOWE POSTACI W ZAKŁADCE BOHATEROWIE
NOWE POSTACI W ZAKŁADCE BOHATEROWIE
Zayn:
Siarczyste uderzenie czyjejś dłoni w mój policzek
nastąpiło, kiedy odsunąłem się od tej dziewczyny, z którą się całowałem. Nagle
w pokoju zrobiło się cicho, z gniewem wpatrywałem się w Louisa, który po prostu
strzelił mnie w mordę. Zobaczyłem moich przyjaciół, którzy stali z rękami
założonymi na klatkach piersiowych, wpatrywali się we mnie jakbym im zabił
matki.
- Czy ty jesteś pojebany czy pojebany Malik? – odezwał
się Lou.
- O co ci chodzi stary? – odepchnąłem go od siebie,
zachwiał się ale złapał równowagę podtrzymany przez Harrego – to raczej wy
jesteście pojebani, nie mogę się już spokojnie pobawić bo już macie o coś
pretensje. Tak myślałem, pierdolone geje – prychnąłem, nie wiedziałem co mówić
i opuściłem pokój.
Wyszedłem na balkon, wyjąłem paczkę fajek i zapaliłem
jednego papierosa. Dym wtargnął przyjemnie do moich płuc, po chwili go wypuściłem.
O chuj im chodziło? Nie można przez chwilę o wszystkim zapomnieć i się odprężyć?
Cholera, mam 20 lat, za chwilę będę ojcem. Zajebiste życie, co nie? Nigdy nie
chciałem mieć dzieci, teraz dopiero dotarło do mnie, jaki to będzie dla mnie
ciężar. Musiałem poważnie porozmawiać z Dianą, mógłbym odejść od niej i
regularnie płacić jej pewną sumę pieniędzy, które nie były dla mnie problemem.
Ale czy byłbym w stanie to zrobić, po tym co razem przeszliśmy? Z rozmyślań
wyrwał mnie odgłos otwierających się drzwi na balkon. Obejrzałem się i
zobaczyłem tą dziewczynę… Lucy, z którą się całowałem. Zdradziłem z nią moją
Dianę, chyba musiałem to jakoś wyjaśnić.
- Więc…
- Zayn, słuchaj – przerwała mi dziewczyna słodkim głosem
– idź szukać Diany i przeproś ją, wyszło głupio… Ja, ja nie powinnam była oddać
twojego pocałunku. Nic dla mnie nie znaczył, czuję się winna, skrzywdziłam
Dianę a tak naprawdę nie chciałam tego zrobić. Bardzo ją lubię, proszę idź po
nią bo zaczynam się martwić – westchnęła i oparła się o barierkę, wydawało mi
się, że ściemnia.
- Ale co? Diany tu nie ma? – zmarszczyłem brwi.
- Tak, wyszła widząc jak, sam wiesz co – spuściła
wzrok, nerwowo bawiła się swoimi palcami.
- Okej, nie masz za co przepraszać – powiedziałem
zgodnie z prawdą – to tylko i wyłącznie moja wina. Chyba pójdę jej poszukać,
dzięki – bąknąłem, minąłem ją w drzwiach i wszedłem z powrotem do ciepłego
pomieszczenia.
Chciałem już kierować się do wyjścia, kiedy drogę
zagrodziła mi wkurwiona Kath.
- Ty podły dupku! Nie myliłam się co do ciebie!
Dziecko też zostawisz? – zaczęła mnie obrzucać wyzwiskami, przy okazji okładała
mnie pięściami po torsie.
Chwyciłem jej nadgarstki, zaczęła się miotać ale skutecznie ją unieruchomiłem
przyciskając do ściany swoim ciałem.
- Posłuchaj mnie, mała – zacząłem, wiedząc, że nie
lubi jak się do niej tak mówi – przepraszam, poniosło mnie. Nie wiedziałem co
robię, wiesz gdzie jest Diana?
- Jasne, tłumacz się idioto – prychnęła mi w twarz –
mam nadzieję, że Diana jest daleko od ciebie i nie popełni więcej błędu i nie
wróci do ciebie.
- Pytam serio – wzmocniłem uścisk i przygwoździłem ją
do ściany – gdzie jest Diana?
- Uspokój się homofonie! Nie mam pojęcia, gdzie jest
Diana, nie mogę się do niej dodzwonić a wyszła pół godziny temu – odepchnęła
mnie swoim ciałem i wyswobodziła się z mojego uścisku, bo postanowiłem ją
puścić – nie chcę cię więcej widzieć, wynocha z mojego domu – krzyknęła i
uderzyła mnie na odchodne w ramię.
- Wal się – szepnąłem, nie usłyszała tego.
Wziąłem swoją kurtkę i kierowałem się w stronę wyjścia, rozejrzałem się ostatni
raz, mój wzrok padł na Louisa i Harrego. Nigdy nie widziałem w ich takim
stanie, byli tak jakby w wielkim szoku. Ale teraz nie miałem czasu na
wyjaśnienia z nimi, musiałem odnaleźć moją dziewczynę. Poczułem wibracje w
swojej kieszeni i wyjąłem telefon. Co do…
Podoba
mi się widok związanej Diany.
Powinieneś
to wykorzystać w sypialni!
Pozdrowienia,
R x
Czyli to, co mówiła mi Diana przed imprezą było
cholerną prawdą? Zacisnąłem mocno dłoń na telefonie i szybko opuściłem dom
Kath. Chłodne powietrze trochę mnie otrzeźwiło, pospiesznie założyłem na siebie
płaszcz, czując lekki chłód na ciele. Obiecałem sobie, że jeśli uda mi się
dotrzeć do tych ludzi, którzy są odpowiedzialni za zniknięcie Diany, to nie
będę się zastanawiać i zemszczę się. Nie wiedziałem dokąd idę, wpadł mi jednak
do głowy pewien pomysł.
- Eric, jesteś mi potrzebny – powiedziałem ostro kiedy
odebrał telefon – za pięć minut bądź na Hell Street, to pilne – wyrzuciłem z
ust potok słów i rozłączyłem się nie chcąc słyszeć jego sprzeciwu.
Faktycznie, nie minęło chyba pięć minut, a samochód mojego
przyjaciela zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Mignął do mnie światłami,
podbiegłem i zająłem miejsce pasażera.
- Nie zamierzasz wkręcić mnie na tą domóweczkę? –
zapytał z przyklejonym cwaniackim uśmiechem do twarzy – ej, ej a tak w ogóle,
to gdzie podziałeś swoją pannę?
- Nie ma czasu na tłumaczenie, znasz człowieka, który
jak wysyła wiadomości to zawsze podpisuje się R x? – zapytałem wprost.
Przyjaciel przez chwilę miał zamyślony wyraz twarzy,
był bardzo obeznany w świecie przestępczości, miał bardzo dużo kontaktów.
Bębniłem swoimi palcami w deskę rozdzielczą samochodu czekając niecierpliwie na
jego odpowiedź.
- Coś mi dzwoni… Tylko nie wiem, w którym kościele –
zmarszczyłem brwi na ten jego żart, który był nie na miejscu – to musi być na
pewno ktoś młody, już kiedyś ktoś mnie o niego pytał.
- Cholera jasna! – wkurzony wyjąłem z kieszeni kurtki
paczkę papierosów i chciałem zapalić, ale mój kumpel wyrwał mi ją i zgromił
spojrzeniem – o co ci chodzi?
- Nie będziesz palił w Gemmie – skrzywił się i
pogłaskał kierownicę wierzchem dłoni.
- Chyba cię pojebało już do reszty, stary – parsknąłem
i wziąłem mu papierosy, nie zapaliłem jednak, widząc jak się na mnie patrzy –
musimy się natychmiast dowiedzieć kto to, porwał Dianę.
- Trzeba było tak od razu debilu! – wyjął telefon z
kieszeni, napisał kilka wiadomości a na jego twarzy malowało się coraz większe niedowierzanie – no
to mamy problem, Ninja.
- To znaczy? Mów, tu chodzi o moją dziewczynę! –
krzyknąłem na niego a on wypuścił telefon z dłoni.
- Uspokój się – uderzył mnie lekko w ramię, podniósł
telefon i obrócił się do mnie – pamiętasz pewnego, nieśmiałego typa, który trzy
lata temu pojawił się u nas w szkole? Nie wiem czy będziesz kojarzyć, był
niskim blondynem, nosił wtedy obciachowe okulary i koszule wsadzone w spodnie –
spojrzał na mnie a ja skinąłem głową, by mówił dalej – znęcaliśmy się nad nim,
pamiętam to jak dziś. Zawsze broniła go siostra, również blondynka. No muszę
przyznać, że była z niej fajna laska, ale nie o tym mamy rozmawiać, była za
młoda. Jak dobrze pamiętam, kiedyś nas sprzedał u dyrektora, że palimy na
terenie szkoły, terroryzujemy uczniów, porysowaliśmy samochód nauczyciela i
mieli nas wyrzucić…
- Pamiętam! – od razu wszystko stanęło mi przed
oczyma, tamten dzień i wszystkie wydarzenia z nim związane – a my mieliśmy już
wtedy niezły przypał w szkole i nie chcieliśmy wylecieć, bo rodzice by nas
zabili! Mieliśmy wtedy po 17 lat…
Około 20 razem z Ericiem i kilkoma
innymi kumplami spotkaliśmy się z Markiem, który jako jedyny miał prawo jazdy.
Zabrał ze sobą jednego kolegę, wsiedliśmy w dwa samochody i pojechaliśmy w
stronę domu Robina. Jeden z nas miał po niego iść, padło na Erica. Posłał nam
wkurzone spojrzenie, wyszedł z samochodu i po chwili nacisnął dzwonek. W
drzwiach ukazał się Robin, mieliśmy otwarte okna, więc wszystko słyszeliśmy.
- Czego tu chcesz? – zapytał chłopak w
okularach.
- Ciebie też miło widzieć, Robin. Wiesz,
chciałem zapytać czy mam dobrze zadanie, ale zostawiłem zeszyt w samochodzie.
Możesz podejść ze mną, przeczytać i sprawdzić? – zapytał tak, jak ustaliliśmy.
- No jasne, ale nie mam dużo czasu –
spuścił wzrok – rodzice zaraz przyjadą.
- Nie zajmę ci dużo czasu, chodź –
uśmiechnął się, był dobrym aktorem.
Eric szedł przodem, na twarzy miał
cwaniacki uśmieszek. Robin niepewnie stąpał za nim. Kiedy znaleźli się na tyle
blisko, wysiedliśmy wszyscy z samochodów i stanęliśmy dookoła spanikowanego
chłopaka. Chciał uciec, ale któryś z nas go podtrzymał.
- Trzeba było iść na skargę do
dyrektora? – zapytałem i stanąłem naprzeciwko niego.
- Ale nie możecie tak robić – zaczął się
jąkać i nie wiedział co ma powiedzieć.
- Już lepiej nic nie mów, zapłacisz za
to i tak – kiwnąłem głową koledze, który go trzymał a on bez problemu podniósł
go i wpakował do bagażnika.
Robin zaczął krzyczeć, miotać się i
płakać, był to bardzo śmieszny widok. Zamknąłem bagażnik i pojechaliśmy w
stronę lasu. Zaśmiewaliśmy się słysząc piski i błagania chłopaka. Zatrzymaliśmy
się w lesie po kilku minutach szybkiej jazdy. Wszyscy jak wcześniej wyszliśmy z
samochodów, otworzyliśmy bagażnik i poczuliśmy straszny smród. Odsunęliśmy się
i zatkaliśmy sobie nosy. Przyjrzałem się dokładnie chłopakowi, tak jak myślałem
– miał całe mokre spodnie.
- Nasz mały Robinek się posikał –
zadrwiłem a wszyscy zaczęli się śmiać.
Znów siłą wyciągnęliśmy go z samochodu,
rzuciliśmy go na liście. Zaczął znów płakać, błagać nas byśmy nic mu nie
robili.
- Spokojnie, lejku – Eric był
specjalistą w wymyślaniu różnych pseudonimów, znów wszyscy się śmiali – a teraz
– rzucił w jego stronę łopatę – kop.
Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy i
staraliśmy się nie roześmiać. Chcieliśmy żeby wykopał sobie dół, chcieliśmy go
tylko nastraszyć – musiał odwołać swoje zeznania i my musieliśmy być znowu
bezkarni.
- Ale.. ppp po co?- jąkał się chłopak,
patrzył na nas z niedowierzaniem.
- No a po co się kopie dół w lesie? Na
pewno nie po to, żeby zasadzić kwiatki – odparłem i wywróciłem oczyma.
- Poleżysz w nim sobie trochę czasu,
dopóki cię ktoś nie znajdzie – zaśmiał się Eric, Robin rozpłakał się, wziął
łopatę i zaczął kopać.
- Nie sądziłem, że będzie aż takim
debilem żeby to zacząć – szepnąłem w stronę chłopaków, którzy zaśmiewali się po
cichu.
Po kilku minutach Robin opadł na ziemię
i znów się rozpłakał.
- Co jest? Już nie możesz? – zadrwił
Eric i popchnął chłopaka w stronę tego małego dołku.
- Nie, ja … ja odwołam wszystko –
krztusił się łzami, nie mógł prawie mówić.
- I na taką odpowiedź liczyliśmy –
uśmiechnęliśmy się triumfująco – do twojego domu jest stąd 10 minut na nogach,
nie musimy cię podwozić. I jeśli komukolwiek piśniesz o tym słówko… Nie
będziemy się z tobą cackać i od razu sprzedamy ci kulkę w łeb, zrozumiałeś? –
zapytałem, skinął głową i poklepałem go po ramieniu.
- Dobry wybór stary, widzimy się jutro w
szkole – krzyknął na pożegnanie Eric i już odjeżdżaliśmy z piskiem opon.
Eric spojrzał na mnie w zamyśleniu, znów wpisał coś na
telefonie i po chwili pokazał mi teraźniejsze zdjęcie Robina.
- No to stary, mamy przejebane – powiedział i odjechał
nie pytając mnie o nic.
***
Harry:
Po słowach Zayna… Nie wiedziałem co robić, nie
przypuszczałem, że będzie dalej nas obrażać. Ale myliłem się co do niego,
wszyscy się myliliśmy – po tym co zrobił na imprezie. Nie mogliśmy tego
przeżyć, zwłaszcza, że Diana gdzieś zniknęła i nikt nie miał pojęcia gdzie
jest. Siedziałem przybity na podłodze w kuchni, oparty plecami o zimną stal
lodówki, w dłoniach ciężyła mi na wpół pełna butelka piwa. Odgarnąłem dłonią
swoje niesforne loki, którym zachciało się wpadać mi do oczu. Byłem nieźle
zdenerwowany, roztrzęsiony i nie zdolny do poskładania myśli. Przez to, co powiedział
Malik – Louis wpadł w szał i chciał go bić, Niall i Liam musieli go trzymać. Ja
poczułem się strasznie dziwnie, wręcz jakbym to ja dostał w twarz a nie Zayn. Po
chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, ostatkiem sił podniosłem głowę i
zobaczyłem mojego chłopaka.
- Oj Harry, tu jesteś – no chyba widzi – wszędzie cię
szukałem. Zaraz idziemy… Piłeś?
- Ee, tylko troszkę – uśmiechnąłem się i poklepałem
miejsce obok siebie.
Zrezygnowany Lou osunął się na podłogę obok mnie i
wziął ode mnie butelkę alkoholu, pociągnął z niej solidny łyk i przymknął oczy.
Wiedziałem, że jest zmęczony i zrezygnowany. Trudno mu się było dziwić, no cóż,
dostało się nam. A myśleliśmy, że Zayn już nas zaakceptował. Sięgnąłem do jego
dłoni i ścisnąłem ją.
- Nie przejmuj się, przejdzie mu. Może to przez
alkohol – powiedziałem, gładząc kciukiem knykcie chłopaka.
- Sam nie wiem, ale nie dość, że całował się z inną to
w dodatku tak się zachował – pokręcił z niedowierzaniem głową – od początku coś
mi w nim nie pasowało i nie myliłem się.
- Ale wszyscy mu zaufaliśmy, myśleliśmy, że dzięki
Dianie się zmieni. Było dobrze, ale widać, on nie umie tak długo wytrzymać –
odetchnąłem i oparłem ciężką głowę na ramieniu Louisa.
- Masz rację, niech sobie radzi sam. Dobrze wiesz, że
o Dianę martwię się tu bardziej. Nie dość, że jest w ciąży to jeszcze teraz
nikt nie może jej znaleźć – mruknąłem, by potwierdzić jego słowa – chociaż tyle
dobrze, że Zayn poszedł jej szukać. Jak jej się coś stanie, to obiecuję, że
wyrwę mu nogi z dupy.
- Nie bądź już taki waleczny, kochanie – uśmiechnąłem
się lekko, dalej nie otwierałem oczu, poczułem, że Lou głaszcze mnie po głowie.
- Przyznaj, że to uderzenie Malika to było coś! –
zaśmiał się a ja mu zawtórowałem – już wszyscy się rozeszli, chodźmy już –
wstał bez problemu ale ja się zachwiałem, więc musiał mnie podtrzymać.
- Dziękuję mój wybawicielu – uśmiechnąłem się do niego
słodko i objąłem go dłońmi za szyję - musisz
mnie odprowadzić do domu – zatrzepotałem rzęsami (TAK BARDZO HETERO SORKI XD),
Lou objął mnie i skierowaliśmy się do wyjścia.
Ubraliśmy się, poinformowaliśmy Kath, że wychodzimy.
Znaczy Louis to zrobił, bo ja stałem oparty o ścianę w korytarzu i zasypiałem.
Kiedy pojawił się obok mnie mój chłopak od razu się rozbudziłem. Uśmiechnąłem
się do niego, pewnie wyglądałem jak jakieś dziecko, które cieszy się bez powodu
– no ale nic na to nie mogłem poradzić, że zawsze, kiedy on był obok mnie,
byłem szczęśliwy.
- Chodź skarbie – szepnął, otworzył drzwi i wyszliśmy
przed dom.
Do mojego mieszkania nie było daleko, znajdowało się
dosłownie parę przecznic dalej. Ścisnąłem dłoń Louisa i rozkoszowałem się
czasem spędzonym z nim. Alkohol mnie zmienił, zrobiłem się bardziej śmiały i
chętny do działania – z moim chłopakiem najbardziej.
- Zostaniesz u mnie? – zapytałem po chwili milczenia i
kątem oka zerknąłem na Louisa.
- Hmm, w sumie mógłbym – uśmiechnął się, takiej
odpowiedzi oczekiwałem.
Zwłaszcza, że w domu nie będzie na noc nikogo. Szliśmy
w stronę mieszkania, rozmawialiśmy o różnych pierdołach – nie chcieliśmy wracać
do tematu Zayna. Louis nawet nie zauważył, że przyspieszyłem kroku, dzielnie
dorównywał mi go, chociaż jego nogi nie były tak długie jak moje. Po niecałych
dziesięciu minutach staliśmy już pod drzwiami mieszkania. Usiłowałem drżącymi
dłońmi wyjąć klucz z kieszeni mojego płaszcza, ale jakoś nie mogłem na nie
trafić. Rozłożyłem bezradnie ręce i zrobiłem smutną minkę patrząc przy tym na
Louisa.
- Jak dziecko – zaśmiał się cicho, musnął moje wargi i
od razu wyjął klucz z kieszeni – wchodź – otworzył mi drzwi, zamknął je na
klucz, kiedy weszliśmy.
Potknąłem się o jakieś buty, zakląłem i wywaliłem się
w korytarzu. Syknąłem z bólu ale po chwili zaśmiałem się cicho. Zdołałem zsunąć
płaszcz z ramion i to by było na tyle, potem zorientowałem się, że Lou pozbył
się moich butów. Podniosłem głowę i zobaczyłem go, jak stoi nade mną z
wyciągniętymi dłońmi. Bez zastanowienia pozwoliłem mu się podnieść, podając mu
swoje dłonie. Wylądowałem w jego ramionach, na chwilę popatrzyłem w jego
cudowne oczy i musnąłem ustami jego usta. LouLou się uśmiechnął, nawet będąc
pijanym wiedziałem, kiedy to robi. Już po chwili poczułem, jak oddaje z
namiętnością mój pocałunek, jego palce znalazły się w moich włosach. Tylko jemu
pozwalałem dotykać moich loków, zacząłem odczuwać wszystko bardziej
intensywnie.
Louis przygwoździł mnie do ściany swoim ciałem, nie
wiem, czy dało się go pragnąć bardziej? Nie wiem, może – ja jestem do
wszystkiego zdolny. Błądziłem dłońmi po jego plecach, później przeniosłem je na
jego klatkę piersiową i zacząłem wolno rozpinać guziki w jego koszuli. On jest
cholernie gorący! Przez cały czas Louis całował mnie, obsypywał moją twarz,
szyję pocałunkami. Wsunął też dłonie pod moją koszulkę, a dotyk jego chłodnych
dłoni przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Pragnę cię Harry – usłyszałem jego głos tuż przy
swoim uchu, potem było lekkie muśnięcie ustami, aż w końcu przygryzł lekko
płatek mojego ucha.
Syknąłem i popchnąłem go szybko w stronę mojej
sypialni. Oczywiście nie obyło się bez obijania o meble i ściany, nie mogłem
utrzymać dłużej równowagi, usiadłem na łóżku i pociągnąłem Louisa na siebie.
Usiadł okrakiem na moich kolanach i znów namiętnie mnie pocałował. Wtargnął
językiem do moich ust, pieścił nim moje podniebienie i język. Jego rozpięta już
koszula zsunęła się z moją pomocą po ramionach i opadła na podłogę, odsłaniając
pokrytą tatuażami klatkę piersiową. Przyjrzałem mu się i przygryzłem wargę.
- Jesteś chodzącą perfekcją LouLou, wiesz? – zapytałem
go, nie pozwoliłem mu odpowiedzieć bo już go na powrót całowałem.
Usłyszałem jego cichy śmiech, kilka jęków – kiedy ściskałem
palcami jego wrażliwy lewy sutek. Przewrócił mnie i teraz to ja byłem nad nim,
całowałem go z jeszcze większą pasją i pożądaniem. Pocałunkami wyznaczałem
sobie ścieżkę od jego ust, przez szyję, tors, brzuch. Spojrzałem na niego i
zacząłem rozpinać jego spodnie, które tak jak moja koszulka i jego koszula
znalazły się na podłodze. Widząc wybrzuszenie w jego bokserkach oblizałem usta,
ciągle na niego patrząc. Kiedy to zobaczył rozszerzył szerzej oczy, a z ust
wyrwał mu się cichy jęk. To jak reagował na moje miny było niczym w porównaniu
do tego, jak reagował na moje pieszczoty. Zaśmiałem się cicho i znów nachyliłem
się by go pocałować. Wsunąłem dłoń w jego bokserki i przejechałem po całej
długości jego męskości. Jego seksowne westchnięcie rozpaliło mnie jeszcze
bardziej. Niestety nie mogłem kontynuować dalszej przyjemności, zadzwonił
bowiem telefon Louisa.
Oboje zmarszczyliśmy brwi, spojrzałem na zegarek – była 3 nad ranem! Kto śmie o
takiej godzinie przerywać nasze pieszczoty! Jeśli się dowiem – to zabiję. Louis
wyszedł spode mnie i chwycił telefon.
- Czego chcesz Malik? – no to teraz oboje mieliśmy
powód, żeby gościa zabić! – Ale czy to pewne? – zapytał i wstrzymał oddech.
Słuchał długo co mówi do niego Zayn, jednak nic z tego
nie słyszałem. Nie zapowiadało się dobrze, czekałem na wyjaśnienia od Louisa. Nawet
w nikłym świetle lampki nocnej zauważyłem, że Lou zbladł. Przełknął głośno
ślinę.
- Rozumiem, za chwilę postaramy się tam zjawić –
powiedział i rozłączył się.
- Co się stało? – zapytałem niemal automatycznie, wiedziałem,
że to nie wróży nic dobrego.
- Diana jest w szpitalu, poroniła – odparł, a ja
zakrztusiłem się własną śliną.
***
Następnego dnia, dzień po imprezie u Kath.
Diana:
Słabe przebłyski z poprzedniej nocy…
Pamiętałam tylko, że przebudziłam się na chwilę w ciemnej i zimnej piwnicy.
Byłam przywiązana do krzesła, nadgarstki strasznie mnie piekły, obstawiałam, że
są całe pokrwawione i otarte. Poza tym, piekielny ból brzucha nie opuścił mnie
nawet na moment. Nagle doszło do mnie wszystko, co się stało… Impreza, Zayn
całujący się z Lucy, mój płacz, wybiegłam z domu i kierowałam się do siebie.
Później ten podejrzany facet, uderzenie i ciemność.
Siedziałam na tym cholernym krześle i
starałam się nie dawać nikomu znaku życia. Wolałam, żeby ci ludzie, którzy to
ze mną zrobili, podejrzewali, że jestem nadal nieprzytomna. Siedziałam więc
cicho, by usłyszeć głosy ludzi. Wytężyłam słuch i prawie od razu doszły do mnie
fragmenty rozmowy. Słyszałam dwa męskie głosy i jeden kobiecy – co bardzo mnie
zdziwiło. Nigdy bym nie podejrzewała, że kobieta jest zdolna do takich czynów.
- I co teraz będzie? Przecież prędzej
czy później Ninja ją znajdzie i my będziemy mieć lipę – kobiecy głos, który już
gdzieś słyszałam.
- Ja mam tylko na celu rozwalenie tej
ich wspaniałej paczki. On nie zrobił mi krzywdy, więc ja też chcę go tylko postraszyć
tak jak on mnie kiedyś – odparł młodszy, męski głos.
- Jakby co to ja umywam ręce – znów dziewczyna.
- Jak to? Przecież ty również chciałaś
zemsty, tak bardzo podobał ci się Zayn, że chciałaś go odbić Dianie – no tego
już było za wiele, wyglądało na to, że znam tą laskę.
- Daj spokój, dopięłam swego,
pocałowałam go i skłóciłam ich ze sobą.
- Ty szmato – wymsknęło mi się, ale było
już za późno, słów nie da się cofnąć.
- Co powiedziałaś? – cholera, głos był
coraz bliżej – widać, nasza księżniczka się obudziła! Witamy wśród żywych –
zaśmiał się niebezpiecznie blisko mojego ucha.
- Po jaką cholerę… - nie zdążyłam
dokończyć bo znów poczułam solidne uderzenie w brzuch, krzesło, na którym
siedziałam przewróciło się i znów zapadła cholerna ciemność.
Zamrugałam, zobaczyłam tylko biel. Że co? Jakim cudem
znalazłam się w szpitalu? Odetchnęłam – nie myliłam się. Zapach szpitala znałam
doskonale, ponieważ co jakiś czas musiałam jeździć z Dorothy i Miley na
badania. Chciałam usiąść ale kabelki mi na to nie pozwalały. Było ze mną aż tak
źle, że przypięli mnie do aparatury?
- Dzień dobry, w końcu jest pani z nami – usłyszałam ciepły
głos kobiety, która stała nieopodal mojego szpitalnego łóżka, które tak na
marginesie było cholernie niewygodne – czy wszystko dobrze?
- Tak, tylko strasznie boli mnie… - przesunęłam dłonią
po swoim brzuchu i byłam w wielkim szoku, spojrzałam z przestrachem na kobietę
ubraną w biały kitel – czy… czy z dzieckiem wszystko dobrze?
- Niestety – zacisnęła usta w wąską linię – kiedy
panią tu przywieźli, było za późno. Bardzo mi przykro – spuściła wzrok.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jak to? Wszystko
przez niego, przez cholernego Zayna.
- A jak się tu znalazłam? – zdołałam wydukać,
zdziwiłam się bo mój głos był zachrypnięty.
- Przywiózł panią chłopak, właśnie śpi na fotelu –
wskazała gestem dłoni w drugą stronę a ja ostrożnie przekręciłam głowę, dalej
byłam wyczerpana.
Kiedy zobaczyłam Zayna wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam
co on tu robi, przecież… Nie, zdecydowanie nie chciałam go oglądać.
- Czy może pani go stąd wyprowadzić? – zapytałam a po
moich policzkach mimowolnie popłynęły łzy.
- Oczywiście – zatroskana pielęgniarka podeszła do
niego i szturchnęła go w ramię, zakryłam twarz dłońmi – proszę stąd wyjść,
musimy przebadać pana dziewczynę.
- Nie jestem już jego dziewczyną! Nienawidzę go! –
krzyknęłam, Zayn poderwał się i zdezorientowany patrzył to na mnie, to na
siostrę.
- Ale Diana, co ty mówisz? – zapytał mnie po chwili,
nie mogłam już dłużej walczyć ze łzami i odwróciłam się do niego tyłem.
- Odejdź, nie chcę cię już więcej widzieć –
powiedziałam ostatni raz, słyszałam jeszcze jak Zayn protestuje ale byłam tak
słaba, że znów zapadłam w sen.
Albo zemdlałam? Sama nie wiem.
*****
Znów przepraszam za zwłokę ;)
Znów przepraszam za zwłokę ;)
Jednak wszystko już zdążyłam ogarnąć i macie następny - trochę dramatu się nam tu wkradło.
Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie, ale nie zawsze musi być tak słodko.
Liczę na komentarze, bo coś ostatnio nie mam dla kogo pisać...
A wiecie jak bardzo motywują mnie Wasze komentarze i wszystkie opinie ;)
Pozdrawiam i życzę miłych, wspaniałych i szalonych wakacji !
Miłego <3
Ola - @MalikMyLovee
Wow stara no to pojechałaś. Dramaturgia. Poronienie i do tego nie dokończona scena larrego. Ahh jejk. Mówiłam że kocham to opowiadanie? Tak zdecydowanie uwielbiam je. Aww
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i mam nadzieje że z Danią bd okey :)
@LouisMyLoveH
OMG, kocham to <3 Rozdział jak zawsze zaje*isty. Opłaca się czekać na twoje rozdziały *_* Uwielbiam dramaty aww
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :)
Weny słońce :) Udanych wakacji :)
@CrazyNajal
Super, jestem bardzo ciekawa czy Diana mu to wybaczy <3
OdpowiedzUsuńEch już myślałam, że będę pierwsza (to byłoby niezłe wynagrodzenie za ostatnie spóźnienie ;3) ale odświeżyłam no i niestety. Więc, po prostu, napiszę, co myślę, jak zwykle.
OdpowiedzUsuńNiedobry Zayn! To jedyne, co przychodziło mi do głowy przez większość czytanie. Zayn, bee, bee XD (jak dzidzia jakaś - Larry cacy, Zayn be XD). Rozumiem teraz, że Lucy specjalnie to zrobiła, by ich skłócić, ale ten idiota mógł się ogarnąć trochę... Cóż, tak to jest, jak się ma mózg w spodniach, hm. Mam nadzieję, że jakoś odzyska zaufanie Diany, bo ona będzie go teraz bardzo, bardzo potrzebować. Strata dziecka... Och, Boże. Ostatnimi czasy, za każdym razem, gdy biorę się za czytanie czegoś, są tam poronienia. Boli mnie to cholernie, nie wiem czemu, ale myśl o tym, że umarło niewinne, nienarodzone dziecko, po prostu wyciska mi z oczu łzy. Więc cóż. Ninja musi teraz spiąć dupę i zająć się niedoszłą mamą, bo jak nie, to kopnę go tak, że mu obcas gębą wylezie!
Co do Larry'ego... Awwh. Po prostu Awwh. To jest jedyne, o czym umiem myśleć, czytając o nich. Mój mózg się zaciął.
Samochód o imieniu Gemma? Haha, czy ja Ci już mówiłam, że CIę kocham, Oluś?
Podsumowując, świetny rozdział i z niecierpliwością czekam na next... Choć szkoda mi, że z każdym kolejnym rozdziałem coraz bliżej końca ;c
Twój
Kociak, Kudłatek, Jula, Trzmiel, jak wolisz :)
@_Silver_Tiger_
hmm, szczerze mówiąc to nie czytam już opowiadań, gdzie bohaterami jest związek hetero ;) skupiam się na Larrym no i nie wiem gdzie jest ciąża, gdzie została usunięta itp. Po prostu tak chciałam zrobić od początku i nie wiedziałam nawet, że piszą takie coś ;P
Usuńhaha, Eric i jego obsesja ;) dziękuję za wspaniały komentarz - jak zawsze ♥
)ucz ! I zayn taki Chu... jak on mógł no jak ? Biedna Diana, ja na jej miejscu dałabym sobie z nim spokój. A rozdział tak ogólnie świetny, jak zawsze;) pamiętaj, jesteś moim mistrzem xd @OrdonkaOfficial ;*
OdpowiedzUsuńEj no ! Ucieło mi pierwszą połowę komentarza;-;
UsuńWreszcie cis sie dzieje :) @xdmysweetlovato
OdpowiedzUsuńNie-e-e-e! Czemu wszystko się rypie?! Nie-e-e-e!
OdpowiedzUsuńNie chciał skrzywdzić tylko nastraszyć, tak? A śmierć dziecka to co? To już nie krzywda? I jeszcze ich pokłucili...
A Diana, przecież słyszała co tamta tępa dzida mówiła. To czemu wywala Zayna? Nie-e-e-e!
Ten rozdział to istny drama time. Ale przynajmniej tutaj zawsze coś się dzieje.
Z niecierpliwością czekam na next
@husaria1698
Rypie się, bo zbliża sie do końca ;c Chyba, że Ola (pozwolę sobie mówić po imieniu ^^) obróci to w Happy End :DD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńZa każdym razem, kiedy czytam kolejny rozdział tego opowiadania zdaję sobie sprawę, że jest ono niezwykle profesjonalne. Połączenie kilku wątków w jedną całość to zdecydowanie atut Twojego dzieła. Widać, że pisanie sprawia Ci przyjemność. Wszystko jest napisane lekko, mimo "brutalnych" wydarzeń. Świetne.
OdpowiedzUsuńMatko jest cudowne! Az mi sie żołądek zawiązał w supeł jak cczytałam wypowiedź Diany, nie dziwie się jej, ale to i tak bardzo smutne, serce w gardle mialam! Prosze napisz szybko kolejny blagam! ♡
OdpowiedzUsuń@LiamHero_171
Yeeeaaaaah przeczytalam wszystkie rozdzialy udalo mi sie udalo. Nie miej mi za zle , ze ten komentarz nie bedzie długi, ale jest 1w nocy i oczy mi sie zamykaja. Musialam przeczytać to do końca. Nie wierzę, ze Diana poronila nie nie nie. Pieprzona Lucy nie spodziewalam sie.Zayn tez jest jakis dziwny. Niby ja uratowal i wgle ale to wszystko jego wina !!!! Jestem na niego wsciekla. Jednak nir chce zeby sie rozstawali. Nie na długo. Niby urodziny Niallaa troszke sie zzepsuly :ccc z niecierpliwoscia czekam na next @PModzelewska
OdpowiedzUsuńrozdział jest super! :D
OdpowiedzUsuńczemu, ale to czemu, że ona poroniła? :c
czekam z niecierpliwością na next, weny,weny i jeszcze raz weny! xx @ojda_ojda
Nominuję cię do Liebster Award :D
OdpowiedzUsuńhttp://i-need-a-tough-lover.blogspot.com/2014/07/liebster-award-iii.html
Suuuuuuper, ale chce zeby sie pogodzili. czekam, czekam <3
OdpowiedzUsuńWoow, pojechałaś. Dlaczego to prawie koniec? ;c
OdpowiedzUsuńjak dawno nie było kolejnego rozdziału ;c
OdpowiedzUsuń