piątek, 16 maja 2014

Rozdział XXII

CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)
POCHYŁA CZCIONKA=COŚ Z PRZESZŁOŚCI

Harry:
Wychodząc z piekarni późnym popołudniem, przemierzałem kolejne metry dzielące mnie od naszego mieszkania. Pogoda radykalnie się zmieniła, już od samego rana niebo zasnuwały ciemne, szare chmury. Promieni słonecznych nie widziałem od naszego przyjazdu, no cóż. Późna jesień w Londynie to nie najlepsza pora. Uwielbiałem to miasto, ale w takie dni miałem ochotę zostać w łóżku, poczytać książkę lub poleżeć z moim chłopakiem. Louis… nie było chwili, kiedy nie myślałbym o tym wspaniałym mężczyźnie. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, chociaż później Louis dostawał złe oceny na uczelni. On się tym nie przejmował, a kiedy nachodziło mnie poczucie winy i próbowałem go za to przepraszać, tulił mnie do siebie tak mocno jak nigdy.

- Przecież dobrze wiesz, że dla ciebie porzuciłbym nawet szkołę i te pieprzone oceny. Są one tylko cyferką i za niedługo nikt o nich nie będzie pamiętał. Wolę zająć się tobą Harry – uśmiechał się promiennie, a ja patrząc w jego piękne oczy, od razu przestałem się zamartwiać.

LouLou był całym moim światem. Dzięki niemu dowiedziałem się, jak piękne może być życie i nie chciałem już zniknąć raz na zawsze z tego świata. Powiew zimnego wiatru sprawił, że otuliłem się bardziej szalikiem i wetknąłem dłonie w kieszenie mojego płaszcza. Zdecydowanie powinienem zacząć nosić grubsze kurtki, nie mogłem jednak znaleźć odpowiedniej. Stara przypominała mi niedobre czasy,  taki już byłem, że dużą wagę przywiązywałem do rzeczy materialnych. Przedmioty, rzeczy nieożywione niosły ze sobą bardzo dużo wspomnień, o których każdy chce zapomnieć jak najszybciej. Byłem jedną z tych osób, które wracają do wspominania tych złych chwili, mimo tego, że chciałem się ich pozbyć – zatrzymywałem te przedmioty, które mi o tym wszystkim przypominały. Tak więc stara kurtka spoczywała na samym dnie mojej niewielkiej szafy w sypialni. Zbliżając się do mieszkania, obiecałem sobie, że po tym jak dostanę wypłatę, od razu pójdę kupić nową.

Wszedłem na naszą ulicę i podniosłem wzrok z ziemi. Spojrzałem przed siebie i dosłownie oniemiałem. Przede mną stał Lucas. Tak, ten Lucas, który przed kilkoma laty opuścił mnie i wyjechał. Nie mogłem uwierzyć, że byłby zdolny pojawić się jeszcze w moim życiu. Był nieprzewidywalnym człowiekiem, którego warto było unikać jak ognia. Ale nie dałem rady przejść obok niego obojętnie, za dużo dobrych i złych wspomnień mnie z nim łączyło. Za dużo razem przeszliśmy, żeby móc tak po prostu wywalić go z moich wspomnień. Szczerze nienawidziłem go za to, co mi zrobił, za to jak mnie potraktował. I znów ironia losu – chciałem pozbyć się rzeczy, które niosły ze sobą wspomnienia i nie umiałem. Chciałem pozbyć się Lucasa, chciałem wyrzucić go z mojego życia – i również nie umiałem tego zrobić.

- Cóż za miła niespodzianka – zdołałem wycedzić przez zaciśnięte zęby, mój głos ociekał ironią.

- Oh, po co ten entuzjazm Harry! – zakpił, zdecydowanie się zmienił i nie należał już do typu osoby, która jest miła, kochana i pomocna – Mi również miło cię widzieć.

Machnąłem ręką, zebrałem w sobie całą silną wolę, aby nie wybuchnąć płaczem i uciec. Zagryzłem zęby na dolnej wardze tak mocno, że poczułem w ustach smak krwi. Musiałem jednak przejść obok niego żeby dotrzeć pod mieszkanie. Na szczęście nie zatrzymał mnie, nie dotknął mnie i dziękowałem za to Bogu – chociaż zbytnio religijny nie byłem. Moje szczęście nie mogło długo trwać, usłyszałem za sobą jego kroki. Zacisnąłem pięści i przyspieszyłem kroku. Nie wiedziałem, że będzie go na tyle i złapie mnie za ramię. Kiedy to zrobił i obrócił mnie przodem do siebie chciałem wyszarpnąć rękę. Nie było to łatwe, Lucas zmężniał, nabrał zapewne siły dzięki treningom na siłowni i nie dałem rady tego zrobić. Stałem więc z nim twarzą w twarz. Mierzyliśmy się spojrzeniami, byliśmy tego samego wzrostu i żaden z nas nie chciał okazać słabości odwracając wzrok od drugiego.

- Nie wiem po co znów pojawiłeś się w moim życiu, ale nie potrzebuję cię już. Już zapomniałem, tak jak ty zapomniałeś dawno temu o mnie – zdziwiłem się, że mój głos zabrzmiał tak twardo, nie zawahałem się i głos nie zadrżał.

- Nigdy o tobie nie zapomniałem Hazz – nienawidziłem tego przezwiska, boleśnie przypominało mi o nim, zawsze tak do mnie mówił – zawsze o tobie myślałem…

Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć ale szybko mu przerwałem.

- Nawet wtedy kiedy pieprzyłeś się z wieloma panienkami w Stanach? Myślałeś o mnie, kiedy robiłeś dobrze jakiemuś facetowi? Tak, to wiele wyjaśnia. Na pewno za mną cholernie tęskniłeś – wkurzyłem się nie na żarty, wykorzystałem jego dekoncentrację i wyszarpnąłem się w końcu z jego uścisku.

- Uwielbiam sposób, w który się złościsz i jesteś zazdrosny – jak gdyby nigdy nic, uśmiechnął się szeroko i niby z niedowierzaniem pokręcił głową.

- Nie mów do mnie, zostaw mnie w spokoju i wszyscy będą zadowoleni – odparowałem i wyjąłem klucze z kieszeni płaszcza, w którym szczerze mówiąc, było mi już bardziej niż zimno.

- Nie zamierzam cię zostawiać, zamierzam znów podbić twoje serce – szepnął a ja stanąłem jak wryty.

- Jak śmiesz mi mówić coś takiego? Po tym co mi zrobiłeś? – nie mogłem uwierzyć, że po moich policzkach nie spłynęły jeszcze łzy.

- Nic ci nie zrobiłem skarbie, wyjechałem bo musiałem. Wszystko co mówili ci o mnie po moim wyjeździe to stos bzdur i cholernych bredni – oczywiście nie wierzyłem w żadne jego słowo.

- To ty teraz bredzisz, odpierdol się więc od mojego chłopaka – a ten co tu robił?

Louis pojawił się niespodziewanie za plecami mojego byłego, dlatego go nie zauważyłem, był niższy od niego. Lucas spojrzał na niego, odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Jego śmiech był przerażający, na moim ciele pojawiła się momentalnie gęsia skórka. Spuściłem wzrok na swoje znoszone buty i westchnąłem. Po chwili poczułem jak czyjeś ramię mnie obejmuje, wzdrygnąłem się myśląc, że to Lucas. Na szczęście podnosząc wzrok napotkałem spojrzenie mojego chłopaka i od razu poczułem się lepiej.

- Wyglądacie tak słodko, ale ja byłbym dla ciebie lepszy Harry – burknął Lucas i chciał się odwrócić ale się zatrzymał – dokładnie przemyśl moje słowa, Hazz. Będę na ciebie czekał i nie będę spuszczał cię z oczu.

Dopiero kiedy odszedł i zniknął nam z pola widzenia – rozpłakałem się. Płakałem tak bardzo, że zabrakło mi oddechu, nie zorientowałem się nawet, że stoję znów w strugach deszczu wtulony w ciało mojego Louisa.

- Cicho skarbie, wszystko będzie dobrze, nie będzie tylko musi być dobrze – szeptał co jakiś czas wprost do mojego ucha.

Zaciskałem mocno dłonie na jego mokrej już koszulce, pomimo tego, że było cholernie zimno, Louis miał rozpiętą kurtkę. Pewnie przyszedł do mnie prosto z zajęć, mając nadzieję na miłe popołudnie. Sam przecież wyszedłem z dobrym humorem z piekarni, prawie zapomniałem, że przyniosłem dla nas ulubione rogaliki Louisa. Lekko się od niego odsunąłem.

- Długo tak już stoimy? – zapytałem, a mój głos był cienki i cichy.

- Trochę, zmokliśmy. Chodźmy lepiej do środka. Założę się, że będziemy chorzy – uśmiechnął się i pogładził mój policzek swoją nadzwyczaj ciepłą dłonią.

Chciałem jeszcze bardziej się od niego odsunąć ale nie pozwolił mi, objął mnie ramieniem i wziął ode mnie kluczę. Sprawnie uporał się z zamkiem drzwi i po chwili siedzieliśmy pod kocem, z parującymi kubkami gorącej czekolady w moim pokoju. Zdążyliśmy się ogarnąć, chcieliśmy się przebrać ale zostaliśmy w samych bokserkach. Nasze nogi splątane były pod grubym kocem, który dawał nam przyjemne ciepło. Ciało Louisa również było niesamowicie ciepłe, tak więc kiedy wypiłem swoją porcję gorącego napoju wtuliłem się w jego tors. Ogarnęło mnie uczucie bezpieczeństwa, bardzo się cieszyłem, że Lou był ze mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Za to go pokochałem.
***************************

Louis:
Leżeliśmy tak nic nie mówiąc, cisza to podobno najpiękniejszy odgłos. Można było w niej usłyszeć najwspanialsze uczucia, wsłuchiwać się w równy oddech ukochanego, słuchać bicia swoich serc. Tak, zgadzałem się z tym, cisza pomiędzy nami nie była ani trochę krępująca. Czuliśmy się z nią dobrze, swobodnie. Wiedziałem, że Harry prędzej czy później się odezwie, powie mi co mu leży na sercu. Ale nie chciałem tego z niego wyciągać. Kochałem go i byłem bardzo cierpliwy. Czekałem na niego całe życie, więc mogłem poczekać jeszcze chwilę. Nie myliłem się, Harry poruszył się na łóżku i spojrzał na mnie z dołu.

- Co się stało kochanie? – zapytałem z lekkim uśmiechem i odgarnąłem zabłąkany kosmyk z jego twarzy, żeby nie wpadał mu do oczu.

- Nic, po prostu nabrałem więcej siły i przy twoim boku będę walczył przeciwko Lucasowi. Możesz mi uwierzyć, że bez ciebie nie dam rady, nie dam rady Louis. Rozumiesz? Jeśli zostawisz mnie… - przełknął ślinę ale nie pozwolił mi sobie przerwać – to ja sobie coś zrobię. Nie żartuję Louis, wiesz, że kiedyś byłem do tego zdolny. Więc proszę, LouLou nie zostawiaj mnie samego i pomóż mi, bo tylko z tobą sobie poradzę - teraz zauważyłem ile sprawia mu to bólu, wiedziałem, że chłopak kochał mnie bezgranicznie, tak jak zresztą ja jego.

Nie mogłem pozwolić mu na to, by poczuł się osamotniony i opuszczony. Musiałem już teraz być ciągle przy nim. Choćby nie wiem co, nie pozwolę, żeby zrobił sobie krzywdę. W dodatku zrobiłby sobie ją przeze mnie, czułbym się tak winny, że też pewnie bym sobie coś zrobił. No dobra, nie mogłem do tego po prostu dopuścić.

- Harry, nie mów tak – szepnąłem i przejechałem dłonią po jego ramieniu – dobrze wiesz, że nigdy cię nie zostawię i jeśli jeszcze raz zobaczę tego skurwysyna, nie ręczę za siebie – uśmiechnąłem się do niego i złożyłem na jego ustach pocałunek przepełniony obietnicą.

Ten pocałunek był wyjątkowy – to tak jakbym mu coś obiecał. To tak jakbym powiedział mu – tak, zawsze będę cię kochał, nigdy cię nie opuszczę. I tak też miało być. Harry przysunął moją twarz jeszcze bliżej swojej i odwzajemnił pocałunek, rozchylił językiem moje usta i po chwili nasze języki wirowały wokół siebie, walcząc o dominację. Nie wiem ile trwał ten wspaniały pocałunek, który wyrażał bardzo dużo emocji… Odsunęliśmy się od siebie tylko na centymetr, łapaliśmy chciwie oddechy i uśmiechaliśmy się promiennie. Obniżyłem się na poduszce i położyłem się twarzą do Harrego, tak, że byliśmy na tym samym poziomie. Jego piękne oczy mnie hipnotyzowały, mógłbym patrzeć w nie całą wieczność i w końcu bym w nich utonął. Uśmiechnąłem się do swoich myśli, Harry popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

- Kocham twoje oczy – szybko wyjaśniłem a moja dłoń, która wcześnie znajdowała się na jego policzku, zjechała niżej na jego ramię a potem bok.

- Tylko to we mnie kochasz? – wiedziałem, że się ze mną droczy i zaśmiałem się cicho.

- Oczywiście, że nie głuptasie. Nie ma rzeczy, której bym w tobie nie kochał. Kocham cię całego, może to brzmi banalnie ale tak właśnie jest – szepnąłem zbliżając się do jego ust, które po chwili cmoknąłem.

- Nie żartujesz? Nie mówisz tego tylko po to, aby mnie omamić, rozkochać w sobie i zostawić? – znów się wydurniał, mój kochany, słodki Harold.

- Mówię całkowicie poważnie, dobrze wiesz, że nie jestem taki jak ten dupek, przez którego przepłakałeś na deszczu tyle czasu! – przyciągnąłem go do siebie bliżej, tak, że objął mnie swoimi ramionami w pasie – teraz jesteś tylko mój i jeśli będzie trzeba to albo ja się tu wprowadzę albo ty wprowadzisz się do mnie.

Harry pokiwał głową na znak zgody, bardzo często zgadzaliśmy się ze sobą. No może poza jedną sprawą, kiedy kłóciliśmy się o to, kto będzie na górze. Wtuliłem się w niego, położyłem mu głowę na klatce piersiowej i musnąłem fragment skóry ustami. Poczułem jak jego dłonie kreślą niewidzialne wzory na moich plecach, byłem tak zmęczony, że pod wpływem sprzyjających warunków – zasnąłem w objęciach najwspanialszego mężczyzny na świecie. Mojego mężczyzny!




Obudziły mnie odgłosy dochodzące spoza sypialni. Zaspany przetarłem oczy dłońmi i znieruchomiałem, bo Harrego nie było obok mnie. W biegu wyjąłem z szafki jakieś dresy mojego chłopaka i wyszedłem z pokoju. Kiedy otworzyłem drzwi, uderzył we mnie zapach alkoholu i papierosów. Skrzywiłem się, było to drażniące. Zaglądnąłem dalej, przy stoliku w kuchni siedział Zayn, to on palił papierosa. Obok siedział Niall, pod ścianą zauważyłem Liama, a tyłem do mnie stał Harry. Odetchnąłem z ulgą, ale coś mi tu śmierdziało – i teraz nie chodziło mi o zapach tytoniu. Podszedłem do Stylesa i przytuliłem się do jego pleców. Zauważyłem, że on zdążył się ubrać i był wyraźnie spięty. Kiedy poczuł moje dłonie odwrócił wzrok i lekko się uśmiechnął. Przytulił mnie do swojego boku a ja posłałem u pytające spojrzenie. Wzruszył jedynie ramionami, niezręczną ciszę przerwał Niall, który z impetem wstał ze swojego krzesła.

- Jak nam nie powiesz o co chodzi, Malik, to uwierz mi – krzyknął – zabiję cię tymi rękami!

Zayn parsknął i zgasił papierosa w popielniczce stojącej na stoliku. Wzdrygnąłem się i przysunąłem się jeszcze bliżej Harrego. Wyczuł moje zdenerwowanie i pogładził mnie po nagich plecach. Miałem tylko nadzieję, że nie było to związane z Dianą.

- Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać panowie – westchnął i chciał wyjąć jeszcze jedną fajkę z paczki ale Niall mu ją zabrał.

- No wyduś to w końcu z siebie! – warknął blondyn, był cały czerwony na twarzy.

- Zamknij się na chwilę Niall, proszę – postanowiłem się odezwać, na co oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę – czy z Dianą wszystko dobrze?

- Louis, wiedz, że jej nie skrzywdzę – szepnął chłopak i patrzył mi prosto w oczy – naprawdę, nie wiem co mam teraz robić. Czy się cieszyć czy płakać z rozpaczy! - powtórzył znów.

- A więc? – postanowiłem podejść do niego i chyba to pomogło, wziął głęboki oddech i spuścił wzrok.

- Diana jest ze mną w ciąży – na te słowa o mało co nie upadłem.

- Ja pierdole – usłyszałem, jak równocześnie powiedział to Niall, Liam i Harry.

- Zayn, masz jej tylko nie zostawić samej – powiedziałem tak cicho, że nie wiedziałem, czy mnie usłyszał, skinął tylko głową a ja objąłem go lekko.

Zdziwiłem się kiedy Zayn mocniej mnie do siebie przytulił i zaszlochał. Nie wiedziałem co mam robić, więc poklepałem go po plecach. Nigdy nie przytulałem się z chłopakiem, nie licząc Harrego oczywiście. Widziałem, jaki Zayn był załamany. Ale z drugiej strony widziałem w jego oczach cień szczęścia. Czyżby nasz Malik cieszył się, że zostanie ojcem?

- Mały Malik… No, no. Miałem już wam kiedyś mówić, że  byłyby z was ładne dzieci, ale nie wiedziałem, że tak się pospieszycie – zaśmiałem się cicho i odsunąłem od siebie chłopaka, który ze wstydem otarł swoje oczy rękawem i również się zaśmiał.

- Dzięki stary, myślałem… No wiesz, że wyjedziesz na mnie, że ją skrzywdziłem – spuścił znów wzrok na kafelki na podłodze.

- Czemu niby miałbym to zrobić? Musisz mi tylko obiecać, że będziesz się nią opiekował i nie zostawisz jej samej z dzieckiem – uśmiechnąłem się do niego – to by było bardzo nie w porządku z twojej strony, gdybyś się tak źle zachował. Wtedy nie mógłbyś liczyć na wybaczenie, ani ode mnie ani od Diany i pewnie reszty.

- Louis wie, co mówi Zayn – wyraził swoją opinię Harry, który jak zawsze stał za mną murem – nie spierdol tego.
 
**********************

Diana:
Co teraz będzie? Wszystko tak w jednej chwili zwaliło mi się na głowę. Niezaliczone testy i sprawdziany, które chodziły za mną już od miesiąca. Do tego sprawa z dziwnymi sms’ami zapewne od jakiegoś przestępcy. A najgorsze… ciąża. Mam dopiero osiemnaście lat, Zayn w sumie jest dwa lata starszy. No ale przecież w tym wieku nie zakłada się rodziny. Byłam zrozpaczona, ponieważ zawsze mówiłam, że nie chcę mieć dzieci w takim wieku. A tu proszę, pierwsza zaszłam w ciążę. Nie mam pojęcia co powiem rodzicom, z Zaynem zdecydowaliśmy się, że na razie im nic nie powiemy. Musimy się na to przygotować.

- I co teraz z nami będzie? – zapytałam siedząc oparta o zimne kafelki w mojej łazience. 


- Dobrze wiesz, że nie mam zamiaru cię zostawiać, Diano – szepnął i ścisnął lekko moją dłoń. 

Po jego przyjeździe zobaczyłam na jego twarzy otarcia i zadrapania, już wyciągałam dłoń żeby dotknąć rozcięcia na jego brodzie ale powstrzymał mnie. 

- To nic takiego, jedną sprawę zakończyłem. Teraz najważniejsze jest dla mnie twoje bezpieczeństwo – chyba chciał dodać coś jeszcze, ale najwyraźniej nie chciało mu to przejść przez gardło – twoje i dziecka. 

Odetchnęłam a z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Nie wiem czy były to łzy smutku, złości, ulgi czy szczęścia? Do tej pory tego nie wiem, wiem jednak, że Zayn zawsze dotrzymuje obietnicy. Będzie się starał, żeby nam się nic nie stało. Jak to dziwnie brzmi, nawet dla mnie samej. Ja i ktoś, kto rozwija się w moim brzuchu, mały Zayn – zawsze chciałam mieć chłopca, miałam więc nadzieję, że tak też będzie. Rozpłakałam się teraz na dobre, dotarło do mnie bowiem to, że musimy to powiedzieć moim rodzicom. Jak zareagują? Co powiedzą? Czy będą źli na mnie czy bardziej na Zayna? W mojej głowie było teraz bardzo dużo pytań, które pozostawały bez odpowiedzi. Przynajmniej przez jakiś czas, będziemy myśleć co z tym zrobić. 

Nie zdecydowałabym się na usunięcie dziecka, to za dużo by mnie kosztowało, czułabym się jak zabójca – a przecież ja nie umiałam skrzywdzić nawet muchy. Zayn wyczuł moje zdenerwowanie, przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił, gładząc mnie po włosach, które tak na marginesie wyglądały okropnie. Pewnie w ogóle byłam w strasznym stanie, rozmazany makijaż chyba zdążył już cały spłynąć, dlatego za każdym razem kiedy wycierałam oczy miałam czarne dłonie. Ale teraz nie najważniejszy był dla mnie wygląd, tylko to co się teraz stanie. Ciekaw byłam, czy rodzice wyrzucą mnie z domu, czy może zdecydują się mi pomóc i zapewnią nam dobrą opiekę. Łzy w końcu przestały wyciekać z moich oczu i przy pomocy Zayna wstałam z posadzki. Tak jak sobie wyobrażałam, mój wygląd mógł odstraszyć każdego. Malik jednak stał i podawał mi wszystko, o co go poprosiłam. Niewiele mówił, może był w szoku, po tej wiadomości. On raczej też nie miał w planach zakładać rodziny. Musieliśmy sobie jednak z tym poradzić, bez względu na wszystko. Miałam wielką ochotę porozmawiać z Katheriną, ona na pewno by coś poradziła. Szybko zmyłam makijaż i uczesałam potargane włosy. Odwróciłam się od lustra kiedy zdejmowałam koszulkę, nie chciałam zobaczyć brzucha, teraz będę się bała na niego nawet spojrzeć. Wiedząc, że jest tam mała istota… 

Nie wiedziałam co mam zrobić, niepodziewanie Zayn zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Przybliżył się do mnie i ujął moje dłonie w swoje. Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, że ten uśmiech jest jego najszczerszym. W jego oczach ujrzałam błysk radości, szczęścia i zachwytu. Dalej trzymając moje dłonie uklęknął przede mną i położył nasze dłonie na moim brzuchu. Wzdrygnęłam się i o mało co się znów nie rozpłakałam. Po chwili Zayn zaczął pocałunkami obsypywać mój brzuch – a ja nie wytrzymałam. Nie wiem czy płakałam bardziej ze szczęścia czy z zaskoczenia. Kiedy Malik zorientował się, że płaczę podniósł się i wziął mnie w ramiona.

 - Musimy się pogodzić z tym, że teraz będzie nas trzech – szepnął tuż przy moich ustach i otarł moje policzki rękawem swojej bluzy. 

Dzięki mojemu chłopakowi mogłam poradzić sobie z tą sytuacją. Byłam znacznie silniejsza, kiedy następnego dnia wstałam około dziewiątej rano. Uśmiechnęłam się nawet do swojego odbicia w lustrze i niepewnie dotknęłam swojego brzucha. Nie zauważyłam jeszcze żadnych zmian – bardzo mnie to ucieszyło. Rodzice nie mogli się na razie dowiedzieć, powiemy ich jak zaczną coś podejrzewać, albo jak będziemy gotowi. Zayn miał bojowe zadanie – poinformowania chłopaków o całej sprawie, napisał mi sms, że chłopcy nas wspierają i zostaną z nami do końca. Ucieszyłam się jeszcze bardziej, ubrałam się szybko i zeszłam na dół, zaplatając warkocz na lewym boku. Mama dzisiaj miała wolny dzień od pracy i zaproponowała, żebyśmy wybrały się na małe zakupy z dziewczynkami. Miley i Dorothy chętnie się zgodziły, tak więc po śniadaniu wsiadłyśmy do samochodu i wyruszyłyśmy w stronę centrum handlowego.

- Wyglądasz jakoś inaczej kochanie – podjęła temat mama, wiedziałam, że zauważy prędzej czy później moją małą, wielką zmianę.

- To znaczy jak? – zapytałam jakby zbita z tropu, dziękowałam w tym momencie profesorowi Alaricowi, który uczył nas jak mamy ukrywać emocje w dziennikarstwie.

- Nie wiem, promieniejesz – zauważyła a ja mimowolnie się roześmiałam.

- Nie będę przecież płakać, mamo – odparłam a mama więcej nic nie powiedziała, uciszała tylko dziewczynki, które jak zwykle o coś się sprzeczały.

Czyżbym nagle zmieniła zdanie o dzieciach? Nie wiem co się ze mną stało, przecież nie znosiłam dzieci, wyjątkiem były oczywiście moje siostry, które i tak mnie wkurzały oraz siostry Louisa, z którymi spędzałam dużo czasu. Odruchowo dotknęłam brzucha ale szybko opuściłam dłonie na kolana, bo bałam się, że mama coś zacznie podejrzewać – a tego bym nie chciała. Kiedy chodziłyśmy po galerii na chwilę zapomniałam o ciąży. Wpadłam w szał zakupowy, tak było zawsze jak jeździłyśmy z mamą. Nie żałowała nam pieniędzy na ubrania ale nie chciałam naciągać ją na zbyt duże wydatki. Nagle w oczy rzucił mi się dział z zabawkami, ubrankami i akcesoriami dla dzieci. Zrobiłam duże oczy i przełknęłam głośno ślinę. Szybko odwróciłam wzrok od tego widoku i próbowałam skupić się na przeglądaniu odpowiednich bluzek, chciałam się zaopatrzyć w szerokie bluzki. Dobrze, że takie były teraz w modzie, więc mama nie robiła mi wyrzutów, że je kupuję.

- Popatrz jaka śliczna sukieneczka! – zachwycała się mama, stojąc z moją młodszą siostrą niedaleko mnie – pamiętam jak Diana w takich chodziła – udała, że płacze i zaśmiała się.

- Mamo, nie przesadzaj, dalej mogę chodzić w sukienkach – zaśmiałam się cicho.

- Ale to nie to samo, zostało mi tylko czekać na wnuki – puściła mi oczko a ja myślałam, że zwymiotuję na środku sklepu.

Co do cholery, dzieci mnie prześladowały. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało i wysłałam Kath sms’a, że mama mnie podwiezie do niej za około godzinę. Chowałam telefon do torebki, ale zawibrował mi w dłoni nim zdążyłam go tam wsadzić. Spodziewałam się odpowiedzi od Kath, ale bardzo się myliłam. Nieznany numer i wiadomość, sprawiły, że ręce mi zadrżały a serce zaczęło bić szybciej.

Twoje siostrzyczki są takie śliczne i niewinne, troszcz się o nie dobrze. I o swoje dziecko również. Pamiętaj, że wiem gdzie jesteś xx



Przełknęłam ślinę, telefon prawie wysunął mi się z dłoni, która była cała spocona. Znów odruchowo dotknęłam brzucha i musiałam włożyć wiele siły, żeby się nie rozpłakać.

- Możemy już jechać? Podwieziesz mnie do Kath w drodze powrotnej? – zapytałam mamy, na co się zgodziła.

Teraz czekało mnie kolejne wyzwanie – powiedzieć mojej najlepszej przyjaciółce, że jestem w ciąży z Zaynem. 

*************

Hej kochani, no i lecimy z 22 :) 
Szybko mi to zleciało, ale przewiduję jeszcze około 8-9 rozdziałów i będzie koniec.
Mam nadzieję, że ten wam się spodoba, chociaż jest taki nijaki. 
Akcja z Lucasem dopiero się rozpoczyna, z Dianą również. 
Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.

+ NIE WIEM JAK WAM DZIĘKOWAĆ ZA PONAD 6 tysięcy wejść ! ;)
bardzo się cieszę, że tyle osób to czyta, proszę o więcej komentarzy - wiecie jakie to dla mnie ważne ;)
Wasza Ola - @MalikMyLovee

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział XXI

CZYTASZ = KOMENTUJESZ ;)

Zayn:
Po powrocie z gór, wszystko szło dobrze. Nawet za dobrze, miałem pewne obawy, że to cisza przed burzą, ale szybko odpędziłem od siebie te myśli. Dzisiaj miałem spotkać się z Ericiem, do tej pory nie wiedziałem, o co mu chodziło jak do mnie dzwonił. Za cholerę nie mogłem się później do niego dodzwonić i byłem nieco zaniepokojony. Na szczęście po naszym przyjeździe do Londynu, pod wycieraczką naszych drzwi do mieszkania zobaczyłem kartkę od niego, wyjaśnił, że coś mu się zepsuło z telefonem i napisał termin spotkania – u niego w mieszkaniu. Jak zwykle mieliśmy iść później do klubu o nazwie „Black 17”, o 21:00. Tego dnia chodziłem niespokojny, na zajęciach nie mogłem się skupić i dostałem kilka złych ocen. Oczywiście nie uszło to również uwadze mojej Dianie, która zasypywała mnie gradem pytań: czy wszystko dobrze, jak się czuję, co mi się dzieje? Moja odpowiedź zawsze była taka sama.

- Kochanie nie martw się, po prostu źle spałem w nocy i to wszystko – musnąłem jej usta, kiedy staliśmy już przy bramie szkoły i żegnaliśmy się – napisz mi jak ci się udały zakupy i nie martw się – dodałem i uśmiechnąłem się do dziewczyny.

- No dobrze, skoro tak sądzisz. A ty idź spać – zaśmiała się cicho, wtuliła się we mnie i poszła z Kath i Louisem w stronę miasta.

Miałem jeszcze ostatnie zajęcia, ale teraz była krótka przerwa. Porozmawiałem z Nickiem, chodził do mojej klasy. Wypytywał o nasz wyjazd, krótko mu streściłem. Nie byłem najpopularniejszym chłopakiem w szkole, nie zależało mi na tym tytule. Trzymałem się w gronie swoich stałych znajomych i nie chciałem również zawierać nowych znajomości. Mój wygląd działał na damską część uczelni, nie zwracałem na to jednak uwagi. Lubiłem być nieosiągalny. I pomyśleć, że jeszcze niecały rok temu, byłem największym podrywaczem w Londynie, który jedną laskę miał na rano, następną na popołudnie a trzecią na wieczór. Bawiłem się i nie miałem zamiaru przestać, najważniejsze było dla mnie to, żeby sprawiać sobie przyjemność. Przede wszystkim sobie. Nie liczyły się dla mnie uczucia tych dziewczyn, ale one też nie starały się utrzymać ze mną kontaktu – wiedziały jaki jestem i bardzo się cieszyłem, że nie nękają mnie swoją osobą.

Kiedy byłem dilerem, liczyła się dla mnie tylko kasa, imprezy, dziewczyny i nic więcej. Banalne życie, ale za to jakie ciekawe. Za pieniądze z towaru mogłem sobie kupić wszystko to, co było mi potrzebne. Tak też w moim garażu wylądowało srebrne audi, o którym marzyłem, dwa motory i kilka innych, ciekawych gadżetów, o których marzą mężczyźni . Po pewnym czasie został mi tylko samochód, bo musiałem wszystko sprzedać by przetrwać. Życie dilera nie było łatwe i usłane różami, wiązało się to z wielkim niebezpieczeństwem. Samo to, że szefowie uczyli nas jak posługiwać się bronią palną od początku naszej „kariery”. Ja wiedziałem jak się strzela w wieku 15 lat. Czy to nie chore? Z perspektywy czasu widzę, że jednak byłem bardzo głupi i nieodpowiedzialny. Po prostu byłem gówniarzem, który nie wie co to życie. Mimo młodego wieku, szef przyjął mnie bez problemu, byłem bowiem bardzo dojrzały fizycznie. Wysoki, ciemnoskóry brunet z lekkim zarostem budził nawet wśród starszych respekt i nawet strach. Taki właśnie byłem – młody Zayn Malik pseudonim Ninja. Nieuchwytny jak nikt inny, doskonały w każdym calu, maszynka do zarabiania łatwych pieniędzy.



Ostatnią lekcję jakoś przeżyłem, nie byłem nią zaciekawiony, starszy profesor wykładał nudny temat, kilka osób spało na ławkach. Wytrzymałem i kiedy zadzwonił dzwonek jako pierwszy wyszedłem z sali wykładowej. Wychodząc ze szkoły spojrzałem w niebo, słońce przykryły ciemne chmury i tak jak się spodziewałem, po chwili zaczęło padać. Oho, zaczyna się burza, która przerwała ciszę. Ciekaw byłem, czy moje przypuszczenia będą prawdziwe. Naciągnąłem więc kaptur czarnej bluzy na głowę i wetknąłem dłonie do kieszeni. Przyspieszyłem kroku i szybkim krokiem udałem się do swojego mieszkania. Diana postanowiła spędzić czas z Louisem i Kath, wybrali się więc do galerii na zakupy. Nie miałem jej tego za złe, przecież nie musieliśmy spędzać ze sobą 24 godzin. Ja też miałem kumpli i Dianie nie przeszkadzało to, że się z nimi spotykam. Wręcz przeciwnie, kiedy chciała się pouczyć, pogadać z koleżankami czy zająć się siostrami, wyganiała mnie żebym też coś zrobił.

Po dziesięciu minutach byłem już w sklepie spożywczym, kupiłem dwa cztero-paki piwa, paczkę fajek i jakieś przekąski do Erica. Najpierw spotkamy się u niego, wypijemy coś i obmyślimy plan działania. Właśnie, plan działania. Eric mówił, że dowiedział się kilku rzeczy ale nie chciał wyjaśnić mi tego przez telefon. Dobrze pamiętałem rozmowę telefoniczną, w której straciłem nad sobą panowanie i pokłóciłem się z Dianą, bo słyszała, że chcę komuś sprzedać kulkę. Nie chciałem do tego wracać, mam nadzieję, że Eric mnie powstrzyma i nic takiego się nie wydarzy. Wróciłem do mieszkania, zerknąłem na zegarek stojący na blacie w kuchni. Miałem jeszcze cztery godziny do spotkania, wsadziłem piwo do lodówki i poszedłem do salonu, siedział tam Harry i Niall, żywo o czymś dyskutowali. Za tydzień robimy imprezę dla Horana. Musieliśmy znów coś zorganizować, dobrze, że dom Kath był wolny i dziewczyna się zgodziła. Ostatnio była jakoś bliżej z Horanem, ale jakoś nie chciało mi się mieszać w ich relację.

- Co jest panowie? – zapytałem i przysiadłem się do nich.

- No nic, wkurzam się na niego bo nie chce przyjąć mojej propozycji! – warknął Harry i wypił wodę, którą miał w szklance.

- A jaka to propozycja? – uśmiechnąłem się, zapowiadało się ciekawie. Mogłem wziąć sobie popcorn i słuchać ich kłótni.

- No żeby zaczął pracować w piekarni tam gdzie ja! Zwolniło się miejsce a ten czop nie chce nawet o tym słyszeć, z czego on się ma zamiar utrzymywać? – Styles był zdenerwowany i oburzony jednocześnie – a myślałem, że jest moim przyjacielem!

- Ej ja tu jestem i nie mów o mnie w trzeciej osobie! – prychnął blondyn – nie mam zamiaru pracować w piekarni, co ja tam mam robić niby?

- Uczyć się jak pracować z ludźmi, przydałbyś się chociaż na coś a nie pierdział w stołek!

- Ale ta praca mnie nie zadowala, ja potrzebuję się rozwijać muzycznie a nie piec bułki dla starych babek, które codziennie rano przychodzą do piekarni – zdenerwował się Horan i uderzył dłonią o blat stołu.

- Ej ludzie, bez nerwów – wtrąciłem się w końcu, aż śmiać mi się chciało z tych debili – Niall idzie na casting i wygra jakiś program, idź chłopie do X-Factor i będziemy mieszkać z gwiazdą.

- A myślisz, że to jest takie proste? – oburzył się jeszcze bardziej Niall, nie taki miałem zamiar.

- Potrzebna ci jest na razie jakaś praca, bo przecież musisz mieć kasę na życie, nie wstyd ci, że rodzice cię utrzymują? – zapytałem i trafiłem w sedno bo chłopak opuścił wzrok i skinął głową.

- Macie rację, dzięki Harry za to, że mi załatwiłeś pracę. Chętnie sobie dorobię. No i tobie Zayn też, masz rację ziomek – uścisnął mi dłoń i zaśmiał się – ale do X-Factor pójdę na sto procent i wy pojedziecie ze mną.

************************

Diana:
Na zakupach było fantastycznie, kupiłam sobie piękną sukienkę, w ulubionym kolorze Zayna – czerwoną. Wyglądałam w niej oszałamiająco, jak to powiedzieli zgodnie moi przyjaciele. No i oczywiście komplet bielizny, którą wybierałyśmy z Kath chyba pół godziny a Louis siedział przed wejściem do sklepu i pisał sms’y zapewne z Harrym. Nie pozwoliłyśmy mu pomagać w wyborze, bo by jeszcze zmienił orientację. Było przyjemnie, później my wybierałyśmy ubrania dla Louisa, to lubiłyśmy – chłopak lubił jak mu doradzałyśmy. Bardzo dobrze było mieć przyjaciela geja. Można z nim było porozmawiać na każdy temat i wiedziałyśmy, że się nie zgorszy i nie będzie tego roztrząsał. Kochałyśmy go jak brata.

- Ej dziewczyny, co mogę kupić Harremu? – zapytał kiedy siedzieliśmy przy stoliku w jednej miłej knajpie – zastanawiam się od rana i nie mam pomysłu – zrobił smutną minę i upił łyk swojej ulubionej, zielonej herbaty.

- Myślę, że jakieś zabawki do waszej sypialni – rzuciła ze śmiechem Kath, za co oberwała lekko w ramię – no weź, żartowałam. Ale przyznaj, że byłoby ciekawie!

- No w sumie byłoby, ale nie! Chcę żeby to było coś… - szukał odpowiedniego słowa, wzrok miał rozmarzony, w sumie tak było za każdym razem kiedy mówił o Harrym.

- Coś wyjątkowego? Żeby Harry nigdy o tobie nie zapomniał i wiedział jak bardzo go kochasz? – dokończyłam szybko za niego na co on uśmiechnął się do mnie wdzięcznie.

- Z ust mi to wyjęłaś kochanie! – zaśmiał się chłopak – a więc? Macie jakiś pomysł?

Chwilę się zastanawialiśmy, każdy był pogrążony we własnych myślach. Poważna sprawa. W sumie Lou powinien wiedzieć co mu ma kupić, najlepiej go znał, od każdej strony i od środka też. Chciałam się roześmiać na te moje myśli, ale się powstrzymałam.

- Chyba coś mam – uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Louisa – idź z nim do studia tatuażu i zróbcie sobie tatuaże, które będą ze sobą związane.

- Nie wydaje ci się to zbyt… bezsensowne? – zapytała Kath i pospieszyła z wyjaśnieniem – no wiesz, ja wam życzę miłości do końca życia ale jakby się coś kiedyś popsuło to co?

- Jakby się nad tym zastanowić, to w sumie masz rację. Ale przecież obydwoje kochamy ozdabiać swoje ciało więc to byłby dla niego i dla mnie piękny prezent – stwierdził Louis i uśmiechnął się do mnie – chociaż chciałbym mu coś jeszcze dać.

- Aleś ty jest hojny LouLou – zaśmiałyśmy się z Kath a chłopak zrobił oburzoną minę – no dobra, może jakiś wisiorek, pierścionek czy bransoletkę?

- Właśnie! Wy to macie łeb! – Lou uderzył się otwartą dłonią w czoło, co musiało chyba trochę zaboleć – Harry ostatnio narzekał, że zepsuła mu się bransoletka!

- No i widzisz? Już masz dwa pomysły i Harry na pewno będzie zadowolony – uśmiechnięta Kath dojadła swoje ciastko z kremem i dopiła kawę.

- No to możemy iść na dalsze zakupy – stwierdziłam i już chciałam wstać, kiedy w kieszeni spodni poczułam wibrujący telefon, a zaraz potem dźwięk wiadomości.

Zdziwiłam się, bo przecież nie pisałam z Zaynem, z mamą również nie. Kath posłała mi zaciekawione, przelotne spojrzenie i zajęła się zbieraniem swoich rzeczy, Lou zrobił to samo. Wstałam i wyjęłam z kieszeni komórkę, widząc wiadomość od nieznanego numeru zdziwiłam się jeszcze bardziej. Może ktoś pomylił numery.

Nawet ty się przed nami nie ukryjesz, piękna sukienka. Ciekawe czy Ninja będzie zadowolony i jak szybko ją z ciebie zdejmie. Nie piśnij nic swoim kumplom bo nie będzie miło xx

Oniemiałam. Patrzyłam na tą wiadomość i teraz dotarło do mnie, że ktoś mnie śledzi. Ktoś widzi mnie z Kath i Louisem. Szybko rozejrzałam się w popłochu po całej kawiarni a kiedy wychodziliśmy, rozglądałam się nadal.

- Ej mała, co się stało? – zauważył Louis i zmarszczył brwi – tak nagle zbladłaś, jakbyś zobaczyła ducha.

- Nic, wydawało mi się, że widziałam mamę z Dorothy ale to nie one – uśmiechnęłam się sztucznie, wychodziło mi to bardzo dobrze.

- No to chodźmy, Harry nie lubi długo czekać – roześmiał się i wyprzedził mnie.

Po raz ostatni spojrzałam na telefon i już chciałam go schować, kiedy zawibrował w mojej dłoni. Przełknęłam głośno ślinę i odczytałam tym razem krótką wiadomość :

Grzeczna dziewczynka, do zobaczenia.

Przeraziłam się nie na żarty, podejrzewałam, że za tym stoi mężczyzna. Kobieta chyba nie byłaby zdolna do pisania takich rzeczy. Szybko wetknęłam telefon do kieszeni jeansów, wcześniej upewniając się, że został wyłączony. Podreptałam z torbą i reklamówkami ze sklepów za moimi przyjaciółmi, nie chcąc zostawać sama. Bałam się z każdą następną minutą, skąd do jasnej cholery ten Ktoś miał mój numer? Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej osobie. Miałam jednak cichą nadzieję, że tak szybko jak się to zaczęło, tak szybko się skończy.

- Hej! A tak w ogóle to co jest między tobą a Horanem? – usłyszałam jakby z oddali głos Louisa.

- Co ma być? Jesteśmy kumplami, którzy się nienawidzą. Nie mów, że nie zauważyłeś? – zaśmiała się Kath i pojawiła się obok mnie, zmuszając do tego abym porzuciła tamte okropne myśli.

- No dobra, niech ci będzie – wywrócił oczyma i przystanął przy witrynie sklepu jubilerskiego – ta jest idealna – szepnął i wbiegł do sklepu.

Nie weszłyśmy za nim, wybierze coś najlepszego i przecież my nie wiemy co Harry lubi. Kath zmierzyła mnie wzrokiem i przygryzła policzek.

- Nagle zmarkotniałaś… Co się dzieje? – przed nimi nic się nie ukryje.

- Brzuch mnie rozbolał, a poza tym jakoś się trzymam – machnęłam ręką, w sumie odparłam zgodnie z prawdą bo brzuch bolał mnie od dwóch dni.

Miałam nadzieję, że dostanę okres, brałam nawet leki przeciwbólowe, bo podobno jak się bierze ich więcej to przyspieszają pojawienie się miesiączki. Poza tym brałam gorące kąpiele ale jak go nie było, tak go nie ma. Spóźniał się już trzeci dzień. Miałam już uregulowany cykl a tu taka niespodzianka.

- Faktycznie, może bierze cię jakaś grypa – wzruszyła ramionami i w tej chwili ze sklepu wyszedł ucieszony Louis – pochwal się kochanie.

- Nie, zobaczycie ją dopiero na nadgarstku mojego chłopaka – wytknął w naszą stronę język i napisał sms’a, zapewne do Harrego, umawiając się na spotkanie.

- To zbieramy się? Robi się już ciemno… - zaproponowałam i uśmiechnęłam się do nich.

- Wybacz, że ci wcześniej nie powiedziałam, ale umówiłam się tu z kimś i muszę na niego czekać – wywróciła oczyma Kath i zrobiła przepraszającą minę.

- No dobrze, a ty Lou? – spojrzałam na chłopaka, który dalej pisał do swojego ukochanego.

- Ah, Harry po mnie przychodzi. Nie bądź zła mała! – objął mnie ramieniem i złożył na moim policzku soczystego buziaka – napisz mi jak będziesz w domu.

- Oj z wami, miłej zabawy – rzuciłam słowa pożegnania, założyłam kurtkę i uporałam się ze wszystkimi tobołami.

Wyszłam na chłodne powietrze, otuliłam się bardziej chustką i z determinacją ruszyłam w kierunku domu. Miałam dość kawałek do pokonania, ale na ulicach było jeszcze sporo ludzi. Jednak dalej byłam cholernie przestraszona, każdy, kto na mnie popatrzył wydawał się być potencjalnym zagrożeniem. Groźby telefoniczne to najgorsza rzecz na świecie. Wywołują panikę i palpitacje serca. Powodują, że człowiek staje się nadzwyczaj uważny i popada w paranoje. Kiedy zbliżałam się do upragnionego celu usłyszałam zbliżające się kroki. Ktoś biegł za mną. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co mam robić, obejrzałam się przez ramię. Mężczyzna, wyższy ode mnie o pół metra był coraz bliżej. Starałam się nie krzyknąć i puściłam się biegiem, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Cholerne siatki, tylko mi przeszkadzały, ale nie było sensu ich wypuszczać z dłoni. Ostatnie 100 metrów pokonałam szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Kroki ucichły kiedy otwierałam drzwi i wpadłam zdyszana do środka. Upuściłam na podłogę wszystkie rzeczy i czując jak wzbiera we mnie złość, bezsilność i coś jeszcze, coś czego nie znałam pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam.

***********************

Zayn:
Przycisnąłem faceta do najbliższej ściany na zapleczu klubu „Black 17”. Eric stał obok mnie i pomagał mi utrzymać jego prawie bezwładne ciało. Czułem jak z mojego nosa leje się krew, z wargi również ale nie to było najważniejsze. Ważne było, że w końcu dorwaliśmy faceta, który był odpowiedzialny za moje pobicie. Wyciągałem już pięść, żeby ponownie uderzyć tego typa ale nie mogłem bo roześmiał się głośno. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na swojego kumpla.

- Z czego się cieszysz gnoju? – wycedził Eric i przycisnął go mocniej do ściany.

- Pilnuj sobie Ninja swojej dziuni, na pewno teraz rozpacza i żałuje, że się z tobą zadaje – prychnął mi prosto w twarz a ja zamachnąłem się i uderzyłem go w twarz.

Skrzywił się i zaczął kaszleć krwią. Odsunąłem się i pozwoliłem mu upaść na zimną podłogę.

- Co ty kurwa wiesz o mojej dziewczynie – splunąłem na niego i dodałem – lepiej żebyś się już nigdy nie pokazywał w tym klubie i w mojej najbliższe okolicy.

Odsunąłem się na chwilę i oceniłem gościa wzrokiem. Leżał skulony i kaszlał, ale na swojej durnej mordzie miał wmalowany szyderczy uśmiech.

- Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu – powiedziałem i skinąłem na Erica.

Skopaliśmy go tak, że nie mógł się już więcej podnieść. Na pewno miał złamanych kilka żeber. Eric chciał dalej to robić ale zatrzymałem go i odsunąłem od faceta.

- Starczy mu, mam nadzieję, że zmądrzał – szepnąłem i otarłem twarz.

- Co on miał na myśli mówiąc o Dianie? – zapytał a ja wzruszyłem ramionami.

Wyszliśmy na zewnątrz, uderzyło we mnie orzeźwiające powietrze. Oparliśmy się o ścianę i zapaliliśmy papierosy. To mi dobrze zrobiło, niespodziewanie usłyszałem dźwięk mojego telefonu i wyjąłem go z kieszeni.

- Co się stało kochanie? – zapytałem z troską Dianę.

- Przed chwilą ktoś mnie gonił, ledwo zdążyłam uciec. Teraz jakiś ciemny samochód odjechał spod mojego domu – załkała do słuchawki, musiała być naprawdę przerażona.

- Kochanie, nie wychodź z domu. Za chwilę tam będę – szepnąłem spokojnie chociaż gotowało się we mnie.

- Ale to jeszcze nic… Zayn jesteś tam?

- Tak, mów słońce – wyrzuciłem wypalonego papierosa i patrzyłem dziwnym wzrokiem na Erica, który przysłuchiwał się rozmowie.

- Ja… Ja jestem w ciąży. Z tobą Zayn – powiedziała cicho, tak, że ledwie ją usłyszałem.

Kiedy dotarły do mnie te słowa otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na Erica, który był zaskoczony jeszcze bardziej niż ja.


- Nie wychodź z domu, za chwilę tam będę – powiedziałem jak automat i rozłączyłem się.

******************

TAK , wiem miałam dodać 2-3 rozdziały a gówno dodałam ;\
nie miałam w ogóle czasu, już w ogóle prawie go nie mam odkąd poznałam pewną ciekawą osobę ;d
no ale dobra, nie o tym.
NOWY SZABLON I NOWY ROZDZIAŁ <3
dziękuję za wykonanie ! polecam, robi bardzo szybko, zamówiłam dzisiaj i mam dzisiaj ;)
Mam nadzieję, że Wam się podoba. Zaczynają się pojawiać pewne komplikacje.
Jestem ciekawa waszej reakcji ;)

@MalikMyLovee ♥

sobota, 3 maja 2014

Rozdział XX

CZYTASZ = KOMENTUJESZ (proszę c;)
PRZEPRASZAM ZA ZWŁOKĘ.
ROZDZIAŁ DEDYKOWANY IM - BEZ NICH NIE DAŁABYM RADY GO NAPISAĆ :)      

Diana:
Dzisiaj ostatni dzień naszego wspaniałego wyjazdu. Obudził mnie grzmot, a zaraz potem usłyszałam stukanie deszczu w okno. Dobrze, że przez cały pobyt nie padało i w sumie nie żałowałam, że teraz zmieniła się pogoda. Byłam przyzwyczajona do deszczu, w Londynie to praktycznie codzienność. Wczoraj wieczorem zasnęłam wtulona w Zayna na kanapie w salonie, teraz leżałam obok niego w łóżku. To, co wydarzyło się między nami podczas tych kilku dni, całkowicie zmieniło mój punkt widzenia. Teraz wiedziałam, że Zayn chce się przede wszystkim zmienić. Kochałam go, akceptowałam i wiedziałam, że zrobiłby dla mnie wszystko. Udowodnił to już dużo razy, na przykład ten skok. Na jego wspomnienie zawsze się uśmiecham, przecież nie mówił mi, że ma lęk wysokości! Ale przełamał się i bardzo się cieszyłam.

Teraz patrzyłam jak mój chłopak śpi. Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam mu zdjęcie. Zapomniałam jednak wyłączyć dźwięku migawki i jak na złość Zayn zatrzepotał długimi, ciemnymi rzęsami. Wypuściłam powietrze z płuc i zrobiłam niezadowoloną minę.

- Dzień dobry śpiochu – szepnęłam i odłożyłam szybko telefon na nocną szafkę.

Leżałam na lewym boku przodem do niego, moja dłoń powędrowała na jego policzek.

- Dzień dobry słońce – odpowiedział i ziewnął, wiedziałam, że jego ulubionym zajęciem było spanie i pewnie będzie chciał zostać dłużej w łóżku – kto ci pozwolił robić mi zdjęcia jak śpię? Bawisz się w Horana? – dodał po chwili z lekkim uśmiechem na ustach.

- Skądże, ja to zdjęcie zatrzymam dla siebie a Niall od razu by je opublikował w sieci – zaśmiałam się i przytuliłam się do niego.

Właśnie tego potrzebowałam, bardzo potrzebowałam. Nie chciałam wracać, bo znów będę spędzać samotne noce w swoim łóżku, które wydawało mi się bez niego za duże i za zimne. Od razu mnie objął, kładąc duże, ciepłe dłonie na moich plecach. Zaczął delikatnie jeździć nimi w górę i w dół.

- Nie chcę wracać – wymruczałam dotykając ustami jego szyi przy każdym słowie.

- Malutka – uwielbiałam kiedy tak do mnie mówił – ja też najchętniej zostałbym tu z tobą na zawsze, ale niestety. Trzeba wracać do szkoły, skopać tyłki kilku frajerom i żyć dalej. Obiecuję ci, że będę przy tobie cały czas i będziemy najszczęśliwszymi ludźmi w Londynie, ba! Będziemy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Mamy siebie i to jest najważniejsze, Diano – jego słowa strasznie mnie poruszyły, może i były banalne ale Zayn miał racje.

Będąc przy nim czułam się faktycznie tak szczęśliwa, że mogłabym latać. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, nasze nogi splątały się pod kołdrą i podniosłam wzrok na jego twarz.

- Masz rację kochanie, razem jesteśmy silniejsi – szepnęłam, wyciągnęłam głowę jeszcze bardziej w jego stronę i nasze usta spotkały się.

Każdy pocałunek wywierał na mnie ogromne wrażenie, Zayn za każdym razem umiał mnie zaskoczyć. Nie wiedziałam jak to robi, ale byłam mu bardzo wdzięczna. W trakcie trwania pobytu uprawialiśmy seks chyba z 6 razy, wiem, że to nie jest najważniejsze – ani dla mnie ani dla niego. Ale po prostu nie mogliśmy się od siebie oderwać, uwielbiałam odkrywać go na nowo, całować każdy jego czuły punkt na ciele – a miał ich wiele. Uśmiechnąłem się przez pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny. Nie mogłam się od niego oderwać, jak zawsze zresztą. Aż podskoczyliśmy, kiedy następny grzmot zadudnił na zewnątrz. Odsunęliśmy się od siebie z trudem i zaśmialiśmy się. Nie baliśmy się burz, ale oboje mieliśmy takie zdanie – po co wychodzić z łóżka kiedy na zewnątrz jest tak brzydka pogoda.

- Jak myślisz? Ile razem wytrwamy? – zapytałam trochę niepewnie.

- Jak najdłużej – pewnie sam nie wiedział ile, miałam nadzieję, że Zayn będzie moim mężczyzną do końca życia.

- Wierzę w to – to były ostatnie słowa nim do pokoju wparował Liam.

Podnieśliśmy na niego wzrok i od razu zmarszczyłam brwi. Był zaniepokojony, wyglądał jakby czegoś szukał.

- Nie widzieliście przypadkiem Harrego? – zapytał i ponownie rozejrzał się po pokoju.

- Przecież nie wychodziliśmy jeszcze z łóżka, gdzie on się podział? – zapytałam i wstałam z łóżka.

- Cholera jasna, nie ma go nigdzie – teraz to już naprawdę się zdenerwowałam, Zayn również wstał i szybko ubrał spodnie – Lou powiedział, że zanim zaczęła się burza wyszedł pobiegać.

- Co? Nie widział, że zbiera się na burze? Rany boskie Liam! Musimy go szukać! – zawołałam spanikowana i nerwowo wyjęłam z szafki ostatnią czystą koszulkę, bluzę i jeansy.

- Przyjdźcie jak najszybciej na dół – skomentował cicho i zamknął drzwi.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że chłopak mojego najlepszego przyjaciela błądzi gdzieś w deszczu lub, odpukać, coś mu się stało. Byłam bardzo zdenerwowana, martwiłam się o niego. Nie wyobrażałam sobie co czuje mój Lou, więc szybko ubrałam się, umyłam zęby i twarz. Nie trudziłam się nawet z nakładaniem makijażu, przecież i tak by mi spłynął jakbym wyszła na deszcz. Szybko związałam włosy w kucyka na czubku głowy i razem z Zaynem zbiegliśmy na dół. Na schodach spotkaliśmy zaspanego Nialla i Kath, która – co najdziwniejsze, wyglądała jak nowonarodzona. Zignorowałam to jednak, bo przecież była sprawa ważniejsza – Harry się zgubił.

Wpadłam jako pierwsza do małej kuchni, przy stole siedział Louis i płakał. Nigdy nie okazywał słabości, nie chciał, żeby ktokolwiek widział jego emocje. Nam – początkującym dziennikarzom – nie można było się poddawać, nawet w trudnych chwilach. Ale miłość to już inna sprawa, wiedziałam, że ten chłopak, który teraz płacze jak mała dziewczynka kocha tego drugiego i oddałby za niego życie. Szybko znalazłam się przy nim i objęłam go, na co ten automatycznie się we mnie wtulił.

- Szz... LouLou – pogładziłam go po włosach i uświadomiłam sobie, że już tak długo nie rozmawiałam sam na sam z moim przyjacielem – za chwilę pójdziemy go poszukać, nic mu nie będzie. Harry jest bardzo silny no i oczywiście trzymasz go przy życiu. Kochanie spójrz na mnie – zmusiłam go żeby podniósł na mnie wzrok.

- Ale ja się o niego tak cholernie martwię – wyszeptał, oczy miał całe czerwone od nieustającego płaczu – on.. jest taki kruchy i boi się burzy – dodał i rozpłakał się jeszcze bardziej.

- Louis! Nie załamuj się, za jakiś czas znów będziesz trzymał go w ramionach – szepnęłam i pocałowałam go lekko w czoło – bądź silny i ubieraj się, nie zostaniesz tu sam.

Wyciągnęłam do niego dłoń, którą przyjął z wdzięcznością i spojrzałam na wszystkich.

- Kath zostajesz z Pat tutaj, na wypadek gdyby Harry wrócił – zarządziłam, odezwały się u mnie cechy przywódcy, które już dawno poszły spać a dziewczyny przytaknęły zgodnie – ja, Louis i Niall idziemy pod las.

Zayn rzucił mi wymowne spojrzenie, był chyba zszokowany, że nie będzie w mojej „ekipie ratunkowej”.

- Nie patrz tak na mnie, mamy szukać Harrego, a nie skupiać się na sobie – szepnęłam i musnęłam jego usta swoimi – pójdziesz z Liamem w stronę rzeki, tam gdzie byliśmy na kajakach. Nie stać tak, ubierajcie się.

Po pięciu minutach wyszliśmy ubrani w kurtki przeciwdeszczowe, peleryny i przede wszystkim mieliśmy jasny cel – znaleźć Loczka. Rozdzieliliśmy się tak, jak powiedziałam i teraz musieliśmy tylko go znaleźć. Szłam z Louisem za rękę i wołałam imię Stylesa. Nie wiedziałam czy Lou płacze nadal, miał bowiem mokrą twarz od deszczu, tak jak ja i Niall.

Po godzinnej wędrówce znaleźliśmy się przy pierwszym szlaku, który prowadził na wysoki szczyt. Niebezpieczne było wchodzenie tam, nie znaleźliśmy Harrego. Louis był zrozpaczony. Zresztą nie tylko on, ja z całych sił starałam się nie rozpłakać z bezsilności i zmęczenia… Niall rozglądał się ciągle, biegał i sprawdzał praktycznie wszędzie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni, szybko wyjęłam telefon i odebrałam połączenie od mojego chłopaka.

- Co się stało, Zayn? – zapytałam zachrypniętym głosem.

- Mamy go, przyjdzie szybko. Muszę kończyć, spotkamy się po drodze – odetchnęłam z ulgą i podziękowałam mu szybko.

- Lou, Niall – powiedziałam z szerokim uśmiechem – Harremu nic nie jest.

******************

Louis:
Jak ten cholerny dzieciak na mnie działał! No przecież przez niego raz schodziłem na zawał – zresztą tak jak teraz, a później cieszyłem się niesamowicie. Po słowach Diany, do mojego serca doczepiły się skrzydła. Szybko objąłem przyjaciół i mocno ich uściskałem.

- Chodźmy, proszę – wyszeptałem błagalnie i prawie puściłem się pędem w drogę powrotną.

Nie zauważyłem nawet, że deszcz już przestał padać i zaczęło robić się jaśniej. Biegłem przed Dianą i Niallem, musiałem ich zostawić z tyłu. No po prostu nie mogłem wytrzymać dłużej bez mojego ukochanego. Bo przecież to była nasza miłość. Kochałem go całym sobą, każdą częścią mojego ciała i co najważniejsze – duszy. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Wszystkie rzeczy z nim, napawały mnie radością.

To samo było z naszą miłością. Była ona wyjątkowa.
I to było szalone, jak szybko oboje w to wpadliśmy. Przecież niedawno w ogóle się nie znaliśmy. Nie wiedziałem, że po Londynie chodzi tak wspaniała istota – Harry Styles. Mój ukochany wybawiciel, zmienił moje życie i stało się ono czymś radosnym. Już chciało mi się rano wstawać, chociaż wcześniej jakoś marnie mi to szło.
Teraz uświadomiłam sobie, że zawsze miałem w sobie tę miłość, od dnia, w którym go spotkałem, była ona nienaruszona i tylko czekała, by się przeze mnie, przez nas przedrzeć.
Bo ta miłość była… wyjątkowa.
Była cukrem w jego herbacie, bo będąc taką słodką osobą musiał jeszcze bardziej osładzać sobie życie – mi wystarczył jedynie on, nie słodziłem herbaty od kilku dobrych lat. Harry był moim całym cukrem i wszystkimi słodkościami świata. Ta miłość była późnymi romantycznymi randkami, przemierzaliśmy wieczorami prawie puste ulice miasta, śpiewaliśmy, całowaliśmy się pod murem i byliśmy po prostu ze sobą. Była też szalonymi decyzjami, pieczeniem ciast oraz przytulaniem się na łóżku. Wyjazdami do kina – na romantyczne filmy, które Harry tak bardzo uwielbiał.
Była obietnicami – „tak, zawsze będę cię kochał i nigdy cię nie opuszczę”, szczerym, pięknym i dumnym uśmiechem, wyjazdami na zakupy i przytulaniem się podczas burzy – bo przecież mój Harry bał się jej tak bardzo. Była gotowaniem obiadów i rzucaniem się mąką, potem zawsze kończyliśmy pod prysznicem, zmywając z siebie biały proszek. Była pocieszeniem i kojącymi słowami.

Była zaraźliwym śmiechem oraz motylkami w brzuchu, różowymi policzkami i lśniącym błyskiem w oczach – zawsze będąc blisko niego czułem, że mogę wszystko. Nie przejmowałem się tym jak wyglądam, czy się rumienię, wiedziałem przecież, że ten mały człowiek mnie bardzo kocha. Ta miłość była spragnionymi, różowymi ustami, poszukiwaniem siebie nawzajem w każdej nowej sytuacji, była przygodą. Była noszeniem nawzajem swoich ubrań i chodzeniem po sklepach trzymając się za ręce – ludzie wtedy dziwnie na nas patrzyli, mamy zasłaniały dzieciom oczy ale my się tym zupełnie nie przejmowaliśmy. Mieliśmy siebie na zawsze. Była obdarzeniem się pocałunkami w każdej możliwej sekundzie, niekończącymi się flirtami i podstępnymi uśmiechami. Harry był mistrzem w dziedzinie podrywu i flirtu. Kochałem jego seksowne miny, dwuznaczne spojrzenia i uwielbiałem jak chłopak oblizywał wargi patrząc przy tym wymownie na moje krocze. Na samą myśl chciało mi się cholernie śmiać.
Nasza miłość była zaciskaniem palców z przyjemności na pościeli i zduszonymi jękami. Była eksperymentowaniem i dorastaniem razem – bardzo miło było mi uczestniczyć w jego życiu, w jego zmianie, którą przeżywał każdego dnia. Była najpiękniejszą i najlepszą przygodną jaką kiedykolwiek odbyliśmy razem. I ta przygoda nie zakończy się szybko, żaden z nas tego nie chciał. Nikt nie mógł nam zniszczyć naszej miłości. Bo… ta miłość była tego warta. Była inna.

Nie wiedziałem jak długo biegłem, nogi same niosły mnie w stronę Harrego. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem go kulącego się z zimna, obejmował się ramionami i miał na sobie kurtkę Malika. Nogi bolały mnie strasznie, ale nie mogłem teraz zwątpić i zmusiłem je, żeby poprowadziły mnie do mojego ukochanego. Kiedy tylko znalazłem się przed nim, zamknąłem go w żelaznym uścisku. Najchętniej w ogóle bym go nie wypuszczał. Osunąłem się, ująłem jego twarz w dłonie i spojrzałem głęboko w jego wspaniałe oczy, które tak bardzo uwielbiałem.

- Nigdy – pocałowałem go – więcej – i znowu – mi – ponownie – tego – i jeszcze – nie – musnąłem jego usta – rób!

Usłyszałem śmiech Zayna, Liama, Diany i Nialla. Nie obchodzili mnie oni, ważne, że mój Harry był cały i zdrowy.

- Dobrze LouLou – po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast otarłem – jesteś moim kompasem, który zawsze wie, gdzie mnie znaleźć.

- Kocham cię głuptasie – szepnąłem i tym razem mocniej go pocałowałem.

***************

Niall:
To był bardzo emocjonujący wyjazd. Po powrocie do pensjonatu z Harrym, wszyscy byliśmy wyczerpani. Dobrze, że Liam kazał nam się wczoraj spakować. Kiedy tylko zdjąłem z siebie kurtkę i buty poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Katheriny.

- Spisałeś się na medal, bohaterze – szepnęła i lekko się do mnie przytuliła.

Nikt nie zwrócił na nas uwagi i bardzo się z tego powodu cieszyłem. Zaciągnąłem się świeżym, cytrynowo-miętowym zapachem jej włosów i musnąłem jej czoło ustami.

- Nie zapominaj się, Morgan! – zaśmiałem się cicho i odsunęliśmy się od siebie.

Ramię w ramię zmierzaliśmy do salonu, w którym reszta siedziała bądź leżała na wygodnych kanapach, do których wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić. Miałem nadzieję, że jeszcze nie raz odwiedzimy to wspaniałe miejsce. Ciągnęło ono za sobą bardzo wiele wspomnień. Pamiętna pierwsza noc, kiedy zobaczyłem Kath w samej bieliźnie. Wiedziałem, że zrobiła to specjalnie – później mi się do tego przyznała. Nasz niespodziewany pocałunek w lesie, kiedy nikt nie patrzył i w końcu bardzo przyjemny dzień sam na sam z Kath w wannie. Musiałem jednak wybić sobie tą dziewczynę z głowy. Doskonale zrozumiałem jej warunek – seks bez zobowiązań, kiedy tylko zdarzy się okazja i ochota. Po prostu jesteśmy przyjaciółmi od seksu. Podobało mi się to i wiedziałem, że nie mogę się za żadne skarby zaangażować. Nie będzie łatwo, mam duszę artysty i może z zewnątrz jestem takim szalonym człowiekiem, w środku jednak bardzo dużo się dzieje. Przyznanie się do zakochania to byłby poważny błąd – ale przecież nawet najtwardsze serca mają uczucia.



- Pamiątkowe zdjęcie na pożegnanie? – zapytała Pat i podała mi mój aparat, który przyjąłem z wdzięcznością, wszyscy się ustawili.

- No to jak to leciało? „But first? Let me take a selfie!” – wyciągnąłem rękę przed siebie żeby złapać wszystkich i uśmiechnąłem się.
Zrobiliśmy kilka świetnych zdjęć, wygłupialiśmy się, niektórzy się nawet całowali ale ja z Kath tego nie zrobiliśmy. Stop Horan, nie możesz myśleć o Kath w taki sposób! Nie możesz się zakochać! Wdech i wydech, od razu poczułem się lepiej i odłożyłem aparat.

- Gotowi do wyjazdu? – zapytał Liam, który był szefem wszystkich szefów.

Wyszliśmy zostawiając za sobą porządek, zapłaciliśmy gospodyni i powiedzieliśmy, że odwiedzimy ją w przyszłości. Ledwie zdążyliśmy na busa, wpakowaliśmy się na tyły pojazdu i wracaliśmy do szarej rzeczywistości.

DWA DNI PÓŹNIEJ, PONIEDZIAŁEK:

Postanowiłem pójść po Katherinę na uczelnię. Nigdy tam nie byłem, więc ściągnąłem na siebie spojrzenia wielu osób. Stałem nonszalancko oparty o murek, skórzaną kurtkę miałem rozpiętą a na nosie miałem okulary przeciwsłoneczne, pogoda w Londynie mnie zaskoczyła. Jeszcze nigdy w jesieni nie było tyle słońca. Czekałem na dzwonek oznajmiający koniec zajęć. Bawiłem się telefonem kiedy niespodziewanie podeszła do mnie dziewczyna, z burzą loków na głowie. Obrzuciłem ją zaciekawionym spojrzeniem i uśmiechnąłem się.

- Pomóc ci w czymś? – zapytała mnie wprawiając mnie w chwilowe zakłopotanie, Horan! Gdzie się podział mistrz podrywu?

- Hmm, w sumie to niczego mi już nie trzeba bo przyszłaś do mnie – błysnąłem zębami a dziewczyna się głupio roześmiała.

Wywróciłem oczyma, dobrze, że nie mogła tego zobaczyć – plus okularów przeciwsłonecznych. Na pierwszy rzut oka wyglądała dobrze, ale po jej głosie doszedłem do wniosku, że była bezwartościową i pustą laską. Nie lubiłem takich, zdecydowanie. Jedyne czego chciałem, to zabawić się.

- Skoro tak.. Jestem Jessica i z miłą chęcią poszłabym z tobą na kawę przystojniaku – o matko, jaki beznadziejny głos.

- Niall, miło mi poznać tak piękną damę – uśmiechnąłem się sztucznie, ale ona chyba nie wyczuła ironii w moim głosie i zachichotała głupkowato.

- Dasz mi swój numer? Umówimy się kiedyś – zatrzepotała rzęsami, które były pokryte chyba dziesięcioma warstwami tuszu – no nie daj się prosić – dotknęła mojego torsu, lekko się wzdrygnąłem.

- No pewnie – wpisałem do jej komórki numer i zadzwoniłem do siebie, zapisałem jej numer i zdjąłem okulary – do zobaczenia Jess.

Zarumieniła się i szybko odeszła. Nie minęła minuta, kiedy podeszła do mnie Katherina.

- Czy ty właśnie rozmawiałeś z największą dziwką w szkole? – zapytała marszcząc brwi i wzięła moje okulary, które założyła.

- Po pierwsze, też miło mi cię widzieć kochana! – powiedziałem z uśmiechem – a po drugie, nie ładnie obrażać koleżankę – zaśmiałem się i wetknąłem dłonie do kieszeni jeansów.


- Do mnie czy do ciebie? – zapytała a ja zaśmiałem się głośno, wziąłem ją za rękę i poszliśmy w stronę jej domu.

***************

Cześć kochani, moi wierni czytelnicy.
Bardzo chcę Was przeprosić, ten rozdział nie jest taki idealny jak bym sobie życzyła.
Mam nadzieje, że wytrwacie i będziecie cierpliwi ;)
Kocham Was bardzo i nie wiem co bym bez Was zrobiła. Daliście mi takiego kopa, że napisałam to w ciągu godziny :)
Kocham Was , dziękuję za każdy komentarz i za każde miłe słowo.
Nie wiem jak się mam Wam odwdzięczyć... 

@MalikMyLovee