NASTĘPNY ROZDZIAŁ PO 10 KOMENTARZACH (są bardzo motywujące dla mnie c;)
NOWA POSTAĆ W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"
Zayn:
Szybko załatwiłem spluwę u mojego znajomego. Musiałem być zawsze przygotowany na niespodziewane wypadki. Włożyłem ją do wewnętrznej kieszeni w kurtce, która była bardzo przydatna, nic nie rzucało się w oczy. Spojrzałem na zegarek, miałem jeszcze dwie godziny do spotkania z Ericiem, musiałem jeszcze iść do naszej siedziby, gdzie załatwialiśmy swoje narkotyki do sprzedania. Odpaliłem papierosa i spokojnym krokiem szedłem w kierunku znanej mi dzielnicy. Zaciągnąłem się, dym wdarł się w moje płuca, po chwili go wypuściłem. Skończyłem palić i wszedłem w ciemną uliczkę pomiędzy dwoma kamienicami. Znałem tą okolicę jak własną kieszeń, nic mi się tu nigdy nie stało, czułem się bezpiecznie. Jednak dzisiaj wolałem uważać bo nie było mnie tu już dość długo... A nigdy nic nie wiadomo, zawsze trzeba być uważnym, nie dać się zaskoczyć. Podszedłem do niskich drzwi i zapukałem cztery razy, taki mieliśmy zwyczaj. Prawie od razu drzwi się otworzyły, stanął w nich Mike. Skinąłem mu głową a ten wpuścił mnie do środka, musiałem się schylić żeby wejść. Szedłem za nim do naszego wspólnego pokoju, gdzie załatwialiśmy wszystkie sprawy, rozdzielaliśmy działki narkotyków, rozliczaliśmy się z zarobionej forsy. Omiotłem spojrzeniem wnętrze, upewniając się, że wszystko jest jak dawniej. Nie zauważyłem żadnych zmian co mnie bardzo ucieszyło, w końcu byłem tu wpływową osobą, którą szanowali. Nic bez mojej zgody nie mogło się zmienić, no prawie. W niektórych sprawach decydował sam Mike, załatwiał wszystko, miał największe wpływy, wszyscy się go bali oprócz mnie i Erica. Byliśmy jak równy z równym.
- No Ninja, dobrze cię widzieć - powiedział Mike i usiadł na fotelu za biurkiem, usiadłem na kanapie rozkładając się wygodnie - długo cię tu nie było, tęskniliśmy.
- Nie pierdol stary, stać cię na coś więcej niż ta ironia - prychnąłem z uśmieszkiem na ustach - no więc, nie rozumiem tylko jednego... Dlaczego znów chcieliście mnie tu mieć? Przecież ostatnia akcja nie była miła ani dla mnie ani dla was więc?
- Daj spokój, wszyscy już zapomnieli o tym co zrobiłeś, po prostu dałeś sobie nauczkę sam. To nauczyło cię, żeby już więcej nie sprzedawać w innych dzielnicach, bo może ci się coś stać. A my nie chcemy problemów, wdepniesz raz w jakieś gówno to trudno ci będzie z niego wyjść bez naszej pomocy, a nam za cholerę nie chce się pakować w twoje sprawy - powiedział Mike i machnął ręką - dzisiaj trzymaj się jeszcze z Ericiem, za chwile powinien się tu zjawić.
Kiedy wypowiedział te słowa usłyszeliśmy czterokrotne pukanie do drzwi. Uniosłem zdziwiony brew, przecież Eric nie miał w zwyczaju zjawiać się punktualnie.
- Pójdę otworzyć - powiedziałem bo Mike nie ruszył się z miejsca, przeglądał jakieś papiery.
Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się do drzwi. Otworzyłem drzwi ale nikogo za nimi nie było. Zdziwiłem się i zacząłem nasłuchiwać, wychyliłem się i to był błąd. Poczułem jak coś zaciska się na mojej szyi, czyjeś ręce szarpnęły mną i zmusiły do wyjścia na zewnątrz.
- Co jest do cholery? - wrzasnąłem i próbowałem się szarpać, zaraz tego pożałowałem bo kabel na moje szyi zacisnął się mocniej. Zakrztusiłem się i odruchowo złapałem za gardło.
- Po chuj tu przychodziłeś panie piękny? Dostać wpierdol? Sam się o to prosiłeś debilu! - krzyknął jakiś facet, uderzył mnie pięścią w brzuch tak, że opadłem na kolana. Nie rozpoznałem go, podejrzewałem jednak, że jest to typek z sąsiedniej dzielnicy...
PÓŁTORA ROKU TEMU :
Kiedy już pobawiłem się z tamtą dziewczyną poszedłem do baru. Zamówiłem sobie piwo i czekałem na nie. Po chwili podszedł do mnie jakiś facet, nigdy wcześniej go nie widziałem.
Kiedy już pobawiłem się z tamtą dziewczyną poszedłem do baru. Zamówiłem sobie piwo i czekałem na nie. Po chwili podszedł do mnie jakiś facet, nigdy wcześniej go nie widziałem.
- Co powiesz na specjalną robotę? Obserwowałem cię dzisiaj, widzę, że dobrze znasz się na handlu - powiedział patrząc na mnie.
Zrobiłem zdziwioną minę, mnie zawsze trudno jest złapać... Nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Powiedz o tym coś więcej - zażądałem i odebrałem swoje piwo. Upiłem łyk.
- Chcę żebyś handlował jutro na jednej ulicy przy klubie "Black Magic", kasa idzie dla ciebie, nie chcę żadnego procenta z tego co zarobisz. Po prostu muszę się pozbyć tego towaru - powiedział szybko i cicho by nikt go nie usłyszał.
Zastanawiałem się nad tym przez chwilę, facet czekał cierpliwie i pił swojego drinka. W sumie... nie miałem nic do stracenia, mógłbym jedynie zyskać. Pieniądze zawsze były mi potrzebne, zwłaszcza teraz kiedy musiałem uzbierać na samochód.
- Jasne, nie ma sprawy. Tylko nie chcę mieć przez to problemów, nikt ma się nie dowiedzieć - coś tam kiedyś słyszałem, że handel w innej dzielnicy niż u siebie jest postrzegany jako zdrada swoich. Nie wierzyłem w to, jak handlować to na większym obszarze. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jakie pociągnie to za sobą konsekwencje.
- Chodź ze mną, dam ci dziś wszystko a jutro spotkamy się o 20 przy klubie - powiedział, dokończył pić swojego drinka, czekał aż ja skończę pić piwo.
Wyszliśmy z klubu, skierowaliśmy się na jego tyły. Dał mi jakieś podejrzanie wyglądające narkotyki ale nie chciałem wnikać, mam to po prostu sprzedać, wziąć kasę dla siebie i zmyć się z dzielni. Wszystko jak zawsze. Pożegnaliśmy się skinieniem głowy, postanowiłem wrócić do domu, było już grubo po północy, nie wiedziałem, która jest dokładnie bo nie miałem telefonu i zegarka. Wetknąłem dłonie w kieszenie jeansów i szedłem szybkim krokiem w stronę mieszkania. Wtedy jeszcze nie mieszkałem z chłopakami, byłem samotnikiem, dilerem narkotykowym pracującym na pełny etat. Wszedłem na drugie piętro i stanąłem przed drzwiami. Miałem wyciągnąć klucze kiedy zorientowałem się, że drzwi są otwarte. Pchnąłem je i wszedłem do środka wyjmując pistolet z kieszeni. Rozejrzałem się, w żadnym z 5 pokoi nie było nikogo. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, zamknąłem szybko drzwi na zamek i zdjąłem kurtkę. Wchodząc do kuchni przeżyłem kolejny szok. Okno było rozbite a na podłodze, między odłamkami szkła leżał kamień z kartką. Ostrożnie podszedłem do kamienia by nie nadepnąć na szkła. Wziąłem kartkę i rozwinąłem ją - drukowany napis : UWAŻAJ LEPIEJ CO ROBISZ.
- Co do kurwy... - skrzywiłem się, nie rozpoznałem charakteru pisma - chrzanić to - powiedziałem i zgniotłem kartkę, posprzątałem wszystko, zakryłem wybite okno jakimś kocem i folią, żeby nikt się czasem nie włamał. Dalej myślałem o tym gównie, ktokolwiek to zrobił - musi za to zapłacić.
Czułem, że powoli odpływam. Oczy miałem zamglone, z twarzy płynęła mi krew i czułem potężny ból w klatce piersiowej. Głowa mi pulsowała. Po chwili usłyszałem kroki.
- Skarało cię Ninja... - rozpoznałem głos Mike'a. Co to kurwa ma być!? O co tutaj chodziło? - Teraz już wiesz, że nie handluje się z konkurencją.
Podniosłem na niego wzrok, splunął mi w twarz, szybko ją otarłem.
- Jak śmiesz pojebańcu, nawet nie wiesz ile dla ciebie zrobiłem - syknąłem z gniewem w głosie.
- Ty? Dla mnie? - jego obrzydliwy śmiech rozniósł się po uliczce odbijając echem od ścian kamienic - gówno zrobiłeś Ninja, jesteś tylko marnym dupkiem, który dał się wykorzystać i dla mnie pracował. Eric zrobił dla mnie dużo więcej, on przynajmniej mnie nie zdradził. Takich szmaciarzy jak ty, powinni wieszać.
Chciałem coś odpowiedzieć, nie mogłem bo poczułem kolejne kopnięcia na brzuchu. Zakrztusiłem się krwią wypełniającą moje usta.
- Dobra chłopaki, dzięki za wszystko, możecie spadać - usłyszałem jak odchodzą - A ty już lepiej się tu nigdy nie pokazuj, bo to może skończyć się dla ciebie źle.
Wszedł do środka a ja zwijałem się z bólu. Nie mogłem uwierzyć, że Eric mnie wydał...
Uśmiechnąłem się, w tej chwili podeszła do nas kelnerka - moja dobra znajoma Ellie.
Wyszliśmy z klubu, skierowaliśmy się na jego tyły. Dał mi jakieś podejrzanie wyglądające narkotyki ale nie chciałem wnikać, mam to po prostu sprzedać, wziąć kasę dla siebie i zmyć się z dzielni. Wszystko jak zawsze. Pożegnaliśmy się skinieniem głowy, postanowiłem wrócić do domu, było już grubo po północy, nie wiedziałem, która jest dokładnie bo nie miałem telefonu i zegarka. Wetknąłem dłonie w kieszenie jeansów i szedłem szybkim krokiem w stronę mieszkania. Wtedy jeszcze nie mieszkałem z chłopakami, byłem samotnikiem, dilerem narkotykowym pracującym na pełny etat. Wszedłem na drugie piętro i stanąłem przed drzwiami. Miałem wyciągnąć klucze kiedy zorientowałem się, że drzwi są otwarte. Pchnąłem je i wszedłem do środka wyjmując pistolet z kieszeni. Rozejrzałem się, w żadnym z 5 pokoi nie było nikogo. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, zamknąłem szybko drzwi na zamek i zdjąłem kurtkę. Wchodząc do kuchni przeżyłem kolejny szok. Okno było rozbite a na podłodze, między odłamkami szkła leżał kamień z kartką. Ostrożnie podszedłem do kamienia by nie nadepnąć na szkła. Wziąłem kartkę i rozwinąłem ją - drukowany napis : UWAŻAJ LEPIEJ CO ROBISZ.
- Co do kurwy... - skrzywiłem się, nie rozpoznałem charakteru pisma - chrzanić to - powiedziałem i zgniotłem kartkę, posprzątałem wszystko, zakryłem wybite okno jakimś kocem i folią, żeby nikt się czasem nie włamał. Dalej myślałem o tym gównie, ktokolwiek to zrobił - musi za to zapłacić.
Czułem, że powoli odpływam. Oczy miałem zamglone, z twarzy płynęła mi krew i czułem potężny ból w klatce piersiowej. Głowa mi pulsowała. Po chwili usłyszałem kroki.
- Skarało cię Ninja... - rozpoznałem głos Mike'a. Co to kurwa ma być!? O co tutaj chodziło? - Teraz już wiesz, że nie handluje się z konkurencją.
Podniosłem na niego wzrok, splunął mi w twarz, szybko ją otarłem.
- Jak śmiesz pojebańcu, nawet nie wiesz ile dla ciebie zrobiłem - syknąłem z gniewem w głosie.
- Ty? Dla mnie? - jego obrzydliwy śmiech rozniósł się po uliczce odbijając echem od ścian kamienic - gówno zrobiłeś Ninja, jesteś tylko marnym dupkiem, który dał się wykorzystać i dla mnie pracował. Eric zrobił dla mnie dużo więcej, on przynajmniej mnie nie zdradził. Takich szmaciarzy jak ty, powinni wieszać.
Chciałem coś odpowiedzieć, nie mogłem bo poczułem kolejne kopnięcia na brzuchu. Zakrztusiłem się krwią wypełniającą moje usta.
- Dobra chłopaki, dzięki za wszystko, możecie spadać - usłyszałem jak odchodzą - A ty już lepiej się tu nigdy nie pokazuj, bo to może skończyć się dla ciebie źle.
Wszedł do środka a ja zwijałem się z bólu. Nie mogłem uwierzyć, że Eric mnie wydał...
*********************
Liam:
Po tym jak wyjaśniłem wszystko Patrici w księgarni, zaproponowałem jej wyjście na kawę. Zgodziła się chętnie, ubrała swoją kurtkę i wyszliśmy. Zamknąłem drzwi na klucz i poszliśmy w stronę zatłoczonych uliczek. Pomimo tego, że była niedziela, na ulicach był duży ruch, kawiarnie były oblężone - po prostu jak w zwykły dzień.
- Gdzie mnie zabierzesz? - zapytała po chwili ciszy zaciekawiona dziewczyna.
- Tam niedaleko jest taka miła kawiarnia, nie ma w niej dużo ludzi, można spokojnie porozmawiać a nie tak jak tutaj - uśmiechnąłem się lekko. Szliśmy wolnym krokiem nasycając się piękną pogodą.
- Wiesz... Cieszę się, że cię poznałam. Serio, moje życie znów ma jakiś sens - chciałem coś powiedzieć ale uciszyła mnie gestem dłoni - i wcale nie przesadzam. Chyba jest za wcześnie, żebym zagłębiała cię w historię mojego życia, ale stopniowo będę uchylała przed tobą rąbek tajemnicy - dziewczyna roześmiała się słodko.
- Miło mi to słyszeć, jestem cierpliwy więc nie będę nalegał. Jak zechcesz mi powiedzieć, to wiedz, że mi możesz ufać i nikomu nic nie powiem - uśmiechnąłem się do niej, mówiłem prawdę.
Chciałem się powoli ustatkować, miałem dobrze płatną pracę ale nigdy nie miałem szczęścia w miłości. Ciągle spotykały mnie zdrady, niewierności w związku więc odpuściłem, wmawiając sobie, że miłość sama przyjdzie. Trzeba po prostu czekać. Doszliśmy do kawiarni, otworzyłem drzwi Patrici i weszliśmy do środka. Było tylko kilku klientów, zajęliśmy stolik pod ścianą, odsunąłem dziewczynie krzesło po czym usiadłem na przeciwko.
- Na co masz ochotę? - zapytałem ją i oparłem brodę na dłoniach patrząc na nią.
- Hmmm, z chęcią zjem sernik z wiśniami i czekoladą na ciepło - powiedziała cicho i odłożyła małą kartę na stolik.
Uśmiechnąłem się, w tej chwili podeszła do nas kelnerka - moja dobra znajoma Ellie.
- Cześć kochana, co słychać? Jak się mają dzieciaki i Nick? - zapytałem Ellie, była dobrą koleżanką mojej mamy, często u nas bywała kiedy tam mieszkałem.
- Wszystko jest świetnie, dzieci rosną jak na drożdżach, Nick dostał awans i wiedzie nam się bardzo dobrze, a co u ciebie Liam? - uśmiechnęła się do mnie uroczo, była kobietą po 30, na jej twarzy dało się zauważyć już kilka zmarszczek. Zawsze była uśmiechnięta, wesoła i zabawna. Uwielbiałem spędzać z nią czas na rozmowie o książkach i pomaganiu jej w pilnowaniu dzieci.
- Nie narzekam, jest dobrze - nie chciałem się rozgadywać przy Patrici - a tak w ogóle to jest moja koleżanka Patricia, Patricia to moja znajoma Ellie - przedstawiłem je sobie, uścisnęły sobie dłonie i wymieniły uśmiechy.
- Miło mi poznać, to co Liam? Dla ciebie to co zwykle? A dla koleżanki? - zapytała uśmiechając się uroczo.
- Dziś będzie dwa razy to co zwykle ja zamawiam - puściłem jej oczko a ona odeszła od nas.
- Jak to? Czyli zawsze przychodzisz tu na sernik z wiśniami i czekoladą? - dziewczyna była zdziwiona - nie ukrywam, spodziewałam się czegoś innego po tobie.
- Uwielbiam sernik, wiśnie i czekoladę! - zaśmiałem się cicho - no i wiesz już co jest moim ulubionym deserem.
- To zaszczyt! - Patricia uśmiechnęła się do mnie, w tym momencie przyszła do nas Ellie i położyła na stoliku nasze zamówienie.
- Smacznego kochani - powiedziała nie przestając się uśmiechać.
- Dziękuję - odpowiedzieliśmy równocześnie, spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się cicho.
Jedliśmy co jakiś czas zaczynając jakieś tematy. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, na razie tylko się poznawaliśmy. Dowiedziałem się, że ma młodszą siostrę, zrezygnowała ze studiów bo nie miała pieniędzy ich opłacać. Mieszka w kamienicy blisko centrum miasta z mamą i siostrą. Jej tata pracuje we Włoszech i przyjeżdża do domu dwa razy na pół roku. Kiedy już skończyliśmy jeść postanowiliśmy pochodzić po parku. Całkowicie straciliśmy poczucie czasu i nawet nie zauważyliśmy jak zrobiło się ciemno. Przechadzaliśmy się pustymi alejkami w parku, śmialiśmy się głośno i poznawaliśmy się lepiej.
Na dźwięk mojego telefonu aż podskoczyłem. Patricia zaśmiała się znowu, dziewczyna była na prawdę rozrywkowa, zabawna i śmiała się z prawie wszystkiego. Lubiłem taki typ.
- Kto to Liam? - zapytała spoglądając mi przez ramię na wyświetlacz telefonu.
- Zayn, nie wiem co on ode mnie znów chce - zmarszczyłem brwi i odebrałem - Co jest?
- Payno... - kaszlnięcie - przyjedź po mnie pod Tree, proszę.
Zdziwiłem się bardzo, nie brzmiał najlepiej. Coś mi się wydawało, że wpadł w kłopoty...
- Ale gdzie to jest? - nie mogłem sobie skojarzyć jak tam dojechać, nie często bywałem w klubach - Patricia wiesz gdzie jest klub Tree?
- No tak, chce ci się imprezy? - zapytała nie bardziej zdziwiona niż ja, wyczułem trochę przerażenia w jej głosie.
- Dobra Malik, za chwilę tam będę. Nie ruszaj się z miejsca - powiedziałem poważnie i rozłączyłem się.
- Przepraszam ale muszę cię odwieźć do domu, Zayn ma kłopoty i musisz mi wyjaśnić jak mam dojechać do tego klubu- wiedziałem, że coś jest nie tak i wolałem nie mieszać w to dziewczyny.
- Nie ma mowy, jadę z tobą. Jak mu się coś stało no to pomogę, sam sobie nie poradzisz - szybko zaprzeczyła a ja nie chciałem się z nią kłócić.
- Jak chcesz, ale tylko na twoją odpowiedzialność - powiedziałem stanowczo i poszliśmy szybko w kierunku samochodu.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem i szybko wyskoczyłem z samochodu. Usłyszałem stukot obcasów, Patricia biegła za mną. Rozglądałem się w poszukiwaniu Zayna. Ludzie tłoczyli się przy wejściu, palili, śmiali się i pili. Spojrzałem na Patricię, rozglądała się tak jak ja.
- Liam, jest chyba tam! - powiedziała wskazując na drugą stronę ulicy, pod ścianą kamienicy leżał chłopak. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jakiś bezdomny, ale faktycznie - jak lepiej się przyjrzeć to był Zayn.
Przebiegliśmy przez ulicę, szybko ukucnąłem przy kumplu. Spojrzał na mnie spod zapuchniętych oczu, z nosa ciekła mu krew, wargę miał rozciętą i w ogóle był cały poobijany. Nie wyglądało to najlepiej.
- Szybciej się nie dało? - wysyczał chłopak patrząc na mnie a potem dopiero dostrzegł Patricię - a po chuj ją tu zabrałeś?
- No bez takich Malik, nie włóczę się jak ty po klubach i ktoś musiał mi wyjaśnić jak tu dojechać. Pomoże mi podprowadzić cię do samochodu, musimy jechać do szpitala - powiedziałem stanowczo.
- Żadnego szpitala do cholery, zawieźcie mnie po prostu do domu kurwa - warknął Mulat i od razu się skrzywił - proszę.
Wymieniłem z Patricią zmartwione i bezradne spojrzenia. Wzięliśmy go z dwóch stron pod ramię. Teraz dopiero zobaczyłem w jakim stanie były jego ubrania. Kurtkę miał rozdartą na lewym boku i rękawie, spodnie miały dziury na kolanach i były całe brudne.
- Cholera Malik, w coś ty się zaś wpakował chłopie - powiedziałem cicho kręcąc z niedowierzaniem głową.
On często przychodził poobijany z klubów, tłumaczył się, że bili się w lokalu i go trafili. Martwiłem się o niego, strasznie schudł, mało jadł i do tego te siniaki na ciele, podkrążone oczy. Ostatnio zdarzało się to rzadziej i myślałem, że się to skończy. Jak bardzo się myliłem widząc go teraz w takim stanie.
- Nic mi się nie stało, zawieź mnie do domu - odpowiedział szybko Zayn.
Zanieśliśmy go do samochodu, skulił się na tylnym siedzeniu.
- Liam, muszę go opatrzyć. Nie zawoź mnie jeszcze do domu - niezręczną ciszę przerwał głos dziewczyny.
- Dobrze, martwię się o niego... - westchnąłem cicho - zadzwonisz proszę do Nialla żeby zszedł na dół i nam pomógł? Tam jest telefon - wskazałem na schowek po jej stronie. Szybko wybrała numer Blondyna i powiedziała to co jej kazałem.
- Daleko kurwa jeszcze? - zapytał Zayn z tyłu. Spojrzałem w lusterko, był w opłakanym stanie. Dodałem gazu i po pięciu minutach wjechaliśmy na parking. Czekali na nas Niall i Harry, wysiadłem z samochodu i zawołałem ich.
- Co mu się do cholery jasnej stało? - zapytał zszokowany Harry, jego oczy się rozszerzyły bo wiedziałem, że nie lubił widoku krwi.
- Nie wiem, ale się dowiemy - powiedziałem szybko, Patricia z Harrym poszli na górę przygotować mu łóżku a ja z Niallem wniosłem Zayna na górę.
- I kto to mówił, że trzeba być odpowiedzialnym... - powiedział cicho Niall i wywrócił oczyma. Położyliśmy chłopaka na jego łóżku a on skrzywił się strasznie.
- Dajcie mi apteczkę, muszę się nim zająć - wydała polecenie Patricia - może trochę boleć, no i muszę rozerwać ci koszulkę. I tak już jest cała zniszczona.
Wzięła nożyczki z apteczki, którą przyniósł Harry i rozcięła koszulkę odsłaniając klatę Malika. Harry jęknął i wyszedł z pokoju, nie dziwiłem mu się. Miał wielkie siniaki na brzuchu, zadrapania, rysy, nie wiadomo czy nie miał połamanych żeber. Patricia dotykała jego ciała, upewniając się czy nie ma większych obrażeń. Co jakiś czas Malik syknął z bólu ale zacisnął oczy i starał się udawać twardziela.
- Na szczęście nie masz złamanych żeber, posmarujemy to maścią i owiniemy bandażami - wyjaśniła dziewczyna i wzięła się do roboty.
My byliśmy całkowicie nieprzydatni i zieloni w tych sprawach, chyba musiałem iść na kurs udzielania pierwszej pomocy bo głupio się czułem taki bezczynny. Kiedy skończyła owijać bandaże wokół jego klatki piersiowej zabrała się za oczyszczanie jego twarzy. Przeszedłem to sam niecałe 4 godziny temu więc wiedziałem jak szczypie.
- Gotowe - powiedziała i wzięła zakrwawione waciki i chusteczki, wrzuciła je do kosza, który stał pod biurkiem Zayna - ale i tak lepiej by było jakbyście z nim pojechali do lekarza.
- Mówiłem już coś! Żadnego kurwa lekarza! - krzyknął na nią Zayn.
- Stary nie zapominaj się! Nie dość, że nie podziękowałeś to jeszcze będziesz na nią wrzeszczeć - odpyskowałem mu - jak ci nie wstyd!
Zapadła niezręczna cisza, twarz Patrici pozostała jednak niewzruszona.
- Umm.. - zaczął Zayn - przepraszam i dziękuję.
Wywróciłem oczyma, tylko na tyle było go stać. Patricia machnęła ręką.
- Nic nie szkodzi, ale masz u mnie dług - stwierdziła i wyszła z pokoju, minęła się w drzwiach z Niallem, który przyniósł Malikowi szklankę wody.
Wyszedłem z pokoju za nią, ubierała kurtkę. Wziąłem kluczyki i podszedłem do niej.
- Przepraszam za niego, ostatnio zachowuje się dość dziwnie. Sami nie możemy odkryć co z nim jest nie tak. Na pewno nie chciał tak na ciebie nakrzyczeć - powiedziałem uśmiechając się przepraszająco do dziewczyny.
- Daj spokój, nie zmienię go i wy również. Musicie go tylko pilnować żeby znów nie narobił sobie koło dupy.
Skinąłem głową, krzyknąłem, że jadę odwieźć Patricię i wyszliśmy razem. Dzisiejszy dzień był pełny wrażeń, miłych i nie takich fajnych. Chyba zapamiętamy go na długo. Jechaliśmy w milczeniu aż pod jej kamienicę. Spojrzałem przez okno na budynek, był zadbany i w dawnym stylu. Bardzo mi się podobał.
- No to dziękuję za dzisiejszy dzień, było świetnie nie licząc zdarzenia z Zaynem - powiedziała cicho.
- To ja powinienem podziękować, również za zajęcie się tym matołem bo my się w ogóle nie znamy na takich rzeczach. Widziałaś minę Harrego kiedy rozcięłaś koszulkę Malikowi? - zaśmiałem się cicho na rozluźnienie atmosfery.
- Nie ma w tym nic trudnego - odpowiedziała spokojnie a ja zdziwiłem się dlaczego się nie śmieje - Do zobaczenia Liam, napisz proszę jak dojedziesz do domu. Dziękuję jeszcze raz za wspaniały dzień - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Nie masz za co dziękować, śpij dobrze. Obiecuję, że napiszę - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. Dziewczyna wysiadła z auta i zanim weszła pomachała mi. Odjechałem kiedy zniknęła za drzwiami.
- Smacznego kochani - powiedziała nie przestając się uśmiechać.
- Dziękuję - odpowiedzieliśmy równocześnie, spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się cicho.
Jedliśmy co jakiś czas zaczynając jakieś tematy. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, na razie tylko się poznawaliśmy. Dowiedziałem się, że ma młodszą siostrę, zrezygnowała ze studiów bo nie miała pieniędzy ich opłacać. Mieszka w kamienicy blisko centrum miasta z mamą i siostrą. Jej tata pracuje we Włoszech i przyjeżdża do domu dwa razy na pół roku. Kiedy już skończyliśmy jeść postanowiliśmy pochodzić po parku. Całkowicie straciliśmy poczucie czasu i nawet nie zauważyliśmy jak zrobiło się ciemno. Przechadzaliśmy się pustymi alejkami w parku, śmialiśmy się głośno i poznawaliśmy się lepiej.
Na dźwięk mojego telefonu aż podskoczyłem. Patricia zaśmiała się znowu, dziewczyna była na prawdę rozrywkowa, zabawna i śmiała się z prawie wszystkiego. Lubiłem taki typ.
- Kto to Liam? - zapytała spoglądając mi przez ramię na wyświetlacz telefonu.
- Zayn, nie wiem co on ode mnie znów chce - zmarszczyłem brwi i odebrałem - Co jest?
- Payno... - kaszlnięcie - przyjedź po mnie pod Tree, proszę.
Zdziwiłem się bardzo, nie brzmiał najlepiej. Coś mi się wydawało, że wpadł w kłopoty...
- Ale gdzie to jest? - nie mogłem sobie skojarzyć jak tam dojechać, nie często bywałem w klubach - Patricia wiesz gdzie jest klub Tree?
- No tak, chce ci się imprezy? - zapytała nie bardziej zdziwiona niż ja, wyczułem trochę przerażenia w jej głosie.
- Dobra Malik, za chwilę tam będę. Nie ruszaj się z miejsca - powiedziałem poważnie i rozłączyłem się.
- Przepraszam ale muszę cię odwieźć do domu, Zayn ma kłopoty i musisz mi wyjaśnić jak mam dojechać do tego klubu- wiedziałem, że coś jest nie tak i wolałem nie mieszać w to dziewczyny.
- Nie ma mowy, jadę z tobą. Jak mu się coś stało no to pomogę, sam sobie nie poradzisz - szybko zaprzeczyła a ja nie chciałem się z nią kłócić.
- Jak chcesz, ale tylko na twoją odpowiedzialność - powiedziałem stanowczo i poszliśmy szybko w kierunku samochodu.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem i szybko wyskoczyłem z samochodu. Usłyszałem stukot obcasów, Patricia biegła za mną. Rozglądałem się w poszukiwaniu Zayna. Ludzie tłoczyli się przy wejściu, palili, śmiali się i pili. Spojrzałem na Patricię, rozglądała się tak jak ja.
- Liam, jest chyba tam! - powiedziała wskazując na drugą stronę ulicy, pod ścianą kamienicy leżał chłopak. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jakiś bezdomny, ale faktycznie - jak lepiej się przyjrzeć to był Zayn.
Przebiegliśmy przez ulicę, szybko ukucnąłem przy kumplu. Spojrzał na mnie spod zapuchniętych oczu, z nosa ciekła mu krew, wargę miał rozciętą i w ogóle był cały poobijany. Nie wyglądało to najlepiej.
- Szybciej się nie dało? - wysyczał chłopak patrząc na mnie a potem dopiero dostrzegł Patricię - a po chuj ją tu zabrałeś?
- No bez takich Malik, nie włóczę się jak ty po klubach i ktoś musiał mi wyjaśnić jak tu dojechać. Pomoże mi podprowadzić cię do samochodu, musimy jechać do szpitala - powiedziałem stanowczo.
- Żadnego szpitala do cholery, zawieźcie mnie po prostu do domu kurwa - warknął Mulat i od razu się skrzywił - proszę.
Wymieniłem z Patricią zmartwione i bezradne spojrzenia. Wzięliśmy go z dwóch stron pod ramię. Teraz dopiero zobaczyłem w jakim stanie były jego ubrania. Kurtkę miał rozdartą na lewym boku i rękawie, spodnie miały dziury na kolanach i były całe brudne.
- Cholera Malik, w coś ty się zaś wpakował chłopie - powiedziałem cicho kręcąc z niedowierzaniem głową.
On często przychodził poobijany z klubów, tłumaczył się, że bili się w lokalu i go trafili. Martwiłem się o niego, strasznie schudł, mało jadł i do tego te siniaki na ciele, podkrążone oczy. Ostatnio zdarzało się to rzadziej i myślałem, że się to skończy. Jak bardzo się myliłem widząc go teraz w takim stanie.
- Nic mi się nie stało, zawieź mnie do domu - odpowiedział szybko Zayn.
Zanieśliśmy go do samochodu, skulił się na tylnym siedzeniu.
- Liam, muszę go opatrzyć. Nie zawoź mnie jeszcze do domu - niezręczną ciszę przerwał głos dziewczyny.
- Dobrze, martwię się o niego... - westchnąłem cicho - zadzwonisz proszę do Nialla żeby zszedł na dół i nam pomógł? Tam jest telefon - wskazałem na schowek po jej stronie. Szybko wybrała numer Blondyna i powiedziała to co jej kazałem.
- Daleko kurwa jeszcze? - zapytał Zayn z tyłu. Spojrzałem w lusterko, był w opłakanym stanie. Dodałem gazu i po pięciu minutach wjechaliśmy na parking. Czekali na nas Niall i Harry, wysiadłem z samochodu i zawołałem ich.
- Co mu się do cholery jasnej stało? - zapytał zszokowany Harry, jego oczy się rozszerzyły bo wiedziałem, że nie lubił widoku krwi.
- Nie wiem, ale się dowiemy - powiedziałem szybko, Patricia z Harrym poszli na górę przygotować mu łóżku a ja z Niallem wniosłem Zayna na górę.
- I kto to mówił, że trzeba być odpowiedzialnym... - powiedział cicho Niall i wywrócił oczyma. Położyliśmy chłopaka na jego łóżku a on skrzywił się strasznie.
- Dajcie mi apteczkę, muszę się nim zająć - wydała polecenie Patricia - może trochę boleć, no i muszę rozerwać ci koszulkę. I tak już jest cała zniszczona.
Wzięła nożyczki z apteczki, którą przyniósł Harry i rozcięła koszulkę odsłaniając klatę Malika. Harry jęknął i wyszedł z pokoju, nie dziwiłem mu się. Miał wielkie siniaki na brzuchu, zadrapania, rysy, nie wiadomo czy nie miał połamanych żeber. Patricia dotykała jego ciała, upewniając się czy nie ma większych obrażeń. Co jakiś czas Malik syknął z bólu ale zacisnął oczy i starał się udawać twardziela.
- Na szczęście nie masz złamanych żeber, posmarujemy to maścią i owiniemy bandażami - wyjaśniła dziewczyna i wzięła się do roboty.
My byliśmy całkowicie nieprzydatni i zieloni w tych sprawach, chyba musiałem iść na kurs udzielania pierwszej pomocy bo głupio się czułem taki bezczynny. Kiedy skończyła owijać bandaże wokół jego klatki piersiowej zabrała się za oczyszczanie jego twarzy. Przeszedłem to sam niecałe 4 godziny temu więc wiedziałem jak szczypie.
- Gotowe - powiedziała i wzięła zakrwawione waciki i chusteczki, wrzuciła je do kosza, który stał pod biurkiem Zayna - ale i tak lepiej by było jakbyście z nim pojechali do lekarza.
- Mówiłem już coś! Żadnego kurwa lekarza! - krzyknął na nią Zayn.
- Stary nie zapominaj się! Nie dość, że nie podziękowałeś to jeszcze będziesz na nią wrzeszczeć - odpyskowałem mu - jak ci nie wstyd!
Zapadła niezręczna cisza, twarz Patrici pozostała jednak niewzruszona.
- Umm.. - zaczął Zayn - przepraszam i dziękuję.
Wywróciłem oczyma, tylko na tyle było go stać. Patricia machnęła ręką.
- Nic nie szkodzi, ale masz u mnie dług - stwierdziła i wyszła z pokoju, minęła się w drzwiach z Niallem, który przyniósł Malikowi szklankę wody.
Wyszedłem z pokoju za nią, ubierała kurtkę. Wziąłem kluczyki i podszedłem do niej.
- Przepraszam za niego, ostatnio zachowuje się dość dziwnie. Sami nie możemy odkryć co z nim jest nie tak. Na pewno nie chciał tak na ciebie nakrzyczeć - powiedziałem uśmiechając się przepraszająco do dziewczyny.
- Daj spokój, nie zmienię go i wy również. Musicie go tylko pilnować żeby znów nie narobił sobie koło dupy.
Skinąłem głową, krzyknąłem, że jadę odwieźć Patricię i wyszliśmy razem. Dzisiejszy dzień był pełny wrażeń, miłych i nie takich fajnych. Chyba zapamiętamy go na długo. Jechaliśmy w milczeniu aż pod jej kamienicę. Spojrzałem przez okno na budynek, był zadbany i w dawnym stylu. Bardzo mi się podobał.
- No to dziękuję za dzisiejszy dzień, było świetnie nie licząc zdarzenia z Zaynem - powiedziała cicho.
- To ja powinienem podziękować, również za zajęcie się tym matołem bo my się w ogóle nie znamy na takich rzeczach. Widziałaś minę Harrego kiedy rozcięłaś koszulkę Malikowi? - zaśmiałem się cicho na rozluźnienie atmosfery.
- Nie ma w tym nic trudnego - odpowiedziała spokojnie a ja zdziwiłem się dlaczego się nie śmieje - Do zobaczenia Liam, napisz proszę jak dojedziesz do domu. Dziękuję jeszcze raz za wspaniały dzień - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Nie masz za co dziękować, śpij dobrze. Obiecuję, że napiszę - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. Dziewczyna wysiadła z auta i zanim weszła pomachała mi. Odjechałem kiedy zniknęła za drzwiami.
***************************
Louis:
Siedziałem w pokoju, uczyłem się na test z rosyjskiego kiedy usłyszałem znów dźwięk wiadomości. Uśmiechnąłem się szeroko kiedy na wyświetlaczu pojawił się sms od Harrego z pytaniem czy może zadzwonić. Szybko odpisałem, że oczywiście. Nie zdążyłem nawet odłożyć telefonu i odebrałem połączenie.
- Coś się stało Harry? - zapytałem z uśmiechem na twarzy.
- No właśnie dlatego chciałem zadzwonić, bo się stało i nie chciałem tyle pisać - odpowiedział a ja przestraszyłem się nie na żarty.
- Co się dzieje? Miałeś jakiś wypadek, no mów szybko! - aż wstałem z łóżka i z nerwów zacząłem chodzić po pokoju.
- To takie słodkie, że się o mnie martwisz. Ale tym razem nie chodzi tu o mnie, przed chwilą Liam przywiózł pobitego Zayna do domu... Nie mam pojęcia co mu się stało a on nie chce nam o tym powiedzieć i chciałem żebyś skontaktował się z Dianą. Powiedz jej, że nic poważnego mu się nie stało, ale jest cały poobijany, odpoczywa i jutro raczej nie zjawi się na uczelni - wyjaśnił mi a ja odetchnąłem z ulgą, dobrze, że Harremu nic się nie stało bo bym chyba nie przeżył - Musimy z niego wyciągnąć czy ma jakieś problemy, on jak zawsze zgrywa twardziela, ale wszyscy dobrze wiedzą, że kiedyś może zrobić sobie krzywdę.
- Oh, to dziwne, przykro mi z tego powodu. Przekaż pozdrowienia Malikowi, powiadomię Dianę - powiedziałem cicho i westchnąłem - Harry?
- Tak? - jego głęboki głos wywołał na moim ciele ciarki, szybko się ogarnąłem.
- Czy przyszedłbyś jutro po mnie po zajęciach? Kończę o 14 - nie wiedziałem, skąd nagle wzięła się we mnie ta odwaga ale chyba to było dobre posunięcie.
- No jasne, z miłą chęcią. Będę czekał, dobranoc LouLou, słodkich snów - odpowiedział radośnie i rozłączył się nim zdążyłem odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że mi się przyśnisz - powiedziałem do siebie i zaśmiałem się cicho.
Od razu wybrałem numer do Diany, nie odebrała za pierwszym razem ale przynajmniej sobie potańczyłem do piosenki Happy, którą miała ustawioną na sygnał oczekiwania. Zadzwoniłem drugi raz i już po drugim sygnale odebrała.
- Wybacz Louis, pomagałam Dorothy w zadaniu i nie usłyszałam od razu. Co chciałeś?
- Zayn miał mały wypadek, Harry do mnie zadzwonił i powiedział, że ktoś go pobił, na szczęście nic mu się nie stało. Jutro nie będzie mógł jednak przyjść na zajęcia...
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza a po chwili usłyszałem jak coś spada na podłogę.
- Diana! Halo, jesteś tam? - zapytałem głośno a w głowie od razu pojawił mi się obraz jak Diana się przewraca, szybko odpędziłem z głowy tą myśl.
- Tak, wybacz. Telefon wypadł mi z dłoni. Louis... powiedz mi tylko, że wszystko będzie z nim dobrze - jej zmartwiony głos chwycił mnie za serce.
- Na pewno, Malik to silny facet i da sobie radę. Nie martw się na zapas, napisz do niego, zrobi mu się lepiej.
- No nie wiem czy powinnam, Lou. Podsłuchałam... znaczy usłyszałam przez przypadek, jak rozmawiał z kimś przez telefon i był nieźle wkurzony bo musiał gdzieś iść. Wydaje mi się, że ma poważne kłopoty i ma z kimś na pieńku. Boję się, że coś mu się stanie Louis.
- Dii... No proszę cię, nie martw się. Musisz z nim szczerze porozmawiać, myślę, że on cię posłucha. Muszę kończyć bo jeszcze powtarzam słówka z rosyjskiego, nie jestem takim geniuszem jak ty - zaśmiałem się na rozluźnienie a słysząc cichy chichot Diany uśmiechnąłem się szeroko - przyjadę po ciebie jutro o 8! Śpij dobrze i nie martw się kochana! - rozłączyłem się jak odpowiedziała dobranoc i rzuciłem się przodem na łóżko.
******************************
Hej kochani :)
Chociaż pod ostatnim rozdziałem nie było 10 komentarzy (co bardzo mnie zmartwiło ;c) to postanowiłam dodać następny. Bardzo długo nad nim pracowałam i nie do końca wyszedł taki jak oczekiwałam. Ocenę zostawiam Wam :)
Bardzo dziękuję za liczbę wejść na bloga - gdyby każdy, kto tu zagląda i czyta zostawił jeden komentarz - byłoby genialnie :)
Dziękuję bardzo za miłe słowa w komentarzach od moich wiernych czytelników ! Dzięki, że jesteście ;)
Za tydzień mam ferię, później miesiąc jestem na praktykach i nie chodzę do szkoły więc popracuję nad rozdziałami! Będzie dobrze :D
Miłego czytania <3
Ola - @MalikMyLovee ♥
Oooo no nareszcie się doczekałam bo oczywiście czekałam na rodział z wielką niecierpliwością :) Rozdział jak zwykle jest mega i mam nadzieje, że szybko napiszesz next :) x @hugwithmalikx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i czekam na next!
OdpowiedzUsuń@husaria1698
AAAAAAaaaaAAAA
OdpowiedzUsuńNo wreszcie ! Ah ile Larrego no i Liam i Patrice <3
Oczywiście zapraszam do sb ;)
Jest świetny! podoba mi się<3 Długo czekałam, ale było warto:* Pisz szybciutko kolejny kochanie xx
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i stwierdzam, że masz genialne pomysły. Połączyłaś wszystko co najlepsze. Zayn w roli badboy'a jak zwykle świetny! Nigdy nie czytałam tak długich ff, ale ten naprawdę mi się spodobał. Zdecydowanie będę zaglądać tutaj na bieżąco, nie mogę niczego ominąć. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. ♥.♥
OdpowiedzUsuńAWWWW *-*
OdpowiedzUsuńwarto było tyle czekać ;>
podobał mi się wątek z Larrym :*
Czekam na następny rozdział :>
Czuję, że Particia może być bardzo ciekawą postacią! ;3 Uwielbiam ją i Liama. No i przepraszam, ale nienawidzę już Erica, denerwuje mnie typ. To trochę psychiczne, ale podobała mi się akcja z pobiciem Zayna, chodzi mi o sposób jej opisania, naprawdę opis był genialny! No i mam dziwne przeczucie, że Zayn tak tego nie pozostawi, będzie chciał się zemścić i już nie mogę się doczekać, żeby o tym przeczytać! <3
OdpowiedzUsuń@LiamHero_171
świetny :> czekam na dalsze rozwinięcie wątku o Liamie i Patricii :)
OdpowiedzUsuń@kiyunaMK
świetny!
OdpowiedzUsuńnie jestem LS, ale kocham wątek z Larry'm :D
czekam na następny!
_______________
SPAM
zajrzyj do mnie :)
http://bby-be-with-me-so-happily.blogspot.com/
ŚWIETNIE PISZESZ, CZEKAM NA NEXT, MYŚLĘ, ŻE SZYBKO SIĘ POJAWI. PROSZĘ ♡
OdpowiedzUsuńtrochę się pogubiłam na tym początkowym wątkiem z Zaynem ale ogólnie rozdział super :>
OdpowiedzUsuńczekam na iskry między Dianą a Zaynem ;3
OdpowiedzUsuńCzo ten Zejn :D xd
OdpowiedzUsuńMasz talent, życzę weny ;3
OdpowiedzUsuńOoj tam, co z tego że jest trochę wulgarny... *__* Czekam również na jakieś "akcje" między Zaynem i Dianą ;pp
OdpowiedzUsuńJeeezu, ale śmiesznie się czyta o Larrym xd
OdpowiedzUsuń