CZYTASZ = KOMENTUJESZ ;)
Z dłonią w górze stałam pod drzwiami domu mojej
przyjaciółki Katheriny. Z jednej strony chciałam stamtąd uciec, ale z drugiej..
potrzebowałam jej pomocnej rady, chciałam, żeby powiedziała mi, że wszystko
będzie dobrze. Zebrałam w sobie całą wolę i w końcu zapukałam, wypuściłam ze
świstem powietrze i czekałam. Wydawało mi się, że minęły całe godziny, zanim
dziewczyna mi otworzyła, ale trwało to w rzeczywistości ułamek minuty. Chyba
byłyśmy połączone jakąś tajemniczą więzią i przyciągało nas do siebie. Czasem
rozumiałyśmy się bez słów, mówiłyśmy wiele rzeczy w tych samych momentach – potem
się z tego śmiałyśmy. Traktowałam Kath jak moją najlepszą przyjaciółkę,
siostrę. Była zwariowana, trochę zagubiona ale i tak ją kochałam.
- Hej skarbie! – objęła mnie szybko, przyciskając do
mojego policzka swoje malinowe usta.
- Cześć – odparłam siląc się na lekki uśmiech,
koleżanka zmarszczyła brwi i pociągnęła mnie do środka.
Uderzył we mnie zapach przypalającego się mięsa, teraz
to ja zmarszczyłam brwi i zaśmiałam się już szczerze. Wiedziałam, że pani mama
– kazała mi tak na siebie mówić, nie lubiła kiedy zwracano się do niej Pani –
nie umie zbytnio gotować. Pani mama bywała w domu bardzo rzadko, od rana do
nocy pracowała w sądzie, była bowiem sędzią. Dobrze płatna praca zapewniała
dobry byt rodzinie Morgan. Nie wiedziałam kiedy ostatni raz widziałam ich
rodziców razem w domu, ale wchodząc do kuchni zobaczyłam miłą scenkę. Pani mama
– Jenna, stała przy kuchence i próbowała uratować mięso – a właściwie to, co z
niego zostało. Natomiast tata Kath – pan Ezra przyglądał się zaistniałej
sytuacji i śmiał się cicho.
- Dzień dobry! – krzyknęłam wesoło, dopiero teraz
zwrócili na mnie uwagę.
Pani mama od razu zapomniała o spalonym daniu,
podbiegła do mnie i tak jak córka, objęła mnie i zacałowała prawie na śmierć.
- Jak dobrze cię widzieć, Diano! – powiedzieli
równocześnie państwo Morgan i wybuchnęli śmiechem, z Kath popatrzyłyśmy na
siebie zdezorientowane, ale również się zaśmiałyśmy.
- Mi państwa również, mam sprawę do Kath, więc nie
będziemy przeszkadzać – spuściłam zażenowana wzrok na swoje stopy, nie chciałam
z nimi nawiązywać kontaktu wzrokowego bo zaraz by coś wyczuli.
- Zrobię wam coś do jedzenia.
- Nie mamo, nie trzeba. Lepiej otwórz okna i drzwi, bo
strasznie śmierdzi – wtrąciła się Kath, wzięła szklanki, sok i kiwnęła mi głową
abym szła za nią.
Kiedy byłyśmy już w jej pokoju opadła na łóżko,
podciągnęła pod siebie nogi i wpatrywała się we mnie tym swoim wyczekującym
wzrokiem. Od razu przypomniały mi się dawne czasy, kiedy praktycznie codziennie
przesiadywałyśmy w tym pokoju, który szczerze mówiąc nie zmienił się zbytnio.
Ściany nadal pomalowane były na jagodowy kolor, na ścianie przy łóżku wisiały
zdjęcia, plakaty i inne nasze wspólne pamiątki. Kath miała bzika na punkcie
zespołu 30 Second To Mars, Jared Leto był jej bogiem! Byłyśmy kiedyś na ich
koncercie, było to niezapomniane przeżycie. Oprawiła autograf w ramkę i
powiesiła na środku ściany, kiedyś za każdym razem kiedy kładła się spać,
musiała pocałować ten podpis. Zawsze się z niej wtedy śmiałam, ale teraz jakoś
nie było mi do śmiechu. Postawiłam szklankę po soku na stoliku i usiadłam obok
niej, w takiej samej pozycji jak ona.
- A więc…
- Jestem… - zaczęłyśmy jak zawsze jednocześnie, ale
tym razem żadna z nas się nie zaśmiała.
- Mów – nakazała i patrzyła na mnie dalej.
- Kath, jestem w ciąży – szepnęłam prawie
niesłyszalnie a dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
- Z kim?! – głupie kurwa pytanie.
- No na pewno nie z ręką! Cholera jasna, jestem w
ciąży z Zaynem! – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Aleś dojebała, z grubej rury – odparła po długim
milczeniu.
- Taa, jestem w czarnej dupie stara – zakryłam twarz
dłońmi – rodzice jeszcze nie wiedzą, proszę nie mów swoim, bo boję się, że
zadzwonią do mnie i źle się to skończy – poprosiłam ją.
Skinęła głową i przysunęła się do mnie, objęła mnie
ramieniem i pogłaskała mnie po włosach. Znowu do oczu napłynęły mi łzy, które
po chwili popłynęły po policzkach.
- Ciii, kochanie. Wszystko będzie dobrze, nie znam
lepszych rodziców od twoich i na pewno ci pomogą. Ja też jestem z tobą, bez
względu na wszystko – jak zawsze dodała mi otuchy – poza tym, Zayn nie jest
dupkiem i cię nie zostawi!
- Wiem, że mnie nie zostawi. Ale przede mną całe
życie. Nie skończyłam nawet studiów! – jęknęłam przerażona i wtuliłam się
bardziej w przyjaciółkę.
- Olej studia, dobrze wiesz, że możesz do nich wrócić
kiedy chcesz – jak zawsze mądra, nie pomyślałam o tym wcześniej – wiem, że nie
chciałaś mieć dzieci, zwłaszcza w tak młodym wieku. No ale cóż, stało się i się
nie odstanie skarbie – odsunęła mnie od siebie i spojrzała mi w oczy.
- Nie dam rady – szepnęłam.
- Ty nie dasz rady? – roześmiała się a ja miałam
ochotę ją za to uderzyć – Ty? Diana Pierce nie dasz rady? Jesteś silną babką i
potrafisz pokazać, na co cię stać!
- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła –
uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie i przytuliłam mocno – ale muszę już iść,
pewnie masz mnóstwo rzeczy do zrobienia.
- Tak, chłopaki przyjeżdżają za godzinę, bo rodzice
jadą. Musimy szybko przygotować dom. Niall nie może się domyślić – uśmiechnęła
się do mnie.
Pożegnałyśmy się szybko i wyszłam z domu przyjaciółki,
miałam znacznie lepszy humor.
*****
Wieczorem stałam przed lustrem i oceniałam brzuch. Nie
był taki jak wcześniej, to dało się zauważyć. Powinnam pójść do ginekologa, ale
jakoś nie chciałam. Po prostu, nie wiem jak znów przyjmę potwierdzoną
wiadomość, że to prawda. Telefon na mojej szafce zawibrował, oznajmiając
nadejście wiadomości. Z niechęcią podeszłam do stolika, wzięłam telefon i
znieruchomiałam. Znów wiadomość od numeru prywatnego.
Przydadzą
ci się nowe ubrania. Ale chyba w większych rozmiarach. Ciekawe czy Mały Malik
pójdzie w ślady ojca dilera?
No nie! Tego już było do cholery za wiele. Poczułam
jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele, odrzuciłam telefon na łóżko i
pobiegłam do łazienki. Od kilku dni miałam straszne mdłości, to, co zjadałam –
od razu zwracałam. Czułam się źle, mała osoba w moim brzuchu chyba nie lubiła
tego, co jadłam. Odetchnęłam przemywając twarz zimną wodą, wyszczotkowałam
dokładnie zęby i zaczęłam się przygotowywać na imprezę urodzinową Nialla.
Ironia losu, akurat dzisiaj wypadały urodziny Horana, zaplanowaliśmy je
oczywiście wcześniej – nie wiedząc, że będę w ciąży. Kiedy telefon znów
zadzwonił, miałam ochotę nim rzucić o ścianę, zobaczyłam jednak, że dzwoni Zayn.
Szybko odebrałam.
- Halo? – zapytałam, przycisnęłam prawym uchem telefon
do prawego ramienia i wyciągnęłam szeroką koszulkę z szafy.
- Już wyjeżdżam,
będę za pięć minut. Jak się czujesz? – jego zatroskany głos poprawił mi
nastrój, uwielbiałam jak się o mnie troszczył.
- Jest dobrze, ale musimy porozmawiać – musiałam mu w
końcu powiedzieć, że ten numer nie przestał do mnie pisać – czekam kochanie.
Nie zdążył odpowiedzieć bo się szybko rozłączyłam.
Odrzuciłam telefon na łóżko, następnie założyłam koszulkę i obcisłe jeansy. Ułożyłam
starannie włosy, przez chwilę nie myśląc w ogóle o dziecku. Po pięciu minutach
stania przed lustrem dostrzegłam w nim Zayna. Wszedł do pokoju i od razu do
mnie podszedł. Podobało mi się to, że był taki opiekuńczy ale trochę
przesadzał. Obchodził się ze mną jak z jajkiem, serio! To jest naprawdę
irytujące.
- O czym chciałaś pogadać? – zapytał od razu, oparł
się nonszalancko o moją szafę i patrzył na mnie.
- Sam zobacz – podałam mu swój cholerny telefon z
otwartym oknem wiadomości od nieznanego numeru – ktoś mnie obserwuje i wie o
mnie dużo, domyślasz się kto to może być? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
Zayn rzucił okiem na teksty, było ich mało ale
zawierały bardzo dużo istotnych informacji. Jego twarz nie zdradzała żadnych
emocji, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Po chwili milczenia odłożył telefon,
wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
- Nie mam pojęcia, kto to może być. Chodźmy już, spóźnimy
się – powiedział jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Co ty powiedziałeś? – nie mogłam więcej dusić w
sobie emocji – czy cholerna impreza jest dla ciebie ważniejsza niż moje
bezpieczeństwo?
- Diano, nie dramatyzuj. Porozmawiamy o tym później,
nie chcesz chyba, żeby niespodzianka się nie udała.
- Ahh, jasne! Świetnie, więc jedźmy – dolna warga
drżała mi niebezpiecznie ale musiałam się powstrzymać, aby nie wybuchnąć
płaczem.
**********
Harry:
Dzisiejszy dzień zapowiadał się świetnie i beztrosko.
Impreza w domu Kath napawała nas wszystkich radością, wszystkich – oprócz
Zayna. W mieszkaniu snuł się z kąta w kąt, burczał coś pod nosem, kiedy
pytaliśmy. Nie wiem co się z nim działo, a kiedy zadzwonił do niego telefon,
wybiegł z domu i tyle go widzieliśmy. Niall był w piekarni, specjalnie
załatwiłem mu tą robotę na dzisiaj, żeby nie wiedział o naszych planach.
Później miał przyjść do Kath, tak jak ustaliliśmy. Liam i Patricia zajęli się
zakupami, pojechali przed południem do miasta, była już prawie piętnasta a ich nadal
nie było. Może pojechali już od razu do Kath, wszystko przygotować. Wyszło na
to, że zostałem sam w mieszkaniu, siedziałem przed telewizorem i skakałem z
kanału na kanał. Niespodziewanie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi
wejściowych. Podniosłem się z kanapy, w progu salonu zobaczyłem jednak mojego
Louisa z wypiekami na policzkach i czerwoną różą w dłoni. Rozczulił mnie ten
widok i nawet nie zauważyłem jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Louis
podszedł do mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Objąłem go, wtuliłem twarz w
zagłębienie jego szyi, zaciągnąłem się jego zapachem i złożyłem na jego
podbródku lekki pocałunek.
- Z jakiej to okazji? – zapytałem i odsunąłem się od
niego trochę.
- Czy musi być okazja, żebym kupował ci kwiaty? Nie
musi, mógłbym to robić codziennie, mógłbym obsypywać cię najpiękniejszymi
kwiatami świata, ale żaden nie będzie tak piękny jak ty, Harry. Kocham cię
słońce i chcę ci sprawiać radość drobnymi gestami – uśmiechnął się do mnie
promiennie, a w moim brzuchu ponownie zaczęło fruwać stado motyli.
- W takim razie dziękuję LouLou – wyszczerzyłem zęby w
szerokim uśmiechu, który mój chłopak lubi najbardziej.
- Mamy jeszcze dwie godziny – szepnął mi do ucha Louis
i przejechał dłonią po moim torsie – co zrobimy za ten czas?
- Kochanie, nie kuś – zaśmiałem się i wyplątałem się z
jego objęć.
Wziąłem od niego róże, poszedłem do kuchni, gdzie znalazłem ładny wazonik i nalałem do niego wody. Uśmiechnąłem się kiedy wstawiłem do niego róże, uwielbiałem te kwiaty, zwłaszcza, że czerwony był moim ulubionym kolorem. Postawiłem wazon na blacie kuchennym, odwróciłem się i dosłownie zostałem zmiażdżony przez Louisa. Zaśmiałem się cicho, chłopak stanął na palcach i przycisnął swoje usta do moich. Nie protestowałem, wręcz przeciwnie – z zaangażowaniem oddałem ten pocałunek, wśliznąłem się językiem pomiędzy jego wargi i pieściłem nim jego podniebienie i język. Nie wiem ile tak dokładnie minęło czasu, ale kiedy brakło nam tchu odsunąłem się od niego na dosłownie milimetr.
- Czemu mnie tak nakręcasz – zapytałem z trudem łapiąc
powietrze.
- Bo zawsze mam na ciebie ochotę Harry – odpowiedział
i złożył w kąciku moich ust lekki pocałunek – i bardzo mnie pociągasz,
zwłaszcza teraz.
Zaśmiałem się cicho i poczochrałem mu jego starannie
ułożone włosy. Zgromił mnie spojrzeniem, a ja pisnąłem i zacząłem uciekać przed
nim do sypialni. Nie było to najlepsze rozwiązanie, zważając na to, co przed
chwilą powiedział. Nie miałem nic przeciwko wylądowaniu z nim w łóżku, no ale w
każdej chwili może wrócić któryś z chłopaków i byłoby nie fajnie. A więc
wbiegłem do mojego pokoju, zaraz za mną wkroczył Louis.
- No Harry, już mi nie uciekniesz – zaśmiał się mój
chłopak i przygniótł mnie do ściany obok łóżka.
Rozłożyłem dłonie w geście poddania i spojrzałem mu w
oczy.
- Niech ci będzie, nigdzie się nie ruszam –
uśmiechnąłem się do niego i pierwszy nachyliłem się do pocałunku, który z każdą
chwilą stawał się jeszcze bardziej namiętny.
Nasze dłonie błądziły po ciałach, chcąc odkrywać
wszystko na nowo. Chociaż tak dobrze znałem ciało mojego chłopaka, nie mogłem
go nie dotykać. Czy wspominałem już jaki Louis jest napalony? A no pewnie
milion razy. W tej chwili byłem chyba jeszcze bardziej napalony niż on, nie
wiem czy to możliwe, ale tak właśnie się czułem. Dopiero się rozkręcaliśmy,
kiedy nagle drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Liam.
- Kurwa… jaja sobie ze mnie robicie? – warknął a my
odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni – ile razy można dzwonić? Po cholerę
macie komórki?
- Eee, wybacz – bąknąłem – byliśmy trochę zajęci – po
chwili napięcia wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, ale zbierajcie się już. Za pół godziny do
Kath przyjedzie Niall i musimy zdążyć – westchnął i wyszedł z pokoju.
Spojrzałem na mojego chłopaka, który miał potargane
włosy, kilka guzików w jego koszuli było rozpiętych. Zaśmiałem się na ten
widok, on również nie przestawał się uśmiechać. Uwielbiałem go w takim stanie,
ale niestety nie dane nam było się sobą nacieszyć.
- I to miały być te dwie godziny? – zapytał z ironią w
głosie, dałem mu sójkę w bok i pokręciłem z rozbawieniem głową.
- Innym razem, obiecuję – przechodząc za Louisem
uszczypnąłem go w pośladek, pisnął i zaśmiał się.
- Ogarnijmy się lepiej bo nie lubię jak Liam jest
wkurzony – skrzywił się, poprawił koszulę, na której i tak były widoczne
zagniecenia.
Tak jak mówiliśmy – zrobiliśmy. Znalazłem w szafie
jakieś szare jeansy i koszulę flanelową
coś, co uwielbiałem najbardziej. Już miałem chwytać swoją bandamkę, ale
Louis wyrwał mi ją z dłoni i wrzucił do szafy.
- Zostaw, tak jest lepiej – przejechał dłonią po moich
lokach i musnął ustami moją szyję.
Wyszliśmy z sypialni, Liam rozmawiał z kimś przez
telefon a kiedy nas zobaczył, ponaglił naszą dwójkę do wyjścia. Znaleźliśmy się
za drzwiami, szybko zamknął drzwi i zakończył rozmawiać.
- No jazda, nie ma czasu. Niall już dzwonił – skrzywił
się, posłuchaliśmy go i prędko pobiegliśmy do jego samochodu.
Usiadłem z Louisem z tyłu, ponieważ na przednim
siedzeniu spoczywał wielki tort.
- Nawet się na niego nie patrz – skarcił mnie kierowca
i zaśmiał się, oblizałem się i zaburczało mi w brzuchu.
- Cholera, czekam od rana na tą imprezę, dlatego nic
nie jadłem – wymamrotałem i ująłem dłoń mojego chłopaka w swoją, kciukiem
pogładziłem jego knykcie.
- Czekaj, czekaj – Lou zmarszczył brwi i spojrzał na
mnie z wyrzutem – czyli, że nie jadłeś nic od rana a jest… - spojrzał na
zegarek – siedemnasta trzydzieści?! Zwariowałeś?!
- Ciii kochanie, przecież nic mi nie będzie –
wywróciłem oczyma i uścisnąłem jego dłoń, chłopak dobrze wiedział, że nie jem
zbyt dużo.
- Mam nadzieję – szepnął – ale pić na pusty żołądek
nie będziesz.
Do domu Kath jechaliśmy już w milczeniu, ciszę
przerywało miarowe stukanie Liama w kierownice. Na podjeździe czekała na nas
Kath, szczelnie opatulona płaszczem. Wskazała nam, żebyśmy wjechali do garażu,
by nie wzbudzić podejrzeń blondyna. Tak więc uczynił Liam, wyszliśmy z
samochodu, przywitaliśmy się i weszliśmy do środka. Ogarnęła mnie ciemność,
wszystkie światła były wyłączone. Musiało minąć kilka minut żeby moje oczy
przyzwyczaiły się do ciemności. Obrzuciłem wzrokiem wszystkich zebranych w kuchni,
Diana wyglądała jak zawsze ładnie, nie sądziłem, że kiedyś to powiem – ale ciąża
jej służyła. Wyglądała promienniej i chociaż nie wyrażała tego jej mina,
czułem, że dziewczyna jest szczęśliwa. Nie wiem co ugryzło Malika… Był dzisiaj
od samego rana jakiś dziwny, to się nie zmieniło. Nie odzywali się do siebie z
Dianą, może się o coś pokłócili, miałem jednak nadzieję, że nie chodzi o nic
poważnego. Liam, Patricia i zaraz, zaraz… jakaś nowa dziewczyna, której jeszcze
nie widziałem. Spojrzałem na Louisa i zrobiłem pytającą minę.
- Jessica, nie wiem czemu dziewczyny ją tu zaprosiły –
skrzywił się, chyba nie bardzo lubili tą laskę, nie wyglądała jakoś
zachęcająco.
- Cicho, cicho! Idzie już, Louis zapal świeczki na torcie
i czekajcie tu na mój sygnał! – oznajmiła Kath.
- A jaki jest sygnał? – zdziwił się mój chłopak.
- Eeee, zaśmieje się może głośno i wtedy wpadniecie do
salonu, gdzie będziemy siedzieć? – widać było, że wymyśliła to na poczekaniu,
ale zgodziliśmy się.
**********
Niall:
Nienawidziłem dzisiejszego dnia. Co z tego, że był
piątek, co z tego, że miałem urodziny. Nikt o mnie nie pamiętał, nikt nie
zaprosił mnie na żadną imprezę. Normalnie nie mogłem w to uwierzyć, przecież
zawsze wychodziliśmy z chłopakami do klubu, bawiliśmy się w najlepsze. No ale
jak widać… nawet najlepsi przyjaciele zapominają. Jednak był jeden plus, Kath
zadzwoniła do mnie rano, kiedy zaczynałem pracę w piekarni i poprosiła abym do
niej przyjechał o osiemnastej. Zgodziłem się, przynajmniej ona umili mi ten
jakże parszywy dzień. Stanąłem przed jej domem, zdziwiłem się, że wszystkie
światła są zgaszone i już myślałem, że nie ma jej w domu. Podszedłem jednak do
drzwi i zadzwoniłem, miałem ponownie nacisnąć dzwonek, kiedy drzwi się uchyliły
i pojawiła się w nich jak zawsze seksowna Katherina. Uśmiechnąłem się na jej
widok, zmierzyłem ją wzrokiem od góry do dołu. Miała dziś pokręcone włosy,
które ładnie opadały na jej ramiona. Ubrała czerwoną, obcisłą sukienkę –
wiedziała, jak bardzo lubię ten kolor.
- Hej – powiedziała swoim uwodzicielskim głosem, który
był zarezerwowany wyłącznie do sypialni – nie mogłam się doczekać – dodała,
chwyciła mnie za kurtkę i wciągnęła do domu.
Wpiła się namiętnie w moje usta, oddałem pocałunek z
jeszcze większą pasją i objąłem ją w talii. Wylądowaliśmy na pobliskiej
ścianie, nie przerywając jednak pocałunku. Zdjąłem szybko kurtkę i pociągnąłem
ją w stronę schodów prowadzących do jej sypialni. Zatrzymała mnie i pokręciła
przecząco głową. Cały czas się uśmiechała, zawróciliśmy i poszliśmy do salonu,
co mnie zdziwiło. No ale nie ważne było dla mnie miejsce, w którym to zrobimy.
Ważna była tylko nasza przyjemność. Usiedliśmy na dużej kanapie, już miałem ją
pocałować kiedy położyła mi palec na ustach.
- Co dziś robiłeś? – zamruczała mi do ucha i
przygryzła jego płatek.
- Nic ciekawego, byłem w piekarni bo cholerny Harry
nie mógł być tam dzisiaj i musiałem iść za niego – wywróciłem oczyma.
Kath zaśmiała się głośno, ja sam nie wiedziałem z czego.
Przecież nie powiedziałem nic śmiesznego… Nagle usłyszałem głośny krzyk i
obróciłem głowę w kierunku drzwi salonu. Do środka wparowali wszyscy, Louis z
tortem w dłoniach, Harry z szerokim uśmiechem na twarzy, Zayn z Dianą, Pat i
Liam oraz ta dziewczyna spod szkoły Kath, którą poznałem niedawno. Zaczęli
śpiewać sto lat, ja nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Od samego początku dnia,
myślałem, że zapomnieli! Jak bardzo się myliłem, uwielbiałem ich za to, cholera
jasna! Każdemu życzę takich zajebistych kumpli! Roześmiałem się a Kath objęła
mnie i zaczęła śpiewać razem ze wszystkimi. Kiedy skończyli nie mogłem wydusić z
siebie słowa.
- Jesteście pojebani – tylko to przyszło mi do głowy –
dzięki, byłem przekonany, że zapomnieliście!
- Nie gadaj tylko dmuchaj blond frajerze – zaśmiał się
Louis i podszedł do mnie z tortem.
- Jak mnie nazwałeś? – oburzyłem się a wszyscy znów
się zaśmiali – no dobra.
Pomyślałem życzenie, które pewnie się nie spełni, pierwsze
co wpadło mi do głowy było: dobry seks z Kath każdego dnia. Wiedziałem, że to
było niemożliwe, no ale pomarzyć można. Zdmuchnąłem świeczki a wszyscy zaczęli
bić brawo.
- Dobra, to teraz mogę dzwonić po resztę towarzystwa? –
zapytała moja dziewczyna od seksu i szybko wykonała kilka połączeń.
Czyli to nie miała być impreza w gronie najbliższych? Jak
tak to spoko, jak najbardziej podobał mi się pomysł większej domówki.
Zwłaszcza, że rodziców Kath nie było w domu, ekwipunek został rozłożony na
stołach, butelki z piwem i wódką wylądowały w lodówce i zamrażalce. Muzyka
popłynęła z głośników, zapaliły się niewielkie lampki, które były porozstawiane
w każdym pomieszczeniu – no prawdziwa, dobra impreza. Po kilku minutach zaczęli
schodzić się ludzie, każdy się ze mną witał i składał mi życzenia. Byli to
znajomi z liceum, których nie widziałem czasem kilka lat. Cieszyłem się, że
pamiętali, musiałem osobiście podziękować Kath za zaproszenie tylu znajomych
osób. Każdy przychodził z jakimś drobiazgiem, jedni przynosili wódkę, inni małe
prezenty dla mnie. Dostałem kilka paczek prezerwatyw, jakieś ozdoby, śmieszne
pamiątki. Nie zależało mi nawet na prezentach, wystarczyła dobra atmosfera,
alkohol i świetni ludzie – czego tu nie brakowało.
Przechadzając się po domu, rozmawiałem ze znajomymi.
Wszyscy chcieli wiedzieć co u mnie, jednak nie miałem czasu się rozgadywać.
Szukałem jednej osoby – mianowicie Katheriny. Musiałem z nią chwilę pobyć, no
cóż. Taką miałem potrzebę i już. Wymijałem więc pijanych i tańczących ludzi,
minęły już chyba trzy godziny od rozpoczęcia i ludzie się bawili lepiej. Już
zauważyłem Kath, ale drogę do niej zagrodziła mi ta dziewczyna. Cholera, jak
ona się nazywała? Jena? Jana? Kurwa… Jessica! Stanęła przede mną, uśmiechając
się dziwnie, nie lubiłem jej. Tak, zdecydowanie nie przypadła mi do gustu – ale
ja jej chyba tak. Uśmiechnąłem się do niej sztucznie.
- Hej Niall, nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać –
zagadnęła, nie wyglądała na osobę, która szybko odpuszcza, ja chciałem ją
jednak jak najszybciej zbyć.
- No wiesz, tyle tu znajomych, że nie ogarniam –
zaśmiałem się i podrapałem się po karku – wybacz, ale wydaje mi się, że ktoś
mnie woła. Do później!
Szybko ją wyminąłem, odetchnąłem z ulgą bo na
szczęście nie postanowiła iść za mną. Ale teraz miałem inny problem – z oczu
znów zniknęła mi Kath. Szlag by to jasny trafił tą jebaną laskę! Wszystko kurwa
przez nią.
**********
Diana:
Na początku imprezy było znośnie, odśpiewaliśmy mu sto
lat, później daliśmy prezenty no i zaczęło się. Alkohol, papierosy i pijani
ludzie. A ja nie mogłam pić alkoholu, nie mogłam tego wytrzymać, że inni mogą
tylko ja nie. Stałam w kuchni pod ścianą i rozmawiałam z Lucy, która chodziła
ze mną na zajęcia z kreatywnego pisania. Ona oczywiście trzymała w dłoniach
puszkę piwa i co jakiś czas sączyła z niej. Potem gdzieś poszła więc zostałam
sama. Zajrzałam do salonu, gdzie w kółku tłoczyli się wszyscy zebrani ludzie.
Z ciekawości podeszłam bliżej, przepchałam się na
początek i stanęłam jak wryta. Kilka osób, w tym mój Zayn, siedziało na
podłodze i grało w butelkę. No to ciekawie, czekałam na rozwój sytuacji,
zwłaszcza, że Zayn mnie nie zauważył bo siedział do mnie tyłem. Śmiali się,
pili wódkę z gwinta, co już mnie rozzłościło. Jakaś brunetka z dużymi cyckami,
świtało mi, że ma na imię Lili i chodzi z Kath do klasy, zakręciła pustą butelką
po piwie. Wypadło na mojego chłopaka, który się zaśmiał.
- Prawda czy wyzwanie? – oh, jednak się nie całowali
od razu tylko zadawali sobie pytania, brunetka zatrzepotała rzęsami i czekała
na odpowiedź Zayna.
- Oczywiście, że wyzwanie! – krzyknął i pociągnął
dużego łyka z butelki wódki, ja aż się skrzywiłam.
- Hmm, przez pięć minut masz się całować… z Lucy! –
dziewczyna wskazała na moją koleżankę, która zrobiła się cała czerwona na
twarzy.
Ciekawa byłam czy będzie na tyle głupi, że to zrobi. I
cholera nie myliłam się, mój kurwa chłopak podszedł do Lucy, która przed chwilą
gadała ze mną w kuchni, chwycił jej twarz w dłonie i pocałował. Zaskoczona
dziewczyna odwzajemniła pocałunek, łzy wezbrały w moich oczach i zaczęłam
przepychać się do wyjścia. Szybko chwyciłam płaszcz i założyłam buty. Wybiegłam
z domu, dopiero teraz pozwoliłam łzą spływać po moich policzkach.
Nie panowałam nad sobą, było mi tak strasznie przykro.
Dlaczego Zayn zapomniał o mnie? Nie mogłam tego przeżyć, zaczęłam się
wewnętrznie obwiniać… za to, że go nie dopilnowałam, pozwoliłam mu się upić i
nie zareagowałam kiedy on zaczął ją całować. Po prostu stchórzyłam i uciekłam,
zdążyłam dobiec przecznicę dalej i osunęłam się po ścianie jakiegoś budynku.
Siedziałam na zimnym chodniku, łzy nie przestawały wypływać z moich oczu, na
dodatek kręciło mi się w głowie i zaczynało mi się zbierać na wymioty. Po
chwili usłyszałam kroki, uniosłam ostrożnie głowę w górę i zobaczyłam postać
mężczyzny, który stanął przede mną. Wyciągnął do mnie dłoń, a ja bez
zastanowienia ją przyjęłam. Wstałam z jego pomocą, przewyższał mnie wzrostem,
podniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz.
- Cześć maleńka – odezwał się zachrypniętym głosem,
który wydawało mi się, że już kiedyś słyszałam, przestraszyłam się jeszcze
bardziej – nie powinnaś nigdzie wychodzić o tej porze, bo dziecku może się coś
stać.
Zaraz, zaraz. Skąd on wie o tym, że jestem w ciąży?
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo poczułam jego pięść na brzuchu a później była już
tylko ciemność.
***
Hej moi kochani!
BARDZO WAS PRZEPRASZAM, ZA TO, ŻE TAK DŁUGO CZEKALIŚCIE :(
Jest mi strasznie wstyd, ale w ogóle nie miałam czasu by skończyć rozdział.
Ciągle brakowało mi pomysłów, ale teraz zaczyna się dziać.
Coś czuję, że mnie znielubicie po następnych kilku rozdziałach.
Coś czuję, że mnie znielubicie po następnych kilku rozdziałach.
Za niedługo koniec roku no i koniec opowiadania.
Mówiłam, że dociągnę do 30 ale chyba mi to nie wyjdzie i będzie 26-27.
Mówiłam, że dociągnę do 30 ale chyba mi to nie wyjdzie i będzie 26-27.
Zobaczymy jak mi to będzie wychodzić.
Dzięki za wielkie wsparcie z Waszej strony ;)
Dzięki za wielkie wsparcie z Waszej strony ;)
Liczę na liczne, motywujące komentarze.
Kocham Was miśki i dziękuję, że jesteście ze mną !
Ola - @MalikMyLovee ♥
Zarąbisty. Jak zwykle. I fajnie że długi i dużo sięw nim dzieje
OdpowiedzUsuńja tak nie potrafie :(
Co do czasu nie dziwie sie też mam go mało
TRzymaj sie kochana i do napisania :)
@LouisMyLoveH
Blagam dodaj szybko next @xdmysweetlovato
OdpowiedzUsuńWowowowoowowoewow! Matko jaki vudowny rozdzial! *.* szczerze? To jest mój ulubiony ze wszystkich jak na razie, ze względu na tę końcówkę :o jeju świetna jest i juz nie moge sie doczekac kolejnego, pisz szybkooo ♡
OdpowiedzUsuń@LiamHero_171
To mi się chyba nigdy nie znudzi. Warto było czekać *.*
OdpowiedzUsuńOpłacało się tak długo czekać! Ilość wydarzeń i długość rozdziału w pełni rekompensują zwłokę :)
OdpowiedzUsuńO mój boże... ta końcówka rozdziału.... Według mnie tajemniczą postacią jest autor pogróżek. Tylko, że wtedy najnowsza wiadomość i jego działania nie trzymają się kupy. No, bo pisze/zastanawia się czy ,, Mały Malik pójdzie w ślady ojca dilera?" , a potem usiłuje zabić dziecko. Ugh, byle by nic im się nie stało.
LIAM! Czemu u licha musiałeś wtedy wetknąć swój szacowny nos do pokoju Harry'ego? Noż lepszego momentu żeś se nie mógł wybrać.
Nialler... fajne życzenie. Nie, no, ale tu przecież nie ma żadnych uczuć... Oj, Nialler, Nialler, kłamać to my, ale nie nas.
Czekam na nexta i życzę ci dalszej weny (ale tak dużo, dużo) :)
@husaria1698
Genialny *.* ale dlaczego tak szybko ma się kończyć opowiadanie? :( i spróbuj mi nie zrobić happy endu to koniec z nami. Aghhh czekan na następny rozdział
OdpowiedzUsuńrozdział jak zawsze znakomity! po prostu kocham ♥
OdpowiedzUsuńweny, weny i jeszcze raz weny!
nie możesz kończyć opowiadania, ono musi jeszcze trwać.
nie rób mi tego i nie kończ. :c
@ojda_ojda
BRAK SŁÓW.
OdpowiedzUsuńBRAK JEBANYCH SŁÓW.
...
Rozdział po prostu geNiallny! A ta końcówka?! NNMFJKOFEJKLKJHBK *.*
Jestem straaasznie ciekawa kto to był, hmm..
Nie wiem czemu, ale uwielbiam jak ktoś piszę od czasu do czasu dramatem, lubię taką akcję. Niektórzy piszą bezsensu, ale ty.. Ty piszesz nieziemsko! Jesteś niesamowita <3
Opłacało się czekać na rozdział. Długi, ciekawy, zajebisty <3
A co do Malika.. Oj nie, nie, nie. Co to miało być?! Jak on mógł tak zrobić?! To przykre, biedna Diana :(
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Weny słońce ♥
@CrazyNajal
+ Co do komentarzy powyżej - przecież opowiadania zawsze kiedyś się kończą, a Ola (moja imienniczka :D ♥) też ma swoje prywatne życie i jeśli zdecydowała, że zakończy to cudne opowiadanie, to musimy się z tym pogodzić. Uszanujmy jej wybór :)
o kurde ta końcówka! >>>>> przeczuwam, że wydarzy się coś niedobrego:/ mam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo, bo ten bardzo Ci się udał ashkasjalks jaram się xD teraz będę się martwić o Dianę ehh pisz szybciutko kochanie! ;* @OrdonkaOfficial
OdpowiedzUsuńZabij mnie za to, że docieram z komentarzem tak późno. Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje! Ugh. No, cóż, nadróbmy to.
OdpowiedzUsuńRozdział był taki kfhskdhseifghseiofg *.* Czy wspominałam kiedyś, że kocham takie sytuacje jak ta z Dianą i Zaynem? Wiesz, tajemnicze telefony, smsy itp... No i na dodatek ta końcówka.... O mój rozmarynie, rozwijaj się. Mam nadzieję, że to się jeszcze rozkręci ! :)
Nialler taki napalony jak nie wiem... XD Cóż, ruch to zdrowie, poniekąd... :P
No i LARRY. Larry, Larry, Larry. W sumie mogłabyś napisać o nich cokolwiek, nawet, że siedzieli i wąchali skarpety, a ja i tak byłabym zachwycona, bo mam zaciesz na sam dźwięk ich imion ;) Niemniej jednak, sprawiasz, że moje serce topnieje. Och, tak. Ideał.
Perfekcja.
Z niecierpliwością czekam na next i na pewno go skomentuję (prędzej czy później... sorry, skleroza nie boli ;c) Kocham Cię i będzie mi smutno, gdy to opowiadanie się skończy, lecz ufam, że będą kolejne, jeszcze lepsze i jeszcze bardziej wciągające :)
Twój Kociak
@_Silver_Tiger_